pobierz - Nowy Czas

Transcription

pobierz - Nowy Czas
Przeżyjmy to razem!
RetRansmisja mszy Świętej
beatyfiKacyjnej jana Pawła ii
1 maja, westminsteR cathedRal
»4
london
18 april 2011
7 (164)
fRee
issn 1752-0339
Alleluja!
taKie czasy
»13
ekskomunika
michał sędziKowsKi: –To
odeszli naGle.
chcieli złożyć hołd ofiaRom.
złożyli ofiaRę w hołdzie.
»3-4
była
herbata z miodem i cytryną, a nie
podejrzana mikstura, a moja podopieczna
traktowała wcześniej swoją grypę wodą z
kranu – tłumaczę.
– Podałeś jej to, by ją uleczyć, więc to
była medyczna mikstura – zaoponował.
Co by było, gdyby twoje polskie lekarstwo
zaszkodziło twojej podopiecznej?
Rozmowa na czasie
»15
Kocham Polskę
KultuRa
»18
Siła naszego jazzu
Katy caRR: – Swoje dzieciństwo
anna Gałandzij: Jeden z najbardziej
pamiętam jako beztroskie i radosne, byłam
nieświadoma problemów, z jakimi borykają
się moi polscy krewni ani tego, jak ciężkie
jest życie w kraju komunistycznym.
Wiedziałam natomiast, że moi polscy
przyjaciele nie mają dostępu do wielu
produktów, i że muszą stać w długich
kolejkach, aby zdobyć tak podstawowe
rzeczy, jak mięso czy ubranie.
oryginalnych dźwięków we współczesnej
muzyce polskiej, zespół Pink Freud, gościł
ostatnio na dwóch koncertach w Londynie.
Czerpiąc odważnie z tradycji free jazzu i
bawiąc artystycznym rozpasaniem w stylu
Johna Zorna, formacja Wojtka Mazolewskiego
od kilku lat wyznacza nowe trendy na polskiej
scenie – jest dobrze, będzie jeszcze lepiej.
2|
18 kwietnia 2011 | nowy czas
”
Sobota, 16 kwietnia, benedykta, Julii
1912
1917
Amerykanka Harriett Quimby jako pierwsza kobieta przeleciała
samotnie nad kanałem La Manche.
Początek drugiej bitwy nad Aisne. Zginęło 187 tysięcy Francuzów.
Dowodzący armią francuską generał Neville stracił swoje stanowisko.
niedziela, 17 kwietnia, RobeRta, Rudolfa
1794
Wybuch Powstania Kościuszkowskiego w Warszawie. Lud stolicy pod
wodzą Jana Kilińskiego wypędził garnizon rosyjski z miasta.
poniedziaŁek, 18 kwietnia, boguSŁawy, apoloniuSza
1025
1926
Koronacja Bolesława Chrobrego w Gnieźnie na pierwszego króla Polski.
W Warszawie uruchomiono pierwszą stację radiową w Polsce.
wtoRek, 19 kwietnia, tymona, leona
1943
W getcie warszawskim zdesperowani Żydzi wzniecili powstanie. Trwało
do 16 maja 1943 roku.
ŚRoda, 20 kwietnia, agnieSzki, CzeSŁawa
1893
Urodził się Joan Miró, hiszpański malarz i rzeźbiarz; jeden z
najwybitniejszych artystów XX wieku.
CzwaRtek, 21 kwietnia, anzelma, baRtoSza
1773
Poseł nowogródzki Tadeusz Reytan wygłosił pełne dramatyzmu
przemówienie w Sejmie będące sprzeciwem wobec I rozbioru Polski.
piĄtek, 22 kwietnia, ŁukaSza, teodoRa
1931
Urodził się Krzysztof Komeda, pianista i kompozytor jazzowy; autor m.in.
m.in. muzyki do filmów Polańskiego „Nóż w wodzie” i „Dziecko Rosemary”
Sobota, 23 kwietnia, woJCieCha, JeRzego
1616
Zmarł William Shakespeare, twórca najwybitniejszych w swoim gatunku.
dzieł dramatycznych.
niedziela, 24 kwietnia, alekSandRa, gRzegoRza
1961
Z Bałtyku szwedzcy archeolodzy wydobyli XVII-wieczny galeon Vasa,
który zatonął w 1628 roku w czasie swojego dziewiczego rejsu.
poniedziaŁek, 25 kwietnia, JaRoSŁawa, maRka
1920
Rozpoczęła się wojna polsko-bolszewicka, zakończona traktatem w
Rydze, który wytyczył granicę polsko-sowiecką obowiązującą do agresji
ZSRR na Polskę w 1939 roku.
wtoRek, 26 kwietnia, maRii, maRzeny
1986
Na skutek błędów operatora i wyłączenia systemów awaryjnych doszło
do utraty kontroli nad reaktorem elektrowni atomowej w Czernobylu.
