Untitled - Bazar
Transcription
Untitled - Bazar
Aleksander Maliszewski, poeta, dramatopisarz, tłumacz, prozaik, krytyk teatralny i filmowy Wymyślone miasto – scenariusz z nagromadzonymi bez umiaru kontrastami: obok siebie – solidarność samoobrony, solidarność walki i solidarność kantu – Warszawa i warszawka – kwiaty najszlachetniejszych poświęceń i kwiatki najciemniejszych kombinacji, wyższa szkoła oporu i szkoła nabijania w butelkę panów w żelaznych kapeluszach – broń różna, przeciwnik ten sam. Bazar Różyckiego na Pradze – przedziwny stwór odradzający się po każdym pogromie, zasadniczo – miejsce zbytu prywatnych warsztatów rzemieślniczych i tzw. szmuglu ze wsi, ale można tu dostać wszystko, od igły do karabinu maszynowego, wszystko co zostało wyprodukowane dla „władców sezonowych” i nie znalazło drogi do Reichu albo po prostu wyciekło z transportów wojskowych. Podobno żwawi handlowcy warszawscy zakupują na bocznicach kolejowych zawartość całych wagonów, a là discretion, na łaskę i niełaskę losu, bez względu na to, co się w nich znajduje; dopiero po odbiciu skrzyń wiadomo – koniak, czekolada, skarpetki czy amunicja. Przy wejściu na Bazar – artykuły, za których sprzedaż grozi kara śmierci – białe pieczywo, mięso, słonina, cukier; nieco dalej – papierosy monopolowe, niemieckie, nawet angielskie; po lewej – odzież i buty, a na środku – stare żelastwo: śruby, śrubki, części jakichś rozmontowanych aparatów; obok – zdarte płyty na patefonach ochrypłymi głosami błagają, aby im nareszcie pozwolono zamilknąć na zawsze. Ktoś ogląda samowar – opukuje, skrzywi się, grymasi, a sprzedawca spokojnie, rzeczowo: - Będziesz pan miał z tego spirytus firmowy i nie musisz pan gadać, że to bimber, nikt nie pozna. Na szerokiej desce – księgarnia; człowiek w okularach z drucianą oprawką podsuwa mi dzieło pt. „Sekretarz zakochanych, wzory wierszy, toastów, powinszowań, listów na wszelkie okazje”, a potem, kolejno, postrzępione egzemplarze Wallace’a, Wellsa, Huxleya i wreszcie nowiutki, wydany przez okupanta Sennik chaldejsko-egipski, wraz ze słynnymi przepowiedniami Nostradamusa, które tak zostały spreparowane, że nie ma wątpliwości – zwycięzcami w tej wojnie będą Niemcy. - Jak to panu idzie? – pytam. - Tak sobie, nie bardzo. Teraz ludzie mają inne sny, niebłagonadiożne – i wyciąga spod płachty małą skrzynkę. - To może pan sobie wybierze coś z tych zakazanych? Krzyżacy Sienkiewicza, Wiatr od morza Żeromskiego, emigranci niemieccy, Oblicze dnia Wasilewskiej. – Wybieram Ecce homo Fryderyka Nietzsche, bo przyjemniej poczytać, jak ten „apostoł narodowego socjalizmu” wyrażał się o swoich rodakach. „Niemcy – pisze – zupełnie nie rozumieją, jakimi są prostakami i to jest właśnie najwyższy stopień prostactwa.”„Niemcy przez swoją walkę o wolność pozbawili Europę sensu, mają na sumieniu wszystko, co nastąpiło, co jest dzisiaj, mają na sumieniu najbardziej p r z e c i w n ą k u l t u r z e chorobę i niedorzeczność: n a c j o n a l i z m, to nervose nationale, na które przez nich choruje całą Europa. (…) pozbawili Europę rozumu, zawlekli ją w ślepą uliczkę bez wyjścia”. „Nie znoszę tej rasy, z którą będąc razem, jest się zawsze w złym towarzystwie”. ~2~ „Bazar Różyckiego w czasie okupacji”, fragment książki „Na przekór nocy”, w: „Stolica”, nr 9 (26.02.1967), str. 16 Oho, granatowy policjant! Nie ma popłochu na tym terenie to swój chłopak; dostaje dniówkę i nie wtrąca się. Gorzej z „zielonymi”; szwabska świnia fasuje pół patyka i zaraz napuszcza swego kolegę. Nic, tylko płać i płać. A jak nie dasz pięćset złotych, jedziesz do Prus na roboty, aniele mój, aniele mój. Życie jest ciężkie, ale jakoś z pomocą boską kalkuluje się. Niemcy z powodu korupcji wśród żandarmów i policji granatowej nie mogą sobie dać rady ani z Bazarem Różyckiego, ani z Kercelakiem. Ballada uliczna opowiada o niejakim panu Lewandowskim, którego wywieziono do Rzeszy i kazano pracować w fabryce. Tam wielka żałość serce jego gniecie, a tutaj płacze żona, czworo dzieci, więc Lewandowski się nie namyślając sprzedał fabrykę i wrócił do kraju. No i nazajutrz wszystko od nowa. Aleksander Malinowski „Spodnie, spodnie – spodnie samogrające – samogrająąąceee!... – wydziera się śpiewnym falsetem młody chłopak. - Dlaczego „samogrające”? – zainteresował się przechodzień w binoklach. - Żeby pana szanownego zadziwić, a jak się szanowny pan zadziwi to szanowny pan obejrzy, a jak szanowny pan obejrzy – to szanowny pan musi kupić, bo inaczej nie da rady, jako że okazja jak cholera i takich spodni sam gubernator Frank nie nosi… Przechodzień w binoklach rozkłada spodnie i uważnie ogląda pod światło. Rzeczywiście, sam Frank t a k i c h nie nosi. - Sito, panie kochany, buraczki można przez nie cedzić… a ileż to pan ceni tego samograja? - Pięćset złotych. Mogą też być przetarte… jak sprawiedliwie, to sprawiedliwie… ~3~ „Targ na Ząbkowskiej”, „Stolica” nr 88 (22.02.1959), str. 20, przypis wzięty z broszury AK Aleksandra Malinowskiego (10.1943r.) Warszawa - ul. Targowa Widoczna wschodnia pierzeja wraz z wejściem na Bazar Różyckiego; okres okupacji; źródło 4 sierpnia 2014 - https://www. facebook.com/112092262274894/photos/a.112111598939627.21332.112092262274894/340511816099603/?type=1&theater ~4~ Brama prowadzaca na bazar Rozyckiego od ulicy Brzeskiej, marzec 1940. Ludnosc zydowska zmuszona od 1 XII 1939 roku do noszenia na prawym przedramieniu bialej opaski z niebieska gwiazda Syjonu mogla jeszcze, choc z coraz wiekszymi utrudnieniami, poruszac sie po calym miescie. ; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News ~5~ Na bazarze Rozyckiego w Wielkim Tygodniu 1940; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News ~6~ Na bazarze Rozyckiego w Wielkim Tygodniu 1940; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News ~7~ Na bazarze Rozyckiego w Wielkim Tygodniu 1940; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News ~8~ ~9~ Władysław IgnatowskiŁódzki, ur. 1919, zgrupowanie 670, Pseudonim Narocz, mieszkaniec Pragi Społeczność kupiecka na bazarze była zwarta, bo to byli ludzie zaprawieni w różnych bojach, w różnych działaniach. Handlowali we wszystkich możliwych sytuacjach. Zygmunt Pągowski, kupiec Ojciec opowiadał, że jak pierwszą bombę Niemcy zrzucili, to dwie prze- Rozm. kupki poraniło. Ja przyszedłem na bazar w listopadzie 39 r. Pracowałem Andrzej Rudnicki, LR w firmie przedwojennej. Wojna się zaczęła, to firma się rozleciała. Byłem księgowym a wziąłem się za handel ręczny. Gdzie indziej pracy dla mnie nie było. Miałem wtedy 21 lat. Tadeusz Liszka, ps. Gryf, ur. 1926, Zgrupowanie „Żywiciel” pluton 230, mieszkaniec Pragi Tam, gdzie mieszkaliśmy, na Kijowskiej róg Brzeskiej pod trzecim, mieszkało dwóch lokatorów, jeden miał kawiarnię na parterze, a drugi zajmował lokal na pierwszym piętrze – rodzina żydowska. Ale trzeba przyznać, że okazał się wielkim patriotą, ten Żyd. Sześć dni po wejściu Niemców dowiedzieliśmy się, że mój brat, który zaciągnął się do armii Kleeberga, jest w obozie. Po kapitulacji został wzięty do niewoli i przewieziony do Radomia, do koszar. W koszarach Niemcy im pozwalali (ponieważ na honorowych warunkach poszli do kapitulacji) wychodzić grupami na rynek i robić zakupy. Kolega brata powiedział nam, jak wygląda sytuacja i mój ojciec z kierowcą opracowali plan, że pojadą samochodem ciężarowym do Radomia i będą starali się ich wykraść. I tak się stało. Pojechaliśmy. Ojciec kazał mi ubrać się „na dzieciaka”, w krótkie spodenki. Samochód miał burty, (trzytonowy chevrolet). Na burtach listwy do założenia drugiej podłogi. Ojciec kupił kilka metrów kartofli na rynku, który był przed koszarami. Rozsypaliśmy kartofle, a pod spodem było miejsce. Samochód stanął w bocznej