ŚRoda, 27 kwietnia, zyty, teofila
1792
W Petersburgu polscy magnaci przeciwni reformom Sejmu Wielkiego
zawiązali konfederację, ogłoszoną potem w Targowicy.
CzwaRtek, 28 kwietnia, pawŁa, witaliSa
1939
Niemcy wypowiedziały ponownie pakt o nieagresji wobec Polski,
zażądały zwrotu Gdańska.
Szanowny Panie Redaktorze,
w związku z artykułem pt. „Dokumenty zdrady – uzupełnienie” (NC, 5/162,
14.03) proszę o zamieszczenie poniższego sprostowania:
PAFT [Polonia Aid Foundation
Trust – red.] nie miał, nie ma oraz nie
może mieć oficjalnego stanowiska jako
ciało odnośnie sprzedaży Fawley Court, ponieważ nie jest to sprawa leżąca
w statutowej kompetencji PAFT.
Łączę wyrazy poważania
dr ANDRZEJ SuChCiTZ
Przewodniczący Rady Powierników
PAFT
kulą w płot trafione
Na fragment listu Alexa Sławińskiego
(NC nr 163, 26.03) zawierający zarzut:
„Najlepszym przykładem na to, jak
traktują nas starsi działacze jest to, że
na „Kawałek podłogi" Związek Pisarzy
Polskich na Obczyźnie również otrzymał zaproszenie. Skorzystały z niego
dwie, trzy osoby. Prywatnie. Reszta
Związku i niemalże wszystkie ‘liczące
się organizacje’ imprezę zignorowały”
– zmuszeni jesteśmy autorowi tych słów
odpowiedzieć.
Związek Pisarzy imprezy PoeEzji
Londyn nie zignorował. Związek Pisarzy odstąpił wcześniej zarezerwowaną
dla siebie Jazz Cafe na inauguracyjne
spotkanie PoeZji Londyn i za tę salę po
koleżeńsku – zapłacił. W artykule Alexa Sławińskiego nawet jeden raz nie
padła nazwa KaMPe, a to właśnie Koło Młodych Poetów, działające blisko
REDAKTOR NACZELNY: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk);
REDAKCJA: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk); Jacek Ozaist, Daniel Kowalski
(d.kowalski@nowyczas.co.uk), Aleksandra Ptasińska; WSPÓŁPRACA REDAKCYJNA: Lidia
Aleksandrowicz; FELIETONY: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski; RYSUNKI: Andrzej Krauze;
WSPÓŁPRACA: Małgorzata Białecka, Grzegorz Borkowski, Adam Dąbrowski, Włodzimierz Fenrych, Mikołaj
Hęciak, Robert Małolepszy, Grażyna Maxwell, Michał Opolski, Łucja Piejko, Michał Sędzikowski, Wojciech
Sobczyński, Agnieszka Stando.
1TR5A k%
redytu
EX
O
ZA DpiAerRwM
szym
(przy
iu)
doładowan
p
2
/min
2p
Polska tel. stacjonarny
Słowacja tel. stacjonarny
7p
Polska tel. komórkowy
1p
Stałe stawki 24/7
Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk),
Wydanie dofinansowane ze środków Kancelarii Senatu w ramach opieki
nad Polonią i Polakami za granicą w 2011 roku.
HARD WORKING CLASSES
płytę Cd wylosowali:
aleksandra brzeska, anna
kruk, tadeusz Slaski.
gratulujemy!
(koszt £5 + stand sms)
Wybierz 020 8497 4029 a następnie numer
docelowy np. 0048xxx i zakończ #. Proszę nie
wybierać ponownie po numerze docelowym.
DZIAŁ MARKETINGU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949
marketing@nowyczas.co.uk
WYDAWCA: CZAS Publishers Ltd.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega
sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.