ulicy. Piętnastu żołnierzy załadowaliśmy i brata szesnastego. Tył zakryliśmy się workami, zostawiając miejsce, żeby powietrze dochodziło. Ja tam usiadłem. Moim zadaniem było, w razie zatrzymania przez Niemców, zdążyć przesunąć worek, zakryć wlot powietrza i ostrzec, żeby nic nie mówili. Udało nam się dojechać do Warszawy przed godziną policyjną. Byłoby wszystko dobrze, tylko z Targowej, jak się wjeżdżało w ulicę Kijowską to stało pełno wojska niemieckiego. Myślimy: „Objedziemy Ząbkowską, Brzeską się wjedzie”. A to akurat był dom na rogu Kijowskiej i Brzeskiej. Wjechaliśmy w ulicę Brzeską i na wysokości bazaru szli żandarmi niemieccy i zatrzymali nas przed samym bazarem. Dobrze, że zdążyłem ostrzec żołnierzy i zastawić otwór. W grupie żandarmów niemieckich był Ślązak, Polak. Sytuację uratował nocny dozorca z bazaru. Ojciec wyszedł, zaczął tłumaczyć, że opona pękła. Trochę po polsku, trochę po niemiecku wytłumaczył, że miał awarię i dlatego parę minut się spóźnił. Wpuścił więc nas, podjechaliśmy do domu, do garażu, wjechaliśmy na podwórze. Zaczęło się robić szaro. Trzeba było poczekać z wyładunkiem żołnierzy, bo przecież wszystko bractwo w mundurach było. Ten sąsiad, Żyd, był trochę nietypowy. Trudnił się paserstwem i okradaniem Dworca Wschodniego. Nazywał się Karmelek. Przed wojną osiem miesięcy przesiedział w areszcie policyjnym za różne sprawki. Taka była rodzinka. Miał dwóch synów i dwie córki. Córki chodziły do szkoły, starszy syn Icek, pomagał ojcu w fachu, w pracy, a młodszy syn był o rok starszy ode mnie. Uczył się w szkole, zdolny chłopak. Urządzał na podwórzu zabawy teatralne. Nietypowa rodzina żydowska, bo nie czuć było, że pachnie ~10~ AHMMPW, 19.01.2007. Rozm. Anna Kowalczyk, research Leszek Nurzyński, LR Wywiad dla AHMMPW z 28.11.2007. Rozm. Małgorzata Brama, research Leszek Nurzyński czosnek i mleko z kluskami, często podawano do stołu. Po jakiejś półgodzinie, jak się ściemniło, nasi żołnierze przeszli do nas na górę. Żyd na drugi dzień rano, o godzinie ósmej, puka do nas do drzwi. Ma z sobą dość duży worek. Siedem ubrań skombinował cywilnych, żeby dać żołnierzom. Ojciec mówi: „Przecież policja polska pana prześladowała”. Odpowiedział: „Wie pan – widocznie przeczytał, jakie ma Hitler projekty wobec Żydów – takich czasów nie doczekamy, jak mieliśmy”. Orientował się. W 1940 roku, dużo Żydów uciekało na wschód. Przeprawiali się przez Bug. Rosjanie zatrzymali 110–120 Żydów w Pile, jak przekraczali granicę i odesłali Niemcom. Niemcy ich zlikwidowali. W tydzień po tej eskapadzie on swoją rodzinę wziął – (i to w marcu było albo w kwietniu 1940 roku) – za granicę przeszedł, na tamtą stronę. Wiesław Ochman, ur. 1937, śpiewak operowy (tenor liryczny) Żydzi mieszkali na następnej ulicy, na Korsaka. Pamiętam, że jak szli Ząb- Rozm. Leszek Nurzyński, LR, kowską w kolumnie prowadzonej przez żandarmów, to myśmy rzucali 2014 im jedzenie, choć żandarmi krzyczeli, że nie wolno, ale jednak patrzyli na to przez palce. Mama z sąsiadkami ubolewały nad tym co się z Żydami stało, bo to byli sąsiedzi. To nie byli bogaci Żydzi, to była biedota. Do Warszawy przyjechałem dopiero po roku. Wszędzie było widać ślady wojny. Uszkodzone domy, niemieckie patrole, brak żywności. Prawie wszyscy kumple w getcie: Szlama, Piękny, Icze, Sztymbul, Kurczak… KONKURS Puste mieszkania, puste podwórko. Matka zgaszonym głosem opowiMOŻE KTOŚ adała, jak ciągnęli za włosy Kurczaka, jak go bili kolbami. Poszedłem na bazar. Widać ślady spalenia, część bud nowa, część okopJESZCZE PAMIĘTA TĘ cona. Niby ludzi dużo, niby tak jak dawniej, a jednak nie tak. Od BrzeskNIEDZIELĘ iej ani jednej furmanki, za to mnóstwo kobiet z chlebem, sporo ludzi PALMOWĄ W wyprzedających rodzinne pamiątki, jakaś tania biżuteria, obrazki, młoda 1940 ROKU dziewczyna sprzedaje ślubną obrączkę… Niby tłok, niby wszystko po staremu… I gdy tak stałem, nagle zdałem sobie sprawę, co się zmieniło. Było cicho, znikł ten cały harmider. Nikt nie krzyczał: „Handełe, handełe, stare szmaty…”, nikt nie zachwalał świeżysz bajglów, nie było zażartych targów, udawanych lamentów. Wszystko ucichło. Zszarzało. Zniknął stary Lejba, stuknięty Mendel, ojciec Szlamy. W miejscu, gdzie matka Pięknego lała habersbusza, stał obcy facet z garnkiem herbaty. Przy bramie zapięty na łańcuch wózek, z którego Żółtek sprzedawał sznurowadła i agrafki. Wózek był, ale Żółtka już nie było. Odeszli wszyscy Żydzi. „Ferajniarz”, ur. 1918 ~11~ Rozm. Piotr Kulesza, Niebieski syfon, rozdział Ferajna, str. 124125 Na bazarze Rozyckiego w Wielkim Tygodniu 1940; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News ~12~ Na bazarze Rozyckiego w Wielkim Tygodniu 1940; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News Zygmunt Pągowski, kupiec Rozm. Andrzej W czasie wojny wszystko się zmieniło. Żydów wypędzili do getta i przyszli Polacy, którzy handlu się nauczyli. Przecież Polacy tak nie hand- Rudnicki, LR lowali jak teraz. Zaczynałem od ciuchów. Sprzedawano przeważnie stare, pożydowskie. Ludzie chodzili do getta i handlowali z gettem. Wynosili ciuchy i sprzedawali je. „Ferajniarz”, ur. 1918 Zamieszkałem sam w mieszkaniu Pięknego. Matka po śmierci ojca bardzo się postarzała. Marian skumał się z Mordą, który został granatowym. Pośredniczyli przy wykupywaniu zatrzymanych chłopaków, kupowali od Szwabów żarcie i różne duperele. Nie leżało mi to. Morda to był Morda i koniec. Brał od ludzi forsę i gówno załatwiał. W dwa lata potem i tak ktoś go posunął. Władek razem z Pulpetem chodzili na wagony. Nocą, za Radzyminem, gdzie pociąg zwalniał, wskakiwali na skład, otwierali wagon i wyrzucali, co się dało. Wychodzili na tym nędznie, bo po ciemku ciężko było znaleźć, gdzie co upadło. Do tego robota nerwowa, banszuce mieli rozkaz strzelania. Towar spuszczali na bazarze. Zacząłem kroić razem z Sufitem, ale co to była za robota. Dupa nie robota. Cały dzień macania i ledwie parę groszy, jakaś kartka żywnościowa, i to tyle. Ludzie nie mieli forsy. Cały handel był gówniany. Kogo miałem kroić? Te baby, co sprzedały bochenek chleba? Rozm. Piotr Kulesza, Niebieski syfon, rozdział Ferajna, str. 125126 Tadeusz Szurek, żołnierz AK, uczestnik Powstania Warszawskiego, mieszkaniec Pragi Handlowałem chlebem razowym. Dwa, trzy, razy w tygodniu woziłem chleb na bazar z Zacisza. Za każdy kurs dostawałem 2 kilogramy chleba. A w owym czasie to była wielka rzecz. Pomagałem w ten sposób rodzicom. Na Zaciszu znajdowała się piekarnia, której właścicielem był Polak o nazwisku Fischer. I on piekł chleb i ten chleb zawsze wypiekano w nocy. O trzeciej, czwartej rano myśmy z kolegami brali plecaki i szybko bocznymi uliczkami stawialiśmy się na pętli tramwajowej na Radzy- Rozm. Marek Miller, LR ~13~ mińskiej. Wsiadaliśmy w tramwaj nie wszyscy hurtem, ale pojedynczo i zawoziliśmy ten chleb na bazar. Tam go sprzedawaliśmy, oczywiście patrząc na prawo i na lewo. Tych bochenków miałem gdzieś 10-15 kg. *** Marian Stefański ps. „Mewa” (ur. 1931), Obwód II „Żywiciel” Szare Szeregi, mieszkaniec Pragi Ponieważ sytuacja w domu nie była za dobra, mama zaczęła wozić nici do Warszawy. Skupowała je od robotnic, które kradły w fabryce, i woziła na bazar. Wracała tego samego dnia, jak jej się udało albo następnego i przywoziła różne dobra. Najlepszy to był smalec, szary smalec – on miał smak wędlin. W tym się gotowały wędliny, to znaczy zbierany z wody, w której się gotowały wędliny, tak ściśle mówiąc. Coś wyśmienitego. AHMMPW z 30.03.2011. Rozm. Maria Ciostek. Research: Leszek Nurzyński, LR Zenon Kasprzak, ps. „Wilk” (ur. 1932), Szare Szeregi, Harcerska Poczta Polowa, mieszkaniec Pragi Mama jeździła do Bełżca po rąbankę, przywoziła ją do Warszawy i na bazarze sprzedawała z ręki. W pewnym momencie przestała jeździć, bo robiono ciągłe obławy. Matka słyszała na stacji, jak Niemiec do Niemca mówi: „Oni już tam na nich czekają – że na następnej stacji będzie łapanka”. Była zima, mróz minus piętnaście stopni, kolejarze polscy zatrzymali specjalnie pociąg przed stacją, bo też wiedzieli, że jest łapanka, no i kto wiedział, to z tego pociągu uciekał. Matka z jakąś znajomą wysiadły z pociągu i schowały się pod wagonem, mimo zimna, mimo mrozu. Widziały tę całą łapankę na stacji, że Niemcy wszystko zabierali, towar i ludzi. Musiały czekać do następnego pociągu, i od tego czasu już więcej nie pojechała na handel do Bełżca. AHMMPW z 7.11.2012. Rozm. Paulina Grubek. Research: Leszek Nurzyński, LR Ryszard Walczyński (ur. 1931), cywil, mieszkaniec Pragi Ojciec kupił prasę do wyciskania oleju, stała w pralni, gdzieśmy mieszkali. W tym wyciskaniu brałem udział, chociaż byłem małoletni, ale fizycznie sprawny. Żeby prasa mogła działać, to trzeba było siemię lniane kupić na bazarze Różyckiego. W pewnym momencie nasza tajna olejarnia została wykryta przez granatową policję. Przyszedł policjant, dostał łapówkę i poszedł. Ale za dwa, trzy dni przychodził następny policjant, też odkrywał olejarnię, znowuż trzeba było dawać. W każdym razie to się sprowadzało do tego, że trzeba było interes zamknąć, bo nie można było wytrzymać z tymi wszystkimi łapówkami. AHMMPW z 24.01.2011. Rozm. Małgorzata Brama. Research: Leszek Nurzyński, LR Sławomir Sokołowski, pisarz Granatowy policjant z Targowej 39 ganaiał przekupki po bazarze Różyckiego, rozbijając im stragany czy miejsca sprzedaży. Zwykły sadysta. Chłopcy z „Baru u Marynarza” zastrzelili go w biały dzień na oczach kilkudziesięciu ludzi, nikt nie doniósł na sprawców. Mazowiacy, W: „Melanż z Pragi”, Wyd. Melanż, Warszawa 2014, s. 203. Było dwóch wspólników, jednym był hrabia Adolf Poniński, którego Niemcy wyrzucili z majątku z poznańskiego, drugim był mój bezpośredni szef – magister Edmund Osiejewski, prawnik i polonista, miał dwa fakultety. Brat pana Edmunda, Roman, rozwoził na rykszy zamówienia po sklepach, najwięcej na Bazar Różyckiego. Kupcy zaopatrywali się u nas w torby i papier pakowy. Pracował u nas Stefan Bremm, który przed wojną występował w radiu. Jak wracał z obchodu często mówił: „Pani Krysiu, jak ja już mam tego dosyć, żeby zdobyć zamówienie, to muszę te wszystkie grube baby po rękach obcałowywać!”. AHMMPW z 16.10.2005. Rozm. Tomasz Żylski. Research: Leszek Nurzyński, LR KONKURS MOŻE KTOŚ TEN FAKT PAMIĘTA LUB COŚ O NIM SŁYSZAŁ? Krystyna Rybicka, ps. „Lilia” (ur. 1925), Wojskowa Służba Kobiet, mieszkaniec Pragi ~14~ Kamienice przy ulicy Brzeskiej 20 i 18 od strony wejscia na bazar Rozyckiego na Pradze; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News (PODMIENIĆ NA WERSJE ZE ZNAKIEM WODNYM) Michał Gradowski ps. „Miś” (ur. 1932), Batalion „Sokół”, Zgrupowanie „Sarna”, mieszkaniec Pragi Moja mama w czasie okupacji zbierała opłaty postojowe na bazarze Różyckiego. O świcie chłopi spod Warszawy przyjeżdżali furmankami, wjeżdżali na plac, płacili placowe i z furmanek sprzedawali jarzyny, które przywieźli – kapustę, marchew, cebulę, kartofle. Jak wszystko wyprzedali, to wyjeżdżali. Mama przyjaźniła się z tymi chłopami i często przywoziła do domu sporo jarzyn, czasem czegoś nie sprzedali, to jej dawali. Mogła się trochę podzielić z rodziną. Z tego żyliśmy. Kiedyś jechała tramwajem z Pragi na Bracką (Zieleniecką do ronda Waszyngtona, w prawo na most Poniatowskiego i z tramwaju wysiadała przy Nowym Świecie) i wiozła ze sobą duży, bardzo ciężki worek jarzyn. Jadąc Zieleniecką, tramwaj w pewnym momencie przyhamował. Motorniczy odwrócił się i krzyknął: „Na Waszyngtona łapanka!”. Jechał bardzo powoli, wszyscy wyskakiwali i tramwaj został prawie zupełnie pusty. Mamie żal się zrobiło worka jarzyn i nie wyskoczyła. Usiadła koło worka i siedzi spokojnie. Zostały jeszcze ze dwie osoby, staruszki. Trzeba wiedzieć, że w owe czasy miejsce zajmowane dziś przez Stadion X-lecia i tereny przyległe (kwadrat między Zieleniecką, Waszyngtona, Wisłą i torami kolejowymi) to był widok wielce ucieszny. Był to sam środek miasta stołecznego, gdzie tak ogromny obszar został obsadzony kartoflami i obsiany żytem, a na samym środku stała klasyczna zagroda wiejska ze studnią, z oborą, gdzie stały dwie krowy i koń. Część z tych, którzy wyskoczyli z tramwaju, gdzieś się rozeszła, natomiast część przebiegła przez te kartofliska na skos, po to, żeby na początku mostu Poniatowskiego wskoczyć do tego samego tramwaju. Było wiadomo, że jak dojedzie do ronda Waszyngtona, Niemcy go zatrzymają. Zanim oblezą cały tramwaj i tak dalej to zejdzie z piętnaście minut, spokojnie zdążą tam dobiec i z powrotem do ~15~ AHMMPW z 09.06.2008. Rozm. Iwona Brandt. Research: Leszek Nurzyński, LR niego wskoczyć. Mama się nie ruszyła i jak dojechali do ronda Waszyngtona wsiadł młody oficer niemiecki. Podszedł do mamy i po niemiecku poprosił, żeby mu pokazała dokumenty. Mama urodziła się i wychowała na Pomorzu, to było jeszcze pod zaborem pruskim i szkoły oczywiście też były niemieckie, to mówiła po niemiecku tak jak po polsku. Spojrzała na niego niechętnym wzrokiem i powiedziała: „Nie, kochaneczku. Piąty raz już dzisiaj mam sprawdzane dokumenty. Nie będę ci już pokazywać. Daj mi święty spokój”. Odwróciła się nosem do okna i koniec. Niemiec zasalutował i poszedł dalej. Kiedy dojechali do mostu Poniatowskiego zaczęli wskakiwać ludzie. Jakiś młody człowiek podszedł do mamy i mówi: „No, jak tam pisklaki?”. – „Jakie pisklaki?”. – „No te, co pani wysiedziała na jajkach”. Na to mama mówi: „Zaraz, zaraz. Nie bardzo rozumiem pański głupi żart. Na jakich jajkach wysiedziałam pisklaki?”. – „Przecież cały czas wysiaduje pani jajka”. – „Panie, przestań pan zawracać głowę!”. – „No, nie zawracam głowy! Naprawdę!” – powiedział młody człowiek. Nachylił się i spod ławki, gdzie siedziała mama wyciągnął dużą teczkę, otworzył – wypełniona granatami. „No widzi pani! Jeszcze nie wysiedziały się kurczaki. Zabieram wobec tego” – powiedział z uśmiechem i poszedł. „Ferajniarz”, ur. 1918 Kiedy zaczęto zamykać getto, kiedy zaczęły się wywózki, wielu Żydów szukało na gwałt polskich papierów. A papierów to ja mogłem mieć w bród. Cały interes zaczął się od Kurczaka. Wyciągnęliśmy Kurczaka z getta i załatwiliśmy polski dowód. Ale jakaś szmata z podwórka doniosła, przyjechało gestapo i Kurczaka do budy. Rozm. Piotr Kulesza, Niebieski syfon, rozdział Ferajna, str. 126 Józef Ziemian, mieszkaniec Pragi Mundek był szantażystą. Staszek mu pomagał. Okazji nie brakowało. Jednej ze swoich ofiar zaproponował, że albo odda to, co ma, albo zaprowadzą ją na Gestapo. Kobieta była przerażona. Jej majątek zgarnął w całości. Trzy tysiące, pióro, staroświeckie kolczyki, złoty zegarek. Sprawdził, czy nie ukryła nic w pantoflach. Z palca ściągnął jej złotą obrączkę. Kiedy nie znalazł nic więcej kazał jej iść. Nie była tego dnia jedyną. Wieczorem, u Mundka, odbyło się wspólne picie – na cześć owocnego dnia. Zgarnęli kilkanaście tysięcy złotych i sporo przedmiotów wartościowych. Mundek chichotał, że to Żydzi podarowali im to wszystko w spadku. Był zadowolony ze Staśka więc nakazał swojej kochance, żeby kupiła mu porządne, nowe buty. Interes działał jak samograj. Ludzie, których udało się zaszantażować raz, zapewniali już stały, miesięczny dochód. Wtedy Mundek bez skrupułów pozbył się Staśka. Buty i podarowany garnitur zabrał. Stasiek zrozumiał, co się święci, więc uciekł z domu Mundka. Papierosiarze z Placu Trzech Krzyży, Oficyna Bibliofilów, Łódź 1995, opracował Maciej Łopuszyński, LR „Ferajniarz”, ur. 1918 Znowu wyciągnęliśmy Kurczaka z getta. Tym razem nawet nie zaglądał