© nowyczas
SORRY BOYS:
Wyślij smsa o treści
NOWYCZAS na 81616
prenumerata prasy polskiej z wysyłką za granicę
za pośrednictwem
„RuCh” S.a.
www.ruch.pol.pl
e-mail: prenumerataz@ruch.com.pl
Tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk
2011; POSK jawić mu się będzie jako
pustynia kulturalna rozświetlona imprezą PoEzji Londyn.
Nic bardziej błędnego. POSK od
lat rozpina nad Polonią przyjazny parasol. Doświadczamy od ośrodka wiele
dobrego. Na przykład KaMPe korzysta
ze zniżek lokalowych, ponieważ prowadzi cykliczne, comiesięczne, otwarte
spotkania. Zapraszamy szczególnie
Alexa Sławińskiego na najbliższe imprezy, po retusz do jego artykułu: 17
maja na poetycko-filmową hybrydę artystyczną, 22 maja na wieloobsadowy
spektakl „Tu i Tam” w opracowaniu
Dany Parys-White, a 19 czerwca na
wieczór poetycko-muzyczny członków
grupy KaMPe.
O czym zawiadamiają w imieniu
Zarządu Związku Pisarzy Polskich na
Obczyźnie
REgiNA WASiAK-TAyLOR
i ALEKSy WRóbEL
Polska
Połączenie parlamentów Anglii i Szkocji. Powstanie Wielkiej Brytanii.
63 King’s Grove, London SE15 2NA
Tales z Miletu
od roku przy ZPPnO nawiązało współpracę z PoEzją Londyn. Jej założyciele,
Adam Siemieńczyk i Marta brassart,
na zaproszenie KaMPe brali udział w
ubiegłorocznym spektaklu zaduszkowym w St Leonard Church, w warsztatach kreatywnego pisania
prowadzonych przez naszego członka,
Marię Jastrzębską. Tuż przed bożym
Narodzeniem, na spotkaniu opłatkowym, KaMPe zaofiarowało pomoc PoEzji Londyn, odstąpiło zarezerwowany
dla siebie 20 lutego br. lokal Jazz Cafe
na ich pierwsze publiczne spotkanie z
publicznością i jak – życzliwy starszy
kolega – pokryło koszt wynajmu sali.
W imprezie tej wzięła udział czwórka naszych poetów: Anna Maria Mickiewicz, Dana Parys-White, iza
Smolarek i Aleksy Wróbel. A propos
zaproszenia: przypomnieliśmy organizatorom o kurtuazyjnym zaproszeniu
prezesa ZPPnO na „Kawałek podłogi”, niestety, nikt tego nie dopatrzył. A
inna część Związku Pisarzy bawiła się
znakomicie dwa piętra wyżej, oglądała
w tym samym czasie w Sali Teatralnej
Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego spektakl multimedialny „Krystyna Skarbek kwiat wojny” według
scenariusza Mieczysławy Wazacz (członek ZPPnO), wystawiony przez Scenę
Poetycką przy bardzo licznym udziale
widowni polskiej i angielskiej.
Nie chcemy nikogo pouczać ani
tym bardziej moralizować, ale od informacji prasowej oczekujemy wiarygodności. Ktoś czytający artykuł pana
Sławińskiego, powiedzmy za lat kilka,
wyrobi sobie zupełnie fałszywy obraz
środowiska polskiego w Londynie roku
listy@nowyczas.co.uk
piĄtek, 29 kwietnia, piotRa, boguSŁawa
1707
Największą mądrością
jest czas,
wszystko ujawni.
Niemcy tel. stacjonarny
Irlandia tel. stacjonarny
Czechy tel. stacjonarny
USA
Dobra jakość
Bez nowej karty SIM
Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622
www.auracall.com/polska
T&Cs: Ask bill payer’s permission. SMS costs £5 + std SMS. Calls charged per minute & apply from the moment of connection. Connection fee varies between 1.5p & 20p. Calls to the 020 number
cost std rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. Credit expires 90 days from last top-up. Prices
correct at time of publishing: 07/04/2011. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required,
required please call 084 4545 3788.
ANKIETA
Drogi Czytelniku!