do domu. Od razu odstawiliśmy go na dworzec. Zobaczyłem go dopiero po wojnie. Ale przez to wyciąganie Kurczaka Sufit rozkręcił interes. Gdyby nie fatalny pech, wyciągnęlibyśmy z getta też Pięknego z rodziną. Ale oni początkowo nie chcieli uciekać. Myśleli, że to getto to tak na jakiś czas. Zresztą wszyscy żeśmy tak myśleli. Niemcy zabrali ich do obozu jednym z pierwszych transportów. Rozm. Piotr Kulesza, Niebieski syfon, rozdział Ferajna, str. 126 ~16~ Kiedy Staszek łaził ulicami spotkał Kulasa. Wkurzyło go, że ten przywitał go jak zwykle. – Teraz to Stasiek, nie Mosze! – zaznaczył twardo, bo nie chciał być już Żydem. Poszli z Kulasem na Plac Trzech Krzyży i tam Stasiek poznał Teresę. Kiedy Teresa dowiedziała się, że na Bazarze KONKURS Różyckiego można taniej kupić papierosy, poszła tam z chłopakami, MOŻE KTOŚ żeby sprawdzić na miejscu ten cynk. Rano na Bazarze, kręcili się wśród MÓGŁBY COŚ straganów i obserwowali. Dostać można było wszystko: od zabawek i POWIEDZIEĆ odzieży, po sprzedawane po znajomości mundury i niemieckie rewolO TYCH ZDwery. Zaopatrzyli się w kilkaset papierosów różnych marek. Wszystkie JĘCIACH? oczywiście były fałszywe. Kilka pudełek papierosów monopolowych kupili dla specjalnych klientów. Józef Ziemian, mieszkaniec Pragi Handel książkami obok bazaru; 1943; źródło zbiory Andrzeja Marata 72-1629-283 ~17~ Papierosiarze z Placu Trzech Krzyży, Oficyna Bibliofilów, Łódź 1995, opracował Maciej Łopuszyński, LR Handel książkami obok bazaru; 1943; źródło zbiory Andrzeja Marata 72-1629-285 Handel książkami obok bazaru; 1943; źródło zbiory Andrzeja Marata ~18~ Józef Ziemian, mieszkaniec Pragi Interes się rozkręcał. Grupa powiększała się. Pewnego dnia, kiedy Byczek i Kulas kręcili się wokół budek na bazarze Różyckiego, stanął przed nimi Kinol. Cały ufajdany, w podartej kufajce, i w dużych, dziurawych chłopskich butach. Weszli do bramy, gdzie opowiedział im jak pracował u chłopa, ale w końcu cała wieś zaczęła domyślać się, że jest Żydem. Uciekł. Od kilku dni kręcił się po Warszawie. Nie mając gdzie się podziać, nocował w krzakach nad Wisłą. We trzech poszli w kierunku „parówki” na Gigancie (dom noclegowy dla bezdomnych przy ulicy Jagiellońskiej). Odwszono rzeczy Kinola, Byczek dał mu swoją koszulę, a Kulas szalik. Wyglądał lepiej niż jeszcze przed chwilą. Na Placu Trzech Krzyży Kinol został zaopatrzony w papierosy i wyznaczono mu stanowisko na rogu Nowego Światu. Blisko restauracji niemieckiej Vier Jahreszeiten. Kiedy zaczął handlować miał jedzenie, dach nad głową i kolegów. Po Pradze wałęsał się też Kazik. Przypadkiem odnalazł go Byczek. Chłopak uciekł z obozu w Poniatowej. Papierosiarze nadali mu ksywę Francuz. Kinol z kolei spotkał na ulicy i przygarnął kolejnego, żydowskiego chłopca. Kiedy sprowadził go na Plac, reszta chłopaków złożyła się i kupiła mu drewniaki. Przezwali go Burek, bo przez szmat czasu pracował na wsi jako pastuch. Wyglądał jak wieśniak i nawet mówił jak wieśniak. Francuzowi i Burkowi reszta papierosiarzy pożyczyła pieniądze na zakup początkowego towaru. Potem obaj handlowali już na własny rachunek, ale tylko tam, gdzie wyznaczono im miejsca. Francuz na Prusa obok Placu Trzech Krzyży, obok niemieckich koszar, Burek na Konopnickiej obok gmachu YMCA, gdzie kwaterowali żołnierze SS. Po pewnym czasie do papierosiarzy dołączył mały Stasiek. Zauważyli go, jak szwendał się po Placu. Łaził bez celu. Też Żyd. Od razu znaleźli wspólny język. Chłopiec był niezaradny, a przy okazji wyglądał podejrzanie. Nie dali mu handlować. Za to, trzymał zapas papierosów. Niektórzy burzyli się i nie chcieli chłopaka na Placu. Byczek bronił go i przekonywał innych, że nie można go tak zostawić, że trzeba chłopakowi pomóc. Papierosiarze handlowali też z Węgrami. Dzięki temu zaczęli dobrze zarabiać. Pieniądze wydawali na ubrania, a czasem nawet na łakocie. Dzielili się wszystkim, a ich wygląd powoli zaczynał się poprawiać. W ciuchy zaopatrywali się na bazarze Różyckiego. W ich warunkach trudno było zachować czystość, więc tym bardziej dbali o nią starannie. Chodzili do łaźni, gdzie także odwszawiali swoje ubrania. Mieli pieniądze, więc odstawiali ważniaków. Dawali napiwki łaziennemu, by w czasie, gdy się kąpali, nie wpuszczał nikogo do środka. Wiedzieli, że w łaźni mogą być zdemaskowani; brak obecności innych był warunkiem ich bezpieczeństwa. Obiady jedli w kuchniach RGO, a nocowali na swoich metach, najczęściej u babki na Kruczej.Na bazar Różyckiego przychodzili rano po towar i na śniadanie. Tam też szukali okazji do tańszego kupna cieplejszej odzieży. Mieli zarobione pieniądze, więc jako tako mogli się ogarnąć. Kupowali na bazarze używane ciuchy. Wyglądali lepiej; niektórzy prezentowali się jak zgoła eleganci. Łaźnie na Gigancie odwiedzali jeszcze częściej. Papierosiarze z Placu Trzech Krzyży, Oficyna Bibliofilów, Łódź 1995, opracował Maciej Łopuszyński, LR *** Informacje dodatkowe na stronie 35 ~19~ Barbara Jarosławska, kupiec Podczas okupacji widać było większy podział bazaru na sektory. Od stro- AHMMWP ny Ząbkowskiej sprzedawano mięso. W drugim końcu kupowano masło. Moja teściowa rozkładała mięso na ławach. Przywoziła je spod Białegostoku i sprzedawała na kilogramy. Mieszkała na Ogrodowej, a moja mama pod Halą Mirowską, na Krochmalnej. Kiedy powstało getto, obie kobiety zamieniły się mieszkaniami z Żydami z Brzeskiej. W tej kamienicy mieszkały prawie same rodziny żydowskie. W naszym mieszkaniu żyli tacy, co mieli tu nieopodal skład apteczny. Moja ciotka, Wołczyńska, miała podczas okupacji dużą budę na bazarze. Budę z odzieżą damską, męską, dziecięcą. Hanna Gałys, ur.1938, mieszkaniec Pragi AHMMWP Miała też sklep pani Pidzyńska – kartofle, kapucha, śledzie. Zawsze śledzie stały. Beka śledzi, beka kapusty. Kartofle leżały – wie pani – zrobiony był podest z dwóch desek na krzyż. Marmolada miała formę bloku, była taka twarda, że się kroiło. Powiem pani co się jadło w okupację. Jadło się jaglaną kaszę. Nam babcia ją gotowała, smarowała tą marmoladą, na słodko. Jak zostały zmarznięte kartofle, to gotowano te kartofle i robiono pyzy. No i fasola, w formie sałatki: buraki, fasola, cebula, olej. Wszystkie te artykuły pierwszej potrzeby były u pani Pidzyńskiej. A chleb to albo pani u niej kupiła, albo zamawiała. Kobitka przyniosła go w koszu, przykryty serwetką. Na bazarze Rozyckiego w Wielkim Tygodniu 1940; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News ~20~ Bazar Rozyckiego w Warszawie; 17.09.1968 r.; fot. Danuta B. Łomaczewska; źródło East News (PRZENIEŚĆ DO ROZDZIAŁU ZA GOMUŁKI) Sergiusz Grudkowski, malarz Towarem numer jeden była żywność. Tu kupowali Polacy, ale również Niemcy. Rozm. Katarzyna Michałowska, LR Wiesław Ignatowski, „Łódzki” (ur. 1919), Zgrupowanie 670 „Narocz”, mieszkaniec Pragi Niemcy przynosili różne rzeczy na sprzedaż. To były albo sardynki francuskie albo pomarańcze albo swoją bieliznę. Wywiad dla AHMMPW z 19.01.2006. Rozm. Anna Kowalczyk. Research: Leszek Nurzyński, LR Sergiusz Grudkowski, Malarz Kupowali nie tylko żywność, ale – bardzo ciekawa rzecz – insekty: plusk- Rozm. wy, wszy. To były tak zwane tyfusowe wszy. W pudełeczku. Wszy kupow- Katarzyna Michałowska, LR ali po to, żeby się nimi zarazić i nie iść na front wschodni. Gdy żołnierz zachorował stawał się niebezpieczny dla swoich kolegów. I jego kierunek był nie na wschód, ale na zachód. Zygmunt Pągowski, kupiec Handlowano wszystkim – i bronią, i mundurami. Kupowali je partyzanci do lasu. Oni sprzedawali broń, mundury, a kupowali futra. Niemcy kupowali lepszą odzież, a my od nich broń. ~21~ Rozm. Andrzej Rudnicki, LR Tadeusz Kubicki, mieszkaniec Pragi Od szwendających się po Bazarze żołnierzy Wermachtu można było kupić parabellum czy nawet PM „Schmeiser”. W „Moja Praga. Dzieciństwo i lata młodzieńcze. Prażanie w starej Pradze”, Towarszystwo Przyjaciół Pragi, Warszawa 1998 „Ferajniarz”, ur. 1918 Bronią na bazarze handlowano zawsze, a dzięki wojnie ceny poszły w górę. Źródła były różne. Początkowo dużo było broni „powrześniowej”, zakopanej po ogródkach. Z tym, że w większości były to karabiny, a karabiny się nie liczyły. Cenę trzymała broń krótka, szczególnie krótka maszynowa – na przykład pm 42 albo MAS 7,5 mm. Tę ostatnią można było zdobyć tylko od Niemców. Były dwie szkoły postępowania: pierwsza na Niemca żywego i druga na martwego. Pierwsza była trudniejsza do przeprowadzenia i bardziej ryzykowna, bo Niemcy na Pradze chodzili po kilku. Rzadko zdarzały się pojedyncze egzemplarze do odstrzału. A bardziej ryzykowna, bo było wiele prowokacji. Tak zginął młodszy brat Pulpeta. Na bazarze podszedł do niego Niemiec i wyciągając Parabellum, zapytał, czy chce kupić, a potem z uśmiechem nacisnął spust. Rozm. Piotr Kulesza, Niebieski syfon, rozdział Ferajna, str. 126 Jan Rybak, ps. „Tarzan” (ur. 1929), PAL, mieszkaniec Pragi Były przypadki, że Niemcy sami sprzedawali broń. Przychodzili na Bazar i mówili, że to z frontu wschodniego broń zdobyczna. Broń była więc kupowana, kradziona, i zdobywana. Nigdy w tym nie uczestniczyłem bezpośrednio, ale zawsze ją miałem do przeniesienia, do przekazania. Mój bezpośredni przełożony podporucznik „Marynarz”, bolszewik, kupował od Niemców broń, albo kradł. Przykładał Niemcowi broń do pleców i zabierał jego. Od razu pistolet podawano łącznikowi, chowało się go pod kurteczkę i biegiem na Ząbkowską 2, gdzie znajdowała się kwatera, punkt kontaktowy kapitana Piotrowskiego „Groźnego”, tam się broń zdawało. Uczestniczyłem w akcjach rozbrajania Bahnschutzów na Brzeskiej. Oni mieli tam swój szpital kolejowy i często przechodzili z Brzeskiej na Ząbkowską. Przy bramach wyskakiwał „Marynarz”, jeszcze ktoś z jego oddziału. Myśmy musieli sygnalizować, czy przypadkiem nie idą inni uzbrojeni Bahnschutze zarówno od ulicy Ząbkowskiej jak i od wylotu Kijowskiej. Sygnalizowaliśmy podniesieniem ręki, jeżeli robiło się niebezpiecznie. Oni wciągali Niemca do bramy, rozbrajali, kneblowali usta, albo rozbierali do kaleson i puszczali go wolno. On się darł Hilfe! Hilfe!. Ale ludzie mówili: „Wariat w kalesonach”. Zanim się Niemcy zorientowali, że to Bahnschutz rozbrojony, to już na Bazarze Różyckiego wszystko zniknęło. AHMMPW z 11.03.2006. Rozm. Tomasz Żylski. Research: Leszek Nurzyński, LR ~22~ FRAGMENT1B: Fragment filmu „Akcja pod Arsenałem” z roku 1977, reżyseria Jan Łomnicki, scenariusz Jerzy Stefan Stawiński, zdjęcia Jerzy Gościk, Jan Bytnar „Rudy” (Cezary Morawski), Maciej Aleksy Dawidowski „Alek” (Ryszard Gajewski) i Tadeusz Zawadzki „Zośka” (Mirosław Konarowski) na Bazarze Różyckiego. (Źródło z oryginalnej płyty z filmem: Jan Łomnicki, Akcja pod Arsenałem, Best Film DVD, 2008)!!! Prawa autorskie: Studio Filmowe „Kadr” Andrzej Nowakowski, mieszkaniec Pragi Rozm. W czasie okupacji Hitler wprowadził silne ograniczenia na wszelkie używki – kawę, alkohol, papierosy. Mówił: wszystko dla frontu, a jak już Joanna Sopyło, LR Niemcy zwyciężą, każdy dostanie po 100 ha ziemi na Ukrainie. Blisko bazaru był dworzec. Za nim Rzesza, a tu jeszcze trochę wolności. Każdy chciał zarobić i wymyślili, żeby do Rzeszy bimber wozić, bo przecież Niemcy ochoty do picia nie stracili. Wobec tego monopol się rozwijał. Z tego zrobił się duży interes. Ponieważ chłopi z Radzymina mieli pieniądze, zaczęli tu przyjeżdżać. Mieli mięso, którego sprzedaż była zakazana. W czasie okupacji bimber szedł do Niemców, i produkty kartkowe. Niemcy, żeby zachować tylko dla siebie część tego mięsa, kolczykowali wieprzki i wtedy co jakiś czas przychodzili i sprawdzali, czy kolczyk cały czas jest. Tyle że przez kilka lat ten wieprz miał 15 kg, bo w tym czasie już trzy inne zabijano i przerabiano na mięso, a kolczyk się po prostu przekładało. Panowała atmosfera: okraść i oszukać Niemca, i nie wpaść. Innym sposobem dochodu było odczepianie wagonów z towarami, które miały iść na Wschód. I te towary trafiały na Bazar. „Ferajniarz”, ur. 1918 Zacząłem chodzić z Władkiem na wagony. Sufit zbratał się z kolejarzami z rozjezdni. Jak był ciekawy wagon, to dawali go na koniec składu. Przy wyjeździe z rozjezdni było niewielkie wzniesienie, odczepialiśmy tam wagon, a kolejarze tak ustawiali zwrotnice, że zjeżdżał on tyłem na boczny tor. Tam go opróżnialiśmy. Po kilku takich numerach banszuce zaczęli obstawiać boczne tory, ale za pośrednictwem Mordy przekupiliśmy ich. Najlepszy towar to była żywność: konserwy, mąka, suszona fasola… Na bazarze mieliśmy na to nieograniczony odbiór. Wagon mąki mogliśmy sprzedać w godzinę. Czego nie wziął stary Pulpeta, to brał Marynarz. ~23~ Piotr Kulesza, Niebieski syfon, rozdział Ferajna, str.127-128 Olgierd Budrewicz, reporter Bardzo trudno ocenić postawę takich ludzi jak Marynarz, Wincenty Andruszkiewicz, który handlował bronią i sprzedawał ją również Armii Krajowej. Miał grupę, która okradała transporty niemieckie. Czy to byli bohaterowie, czy przestępcy? Andruszkiewicz to była dwuznaczna postać, wielki złodziej, który w czasie wojny odegrał dużą rolę – dobrą i złą. Myślę, że to jest ciekawy wątek, który warto zbadać. Rozm. Małgorzata Pużyńska, LR „Ferajniarz”, ur. 1918 Wicuś Marynarz to była barwna postać. Prowadził na bazarze bar-budę i kupował od nas każdy towar. Nie był z Pragi, urodził się gdzieś pod Augustowem. Potem służył w marynarce. Pływał na łodziach podwodnych, dostał się do niewoli. Zwolniony, przyjechał do Warszawy i trafił na bazar. Szybko zdobył wielu przyjaciół, ale miał też i wielu wrogów. Były tam różne kwasy. Piotr Kulesza, Niebieski syfon. Rozdz. „Ferajna”, s. 127-128 Informacje dodatkowe na stronie 36 Wincenty Andruszkiewicz w okresie służby w Marynarce Wojennej; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza ~24~ Wincenty Andruszkiewicz w okresie służby w Marynarce Wojennej; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza JAKI TO OKRĘT? Wincenty Andruszkiewicz w okresie służby w Marynarce Wojennej; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza JAKI TO OKRĘT? ~25~ Wincenty Andruszkiewicz w okresie służby w Marynarce Wojennej; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza ~26~ Olgierd Budrewicz, reporter Pan Wincenty stawia sobie budkę na bazarze Różyckiego i natychmiast awansuje na naczelną maskotkę Pragi. Maskotka waży już wtedy 200 kilogramów i wypija bez większego efektu litr bimbru do obiadu. Buda Wicusia staje się ważna placówka gastronomiczną. Człowiek-góra wypełniał prawie całe wnętrze kiosku, większość klientów oczekiwała cierpliwie pod budą. Bedeker warszawski…, s. 108, 109, 110, 112 Tadeusz CzarneckiBabicki, dziennikarz Handlował na Bazarze Różyckiego świetną kaszanką wiejską, karczewską kiełbasą, a także bimberkiem. Na zlecenie organizacji podziemnej skupował broń od niemieckich żołnierzy. Schron u marynarza… Wincenty Andruszkiewicz; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza ~27~ Olgierd Budrewicz, pisarz KONKURS CIĄGLE POSZUKUJEMY WSPOMNIEŃ, RELACJI, ZDJĘĆ DOTYCZĄCYCH POSTACI WINCENTEGO ANDRUSZKIEWICZA Buda Wicusia Marynarza była centralą sieci okradania Niemców. Gang sześciu chłopaków z Targówka „wygrużał” nocą zawartość wagonów kolejowych, zdążających na wschód, a Wicuś „opylał” buty, mundury, konserwy, lekarstwa oraz broń. Zaopatrywał organizacje polskie i żydowskie. Bedeker Warszawski…, s. 110 W budce Marynarza popijali również niemieccy żandarmi. Gospodarz potrafił wydobywać od nich informację o zamierzonych obławach, potrafił ich spijać i „załatwiać” jak trzeba. Do dziś opowiadają, jak Andruszkiewicz znokautował „banszuca” koło kościółka na Skaryszewskiej i ksiądz z przerażenia przerwał wtedy kazanie. W końcu wojny Wicuś przeniósł się do lokalu Józefa Bednarskiego (przyp. Red.) lokalu przy ulicy Brzeskiej, którego stał się współwłaścicielem. Wkrótce jego restauracja zasłynęła jako osobliwość dzielnicy, gdzie można było dobrze zjeść, dobrze się napić i napatrzeć do woli na wspaniałą postać bosmana. *** Wiesław Wiernicki, pisarz, dramaturg, publicysta, i felietonista Do restauracji Józefa Bednarskiego na Brzeskiej nie przychodzili ani Niemcy, ani funkcjonariusze Kripo. Po prostu bali się. Gośćmi knajpy byli handlarze bazarów, żołnierze podziemia, urzędnicy i rzemieślnicy prascy. Elita Pragi i Szmulek. Restauracja Józefa Bednarskiego, Brzeska 31, miała ogromne powodzenie wśród praskiej klienteli. Pan Józef dbał o gości, nie tylko dobrze ich karmił, ale wymyślał dla nich różne atrakcje. Bednarski wynajął kiedyś jakiegoś bardzo zdolnego grafika, malarza, który przez długi czas siedział w knajpie i rysował kolorowe karykatury stałym gościom. Obwiesił nimi wszystkie ściany lokalu, tak że restauracja wyglądała jak jakaś galeria sztuki malarskiej. Właściciel za nic nie chciał sprzedać tych karykatur, nawet tym, nawet tym, którzy na tych rysunkach figurowali. Przed Powstaniem, pod koniec okupacji niemieckiej, rozdawał je wszystkim, którzy do nich pozowali, o ile oczywiście jeszcze na Brzeską mogli dotrzeć. Knajpa Bednarskiego znajdowała się w samym centrum handlowej Pragi, co ogromnie sprzyjało nieustannemu ruchowi klientów. Często handlarze z sąsiadującego z nią bazaru Różyckiego dyskretne transakcje załatwiali w tym lokalu, na co właściciel oficjalnie wielu zezwalał. Nie brał za to żadnej opłaty, ale zyskiwał gości opijających dobity targ czyli tzw. litkup. Podobno kilka razy dokonywano w jego lokalu kupna pistoletów od Niemców. Działo się to wówczas, gdy zaczął się odwrót Niemców z frontu wschodniego. Bednarski był członkiem organizacji podziemnej i takim transakcjom chętnie patronował. Często na ul. Brzeskiej przeciskali się przez tłumy handlarzy żołnierze Wehrmachtu z karabinami na plecach i teczkami. Wszyscy handlarze traktowali ich z sympatią, ustępowali miejsca, wiedząc na sto procent, że przyszli oni sprzedać broń. Ale wiedzieli też, że od takiego towaru byli specjalni kupcy. Do taki transakcji przeciętny handlarz się nie wtrącał. Ulubioną przekąską gości w barze u Bednarskiego był wyśmienity tatar. ~28~ Wspomnienia o warszawskich knajpach, cz. I – na podstawie wspomnień Władysława Płachcińskiego, Wydawca Wiesław Wiernicki 1994, na zlecenie druk. Pruszyński i S-ka., s. 97-99, 100, 131. Wielu podejrzewało, że jego kucharz robi tego tatara z koniny, ale szef przysięgał na wszystkie świętości, że tatar jest z wołu, chociaż tłumaczył, że najlepszy jednak jest z konia. Do befsztyka tatarskiego podawano różne znakomite przyprawy, ale jedną z najlepszych był kabul, który można było kupić obok, na bazarze. Poza tym do tatara dawano siekane rydze, sardynki, które czasem można było kupić od Niemców, ogórki, surowe jajka i musztardę, koniecznie sarepską. Do knajpy tej przychodził pewien zamożny gość, który zamawiał befsztyk tatarski na głębokim talerzu. Jadł ten specjał łyżką jak zupę. Tatar u Bednarskiego był fenomenalny. Józef Bednarski - właściciel knajpy na Brzeskiej 31; źródło Wiesław Wiernicki, Wspomnienia o Warszawskich Knajpach ~29~ Lokal na Brzeskiej, przytulny i spokojny, przyciągał wielu klientów, którzy urządzali tam swoje imieniny. Na takich przyjęciach śpiewano piosenki, które tworzone były dla podtrzymania ducha narodu. Tam po raz pierwszy usłyszałem jedną z zakazanych piosenek: „Nie pomoże wam gestapo, ani Hitler z krwawą łapą, ani Goering bestia wroga, ani Goebbels kuternoga”. Śmiechu było co niemiara, ale za oknami knajpy smutno i groźnie. Informacje dodatkowe na stronie 42 Tadeusz Szurek, żołnierz AK, uczestnik Powstania Warszawskiego, mieszkaniec Pragi Bazar zaopatrywał w żywność szpital w al. Ujazdowskich. Przez szereg lat Rozm. Marek Miller, LR utrzymywał rannych żołnierzy września 39 roku. *** KONKURS CZY KTOŚ COŚ WIE WIĘCEJ NA TEN TEMAT? Krzysztof Kraśnicki, dziennikarz Kolczyński podczas okupacji przebywał w Warszawie, tu toczył nawet pokazowe walki, zajmował się drobnym handlem. Jerzy Zmarzlik, dziennikarz On, „Dziecko Warszawy”, zginąć nie mógł, pomogli mu ludzie, dla których Bij mistrza! s. 18 był wzorem, idolem i półbogiem. Niestety, nie zaliczali się do elity miasta. Ich zajęcia były dorywcze, a główne profity czerpali z nie zawsze czystych interesów. Skupiali się przeważnie wokół hal „Za Żelazną Bramą”. Działało tam największe w Europie, a może nawet na świecie, kasyno pod chmurką. Szlagierem była zabawa w „Trzy miasta”, odbywająca się na tych samych zasadach, co gra w trzy karty i trzy naparstki. Jedno wielkie oszustwo, zapewniające spore dochody cwaniakom i odbierające ostatni grosz naiwnym. Kolczyński całkowicie poświęcił się temu biznesowi. Andrzej Łapicki, polski aktor teatralny i filmowy, reżyser teatralny, profesor i rektor Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie, poseł na Sejm Bohdan Tomaszewski, dziennikarz sportowy Na rogu Żelaznej i Alej trzymał stolik do gry w trzy miasta. Niech no ktoś „Sport i okupacja”, Rzeczpospolita, by źle postawił! Kolka zresztą był na wiecznym cyku. „Antoni „Kolka” Kolczyński”, Ring bulletin nr 22, 2013, s.51 http://www.rp.pl/ artykul/885942. html Widziałem go wtedy ze stolikiem w trzy karty. Aż było mi wstyd się do niego odezwać. ~30~ Rozm. Leszek Nurzyński, LR Jerzy Zmarzlik, dziennnikarz Bij mistrza! s. 18 W dzień gra, wieczorem wóda. W zapomnienie poszedł wielki sport. Opowiadania o rozkwaszeniu rudego Irlandczyka O’Malleya zapewniały wiele obiadów i kolacji, suto zakrapianych. Zdarzały się wpadki, obławy i ucieczki z rąk niemieckich żandarmów. Krzysztof Muszyński (BŁĄD – WYJAŚNIĆ!) Na przykład wtedy, gdy Kolczyński zajmował się przerzucaniem żywnoś- Rozm. Leszek Nurzyński, LR ci za mury getta. Henryk Grynberg i Jan Kostański, dziennikarze Kolczyński i Szymura podwozili na wózkach i przerzucali stynki, małe ry- „Szmuglerzy”, bki na kotlety. Dosłownie przerzucali przez mur, po dwie skrzynki naraz. s.24-25 Kolczyńskiego zatrzymał raz żandarm, to, nie namyślając się wcale, zakręcił wózkiem jak w rzucie młotem i zanim żandarm pozbierał się z ziemi, już go nie było. Jerzy Zmarzlik, dziennikarz Podobno pewnego razu do uwolnienia „Kolki” przyczynił się jego rywal, Bij mistrza! s. 18 kapitan niemieckiej żandarmerii, Erwin Murach, który zginął potem na wschodnim froncie. Kolczyński zapytany przeze mnie, nie zaprzeczył, ale również nie potwierdził wersji z Murachem. Powiedział, że doszła do niego okrężną drogą wieść o tym, że Murach się za nim ujął, ale sam z nim nigdy nie rozmawiał. Raz się nie udało, „Kolkę” złapano i wywieziono na roboty. Początkowo gdzieś na Łotwę, a później do Niemiec. *** Tadeusz Kosiński, ur. 1928 r., mieszkaniec Pragi Łapanki należały do normy. Niemcy otaczali bazar od strony Targowej, Ząbkowskiej i Brzeskiej. Zabierali wszystko, co im się podobało, brali kilkudziesięciu czy więcej mężczyzn, wywozili nie wiadomo gdzie. Archiwum Historii Mówionej, Muzeum Warszawskiej Pragi Zygmunt Pągowski, kupiec Wywozili do Oświęcimia, Treblinki, Mauthausen. Rozm. Andrzej Rudnicki, LR Było niebezpiecznie, bo szwendali się po bazarze nie tylko Niemcy umundurowani, ale wszelkiego rodzaju agenci, którzy szukali członków podziemia, czy wiedzieli, że tu można było kupić broń, dostać ulotki, czy nielegalne książki. Tadeusz Kulbicki, W razie prowokacji ze strony przebranych w mundury Wermachtu gestamieszkaniec powców, szybko nogi za pas, slalom między budami i straganami. Mnie Pragi zdarzyło się uciekać tylko raz, ale starszym kolegom przytrafiło się kilka razy. Jednemu nawet z tragicznym finałem. Po prostu Niemiec, podając mu niby Mausera, pociągnął za cyngiel świadomie i zastrzelił chłopaka. Sergiusz Grudkowski, malarz Zygmunt Pągowski, kupiec Byli tacy, co poginęli. Nie wszyscy przetrzymali. Ale ludzie się nie bali, ryzykowali. To odważni ludzie byli i poginęło to towarzystwo szybko. Barbara Jarosławska, kupiec Pamiętam jak rozstrzelano ludzi przy rzeźni na rogu Kępnej i Jagiellońskiej. Pamiętam ten dzień. Do czwartej klasy chodziłam wtedy na Stalową. ~31~ Rozm. Katarzyna Michałowska, LR Moja Praga. Dzieciństwo i lata młodzieńcze. Prażanie o Starej Pradze, Towarzystwo Przyjaciół Pragi, Warszawa 1998 Rozm. Andrzej Rudnicki, LR „Ferajniarz”, ur. 1918 Za bochenek chleba można było dostać pigułę. Łapanki nasiliły się pod koniec wojny. Pod bazarem był wykopany tunel, wejście było przy jatkach, a wychodziło się w piwnicy na Ząbkowskiej. Wykopali go Żydzi na początku wojny. Wiedzieli o tym tylko wtajemniczeni. Zawsze się tędy urywałem. Tadeusz Szurek, żołnierz AK, uczestnik Powstania Warszawskiego, mieszkaniec Pragi Rozm. Któregoś dnia, przechodząc ulicą Brzeską, trafiłem na łapankę. ZatrzyMarek Miller, LR mała nas żandarmeria niemiecka. Naprzeciwko bazaru jest taki mini plac. I tam nas ustawiono pod ścianę. Dokładnie naprzeciwko bazaru na ul. Brzeskiej. I wyszliśmy Brzeską, skręciliśmy w Ząbkowską do Targowej, w prawo w kierunku cerkwi. Ja się trzymałem w kolumnie nie z prawej strony od chodnika, ale z lewej strony środka ulicy. No i był taki moment. Tramwaje, które teraz jeżdżą środkiem jezdni jeździły bliżej północnej strony jezdni. Więc od tej strony bazaru ulica była wąska i był moment, że tramwaje się mijały między sobą. Kiedy nadjechały dwa takie tramwaje, to ja prędko wyskoczyłem między te tramwaje. Czyli obydwa tramwaje mnie schowały. Miałem ten dłuższy czas na ucieczkę. Zwiewałem. Wtedy ukuł mi się taki termin „uciekaj powoli”. Łatwo się mówi, ale to jest straszna rzecz. Musiałem udawać przechodzącego ulicą człowieka. Zygmunt Pągowski, kupiec Z trzech łapanek udało mi się uciec. Często przeskakiwaliśmy przez płot Rozm. do Żółtka, gdzie rosły kartofle. Z czwartej łapanki trafiłem do Mauthaus- Andrzej Rudnicki, LR en. Zabrali mnie 28 sierpnia, a parę dni potem weszli Rosjanie. Jan Pyszka ps. „Zbigniew” (ur. 1924), Batalion „Kiliński”, mieszkaniec Pragi Przed Powstaniem szkoliliśmy się w różnych charakterystycznych miejscach np. na Brzeskiej obok bazaru. Wchodziło się na podwórko i tam mieszkał jeden z uczestników naszej grupy. On był starszy od nas i dawał organizacji lokal. W razie draki skakało się na dach, z dachu na dół i na bazar w tłum. To było bardzo dobre miejsce na takie historie. Już po egzaminach w szkole młodszych dowódców, bo tak to się nazywało dostałem grupę chłopców właśnie z Pragi. Na Brzeskiej, obok bazaru myśmy się przygotowywali do powstania. Rozm. Piotr Kulesza, Niebieski syfon, rozdział Ferajna, str. 126127 AHMMPW z 18.02.2011. Rozm. Katarzyna Smyrska. Research: Leszek Nurzyński, LR Informacje dodatkowe na stronie 43 Stanisław Brzosko, dowódca kopanii AK, Batalionu Kiliński, mieszkaniec Pragi Na Brzeskiej pod 10 przyjmowałem przysięgę. Mieszkał tam Antoś, który Rozm. Marek był piekarzem. Z Targówka pochodził chłopak, który dostał potem Virtuti Miller, LR Militari za zdobywanie PASTY. Na Pradze mieszkał kolejarz „Ostry”. Kiedy go przyjmowałem do oddziału powiedział: „Panie podchorąży, ja to nie popuszczę”. I kiedy nastąpiło przebicie naszego oddziału na Starówkę (sytuacja beznadziejna) to on się nie cofnął. Zginął. Ich kodeks honorowy funkcjonował w ten sposób, że stawało się to dla mnie kłopotliwe. Zostałem dowódcą plutonu w czasie konspiracji. Kompanię objąłem dopiero 3 sierpnia 1944 roku, po wybuchu powstania. I to było tak. Jest już po przysiędze, a oni trącają się i mówią: „Pan podchorąży nie odmówi?”. Ja: „no małego kielicha”. Oni wszyscy bimber pędzili. Bo w ich pojęciu to było nieomalże patriotyczne to pędzenie bimbru. Mieli takie powiedzonko, które dziwnie brzmiało: „Panie podchorąży, chylem wielkie czoła! Pan z nami wypije. Pan nie wypije?”. To byli ludzie, których można podziwiać, bo oni, jakby to powiedzieć dzisiaj, byli gorącymi patriotami, a przecież w tym kraju im się wcale najlepiej nie działo. I to był paradoks, że mimo trudnej sytuacji materialnej, jaką mieli przed wojną, oni taką Polskę kochali. Bo dzisiaj krawiec to jest lord, a wtedy krawiec to był biedny rzemieślnik. Dzisiaj szewc to ma handel z Reebokiem czy Salamandrą, a wtedy on te buty klepał sam. I Ci ludzie, wydawałoby się, nie mieli powodów tak być za tą Polską. A oni byli bardzo. ~32~ Jan Rybak, ps. „Tarzan” (ur. 1929), PAL, mieszkaniec Pragi Jak wybuchło Powstanie to zapanowała atmosfera radości, że biją Niemców. To było specyficzne środowisko, urwisów warszawskich i każdy chętnie chciał wziąć udział w dobrej drace. To było wyzwolenie energii. AHMMPW z 11.03.2006. Rozm. Tomasz Żylski. Research: Leszek Nurzyński, LR Władysław Ignatowski, ps. „Łucki” (ur. 1919), zgrupowanie 670 „Narocz”, mieszkaniec Pragi Później z Brzeskiej kilku z nas nosiło meldunki na Wileńską 15 do dyrekcji kolei państwowych. Chyba tylko raz z amunicją tam mnie wysłali. Wieczorem „Marynarz” powiedział: „Zakopcie opaski, służba wasza się skończyła, marsz do domu”. Tak się skończyło moje Powstanie. AHMMPW z 19.01.2006. Rozm. Anna Kowalczyk. Research: Leszek Nurzyński, LR Wiesław Ochman, ur. 1937, śpiewak operowy (tenor liryczny) Rozm. Leszek Zbudowano u nas na podwórku kapliczkę i wieczorami ludzie się tam Nurzyński, LR, modlili o zakończenie wojny. Pamiętam też jak na ulicy Ząbkowskiej 2014 Niemcy się okopywali, rozwalili ulicę, wstawiali tam działa, miała tam być obrona. Podczas kiedy oni kopali te doły, to ludzie z naszej kamienicy częstowali ich zupą, bo byli strasznie głodni, wynędzniali i pamiętam, że mówili, że przychodzą Ruscy i obcinają języki. Na drugi dzień kiedy spałem, bo spaliśmy w suterynach, na których były wielkie paki z piachem, żeby pociski nie przechodziły i weszli Rosjanie i Polacy i ci Niemcy się wycofali bez jednego strzału, czyli ja przespałem wejście tych armii. Zygmunt Pągowski, kupiec Z bazaru obserwowałem walki. Na dach się wchodziło i obserwowało jak Rozm. Andrzej Rudnicki, bomby zrzucali na Warszawę. „Ferajniarz”, ur. 1918 W trakcie Powstania bazar zupełnie spłonął. Niemcy prowadzili ostrzał artyleryjski, tak że strach było wyjść na Targową. Wszystko zamarło. Rozm. Piotr Kulesza, Niebieski syfon, rozdział Ferajna, str. 129 Barbara Jarosławska, kupiec Pamiętam, że kiedy bazar płonął to moja mama z babcią stały przy oknach i okładały je mokrymi szmatami, bo był żar nie do wytrzymania. Pamiętam, kiedy remontowaliśmy okna wiele lat po wojnie, to jeszcze z teściową znalazłyśmy odłamek w futrynie balkonowej. Rozm. Andrzej Rudnicki, LR Irena Bilińska ps. „Isia” (ur. 1926), VI Obwód Praga, 617 pluton, mieszkaniec Pragi W czasie Powstania musiałam przejść na Brzeską, ale nie Ząbkowską, a Bazarem Różyckiego. Wtedy jedyny raz podczas Powstania poczułam zagrożenie życia. Budki były porozwalane, popalone, pełno papierów, wszystko fruwało i wpatrzone były we mnie tysiące szczurzych oczu. Było ich mnóstwo. Miałam wtedy gumowe nogi. Jak przechodziłam na Brzeską przez bazar, to Niemców się nie bałam, a szczurów się bałam. AHMMPW z 22.11.2010. Rozm. Małgorzata Rafalska-Dubek. Research: Leszek Nurzyński, LR KONKURS LR BRAKUJE RELACJI, WSPOMNIEŃ, ZDJĘĆ Z POŻARU ~33~ KONIEC ~34~ Informacje dodatkowe Warszawscy papierosiarze z Placu Trzech Krzyży są dzisiaj dorosłymi ludźmi. Boluś, chłopiec w wytartym, przewiązanym sznurkiem futerku jest dziś oficerem armii izraelskiej. Byczek, przywódca papierosiarzy z Placu, jest obrotnym handlowcem w Kanadzie. Cały czas utrzymuje więź z dawnymi wspólnikami. Paweł jest traktorzystą w południowej części Izraela, a jego brat Zenek brakarzem w fabryce broni. Teresa jest matką trójki dzieci. Jurek też mieszka w Izraelu. Jest szoferem – jego dziesięcioletni syn również chce nim zostać. Ząbalowi do dzisiaj zostało to przezwisko, chociaż wyprostowano mu już przednie zęby. Jest cenionym kuśnierzem w Kanadzie. Kinol jest mechanikiem w największym towarzystwie lotniczym z Izraelu (El-Al) i liczą się z jego zdaniem. Założył rodzinę i jest wzorowym ojcem. W Izraelu żyje dzisiaj wielu z tych, którzy podczas wojny sprzedawali papierosy na warszawskim Placu Trzech Krzyży. Wielu pozostało w Polsce, a inni odnaleźli swoje miejsce gdzieś dalej, w szerokim świecie. ~35~ Papierosiarze z Placu Trzech Krzyży, Oficyna Bibliofilów, Łódź 1995, opracował Maciej Łopuszyński, LR Informacje dodatkowe Wincenty Andruszkiewicz, Życiorys, Archiwum Urzędu ds. kombatantów i osób represjonowanych, były ZBOWID, restaurator Życiorys Andruszkiewicza Wincentego ur. dn. 5.I.1908 os. Swoboda, pow. Augustów, syn Adama i Józefy z Rozmysłowiczów. Ojciec b. repatriant i emeryt państwowy, obecnie nieżyje. W 1914 roku wyjechałem wraz z rodzicami do Rosji, a w 1919 powróciłem z rodzicami do Polski. Wincenty Andruszkiewicz; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza ~36~ Wincenty Andruszkiewicz z matką; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza ~37~ Wincenty Andruszkiewicz; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza ~38~ Wincenty Andruszkiewicz; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza ~39~ Wincenty Andruszkiewicz; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza Do szkoły powszechnej uczęszczałem w Augustowie. Od roku 1923 do 1927 r. pracowałem i uczyłem się na brakarza leśnego w lasach augustowskich. Od 1927 r. do 1929 r. prowadziłem w Zarz. Dróg Wodnych na kanale samodzielne roboty naprawy brzegów i szluz na kanale Augustowskim. W 1929 r. dwudziestego października zostałem powołany do Mar. Woj., służyłem jako podoficer zawodowy, gdzie ukończyłem następujące szkoły. 1) Szkołę marynarzy specjalistów motorzystów, 2) szkołę podwodnego pływania dla motorzystów, 3) szkołę /kurs/ podofic. motorzystów i maszynistów oraz 4) kurs aplikacyjny ogólno-kształcący dla podofic. zawod., w międzyczasie zaś uczęszczałem na trzyletnie kursa maturalne w Gdyni. Byłem zaokrętowany na O.R.P. „Podhalanin” w roku 1930, a na O.R.P. „Wicher” rok 1930-1931, zaś na O.R.P. „Wilk” rok 1931 do 1937. Od roku 1937 do 1938 przydzielony byłem do komisji nadzorczej przy budowie ~40~ polskich O.R.P. we Francji. W 1938 r. zostałem zaokrętowany na O.R.P. „Gryf” i powróciłem do kraju. Wojna zastała mnie na O.R.P. „Gryf”, gdzie piastowałem funkcję gospodarza drenu, gospodarza warsztatu mechanicznego i magazynów na etacie st. bosmana. Po ciężkich walkach jakie stoczył O.R.P. „Gryf” z Niemcami w trzecim dniu wojny, z braku załogi, która została wybita lub ranna i ciężkiego uszkodzenia okrętu, O.R.P. „Gryf” nie nadający się już do boju, na rozkaz D-cy okrętu, zatopiliśmy w porcie na Helu. Po zejściu na ląd zostałem przydzielony do 12 Komp. K.O.P., która broniła półwyspu Hel z lądu i morza. Drugiego października po kapitulacji Helu, dostałem się do niewoli niemieckiej. Próbując ucieczki z niewoli dn. 3.X.39 r. zostałem ciężko ranny i wywieziony do Stalagu II D, a później do Stalagu II A Neubrandenburg. Po częściowym wyleczeniu się w 1940 r. dn. 28 listopada zostałem zwolniony z obozu jako inwalida wojenny i zatrzymałem się w Warszawie. Podczas okupacji w Warszawie zetknąłem się z towarzyszami, którzy należeli już do organizacji i zostałem wciągnięty na członka „Korpusu Obrońców Polski”, a od roku 1943 do P.A.L. Została powierzona mi funkcja werbowania specjalistów marynarzy na obsadzenie w razie potrzeby jednostek pływających na Wiśle, a oprócz tego miałem skup broni i amunicji oraz kolportaż prasy podziemnej. Po wkroczeniu Wojska Polskiego w 1944 r. zameldowałem się w R.K.U. w Otwocku, gdzie z braku przepisów o inwalidach, kazano mi wpierw przejść komisję lekarską i po komisji lekarskiej, która odbyła się w Michalinie, zostałem całkowicie zwolniony ze służby wojskowej, a komisja inwalidzka w roku 1944 uznała mnie jako 72% inwalidę w związku ze służbą wojskową. Chcąc jednak przyczynić się wówczas do odbudowy Państwa Polskiego, wstąpiłem na P.K.P. i pracowałem w ciężkich warunkach pod obstrzałem artylerii niemieckiej na kolejce wąskotorowej Karczew-Jabłonna do dnia 31 grudnia 1944 r. Z dniem 15 stycznia 1945 r. przeniosłem się do Ministerstwa Przemysłu i pełniłem obowiązki kierownika gospodarczego w Państwowym Przedsiębiorstwie Transportowym na miasto Warszawę. Z powodu mego inwalidztwa i zbyt ciężkich warunków pracy, musiałem zrezygnować z tego stanowiska. Należę do Polskiej Partii Socjalistycznej, obecnie P.Z.P.R., pobieram zasadniczą rentę inwalidzką, jestem żonaty i mam jedno dziecko. Uwaga – ----------------Z powodu silnego bólu w ręce życiorys napisany na maszynie. - ~41~ Informacje dodatkowe Knajpa na Brzeskiej 31 była w okresie okupacji punktem kontaktowym „Wachlarza”, oddziału specjalnego KG AK. W kwietniu 1943 roku Józef Bednarski został aresztowany wraz z uczestnikami mszy świętej, częściowo członkami grupy „Wachlarza”, po wyjściu z kościoła św. Floriana, gdzie modlono się za zakatowanego przez Niemców jednego z członków GK AK. Osadzony na Pawiaku, dzięki zabiegom wielu członków AK wyszedł po jakimś czasie na wolność. Wraz z żoną ponownie zaczął działalność w podziemiu, współpracując z Alfredem Paczkowskim, słynnym „Wanią” z „Wachlarza”. Pomimo iż Niemcy przypuszczali, że knajpa państwa Bednarskich może mieć jakieś powiązania z AK, to jednak nie udało im się rozszyfrować roli i działalności konspiracyjnej obydwojga właścicieli tej restauracji. ~42~ Informacje dodatkowe Władysław Ignatowski, ps. „Łucki” (ur. 1919), zgrupowanie 670 „Narocz”, mieszkaniec Pragi Sławomir Sokołowski, pisarz KONKURS BRAKUJE NAM MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH DZIAŁALNOŚCI PODZIEMNEJ NA TERENIE I WOKÓŁ BAZARU AHMMPW z 19.01.2006. Rozm. Anna Kowalczyk. Research: Leszek Nurzyński, LR Przekazywałem meldunki pomiędzy Starym Miastem a Okręgiem Polskiej Armii Ludowej na Pradze. Na Starym Mieście było kilka punktów kontaktowych, to była ulica Nowomiejska, Freta, Wąski Dunaj. Pamiętam szewc, Siwek, sklep spożywczy Heńka na Freta. Tam otrzymywaliśmy rozkazy. Dostawałem meldunki i trzeba je było przenieść przez most na Ząbkowską. Później się dowiedziałem, że na czele tej siatki stał major Jan Krzyżak. W czasie okupacji nie miałem o tym pojęcia. Meldunki były przekazywane, ale co w tych meldunkach było? Nie wiem. Czasami jak pakunek był ciężki, to była broń. Przez Most Kierbedzia się przechodziło, był obowiązek, że w razie czego masz rzucić pakunek do Wisły. Ro man Kuciński zrobił maturę w 1939 roku. W 1940 roku powołał Organizację Wojskową Polska Niepodległa. Został zastępcą dowódcy placówki obejmującej kwartał Targowa-Kijowska-Brzeska-Ząbkowska. Serce Pragi. 30 stycznia 1942 roku został aresztowany przez Gestapo i trzy lata spędził na Pawiaku jako pomocnik szewca. Potem wywieźli go do Gross-Rosen. Przeżył. Zawsze w garniturze, elegancki pan, nawet po wojnie. Choć jak głoszą nieprzychylne dusze rodzinne, straszny kobieciarz. ~43~ „Mazowiacy” W: Literacki MELANŻ z Pragi, Wyd. Melanż, Warszawa 2014, s. 203. brak danych; Poszukujemy źródła tej fotografii. ~44~