Ty nas już znasz, dłużej lub krócej, my też pragniemy
poznać Ciebie. Oto ankieta, za pomocą której
chcielibyśmy znaleźć odpowiedzi na ważne dla nas
pytania – kto jest naszym odbiorcą, dlaczego nas
czyta, co w nas ceni i co chciałby zmienić?
Będziemy bardzo wdzięczni za poświęcony czas
na „Nowy Czas”.
10 kwietnia na
Trafalgar Square
2. Z której formy wydania „Nowego Czasu” korzysta Pan/-i częściej?
wersja papierowa
wersja elektroniczna
3. Czy ma Pan/-i trudności w zdobyciu papierowego wydania „Nowego
Czasu”?
NIE
TAK (proszę podać powód ………………………………….................................................)
Annamaria Reinoso
Na Trafalgar Square biało-czerwone kolory. Wszędzie
widoczne polskie flagi. W niedzielę, 10 kwietnia, Polacy
zebrali się tutaj, by uczcić tych, którzy rok temu zginęli
w katastrofie samolotowej pod Smoleńskiem. Wiec zorganizowany przez Polską Wszechnicę w Wielkiej Brytanii oraz Klub „Gazety Polskiej” miał też na celu
zainteresowanie opinii publicznej na rzecz powołania
międzynarodowej komisji, która zbadałaby przyczyny
katastrofy, jako że prowadzone przez Rosjan śledztwo
budzi wiele wątpliwości.
Choć jestem Brytyjką, dowiedziałam się o tym wiecu i przyszłam na Trafalgar Square. Wcześniej, dzięki
moim polskim przyjaciołom, poznałam dr Marka Laskiewicza, założyciela PWWB, ekonomisty, inżyniera i
badacza historii, który pisze teraz książkę na temat
katastrofy zatytułowaną „Smoleńsk”.
Kiedy spotkałam go po raz pierwszy, powiedział mi,
że prawdopodobnie katastrofa smoleńska nie była wypadkiem. Duża liczba ludzi, włącznie z nim, tak właśnie myśli i jest niezadowolona z prowadzonego
śledztwa oraz z tego, w jaki sposób jest to przedstawiane przez media. – Jest wiele aspektów dotyczących katastrofy fałszywie przedstawianych przez media. Nie
ma żadnych dowodów, że samolot próbował lądować
cztery razy, wręcz przeciwnie: są dowody na jedną próbę podejścia do lądowania, którego pilot chciał uniknąć, ale niestety nie udało się.
To, że wrak samolotu i czarne skrzynki do tej pory
nie zostały zwrócone stronie polskiej rodzi coraz więcej
podejrzeń wobec działań władz rosyjskich. Te argumenty stanowiły punkt odniesienia analizy przedstawionej podczas wiecu.
Chcąc dowiedzieć się więcej, sprawdziłam, co na temat katastrofy smoleńskiej pisały media brytyjskie.
Wszystkie sugestie próbujące podważyć twierdzenie, że
katastrofa smoleńska była zwykłym wypadkiem. komentowane są jako teorie spiskowe.
– Teraz każda wypowiedź, która nie jest zgodna z
oficjalną wersją rządową określana jest jako teoria spiskowa – mówi Marek Laskiewicz…
Zaintrygowana poszłam na Trafalgar Square, by
posłuchać wypowiedzi dr Laskiewicza i zobaczyć jak
reaguje na to polska społeczność. Na wiecu, dobrze
zorganizowanym, usłyszałam sporo mocnych słów
przeciwko Rosji w wypowiedzi dr Laskiewicza, w której
wielokrotnie powtarzającym się motywem było to, że
Smoleńsk nie jest tylko sprawą polską, lecz że jest to
problem, który dotyczy całego świata. Jego wypowiedź
spotkała się z dużym aplauzem publiczności.
W ciszy natomiast słuchano słów Małgorzaty Piotrowskiej reprezentującej Klub „Gazety Polskiej” w
Londynie, która mówiła o tym, jak ciężko jest pogodzić
się z tragedią rodzinom ofiar, które nie mają pewności
kogo pochowały. Nie można było przeprowadzić sekcji
zwłok ani identyfikacji ciał, nie przeprowadzono żad-
1. W jaki sposób trafił/-a Pan/-i na „Nowy Czas”?
skrzynka w mieście
polski sklep
polski kościół
POSK
polecenie znajomych/rodziny
uczestnictwo w ARTerii
inne
jakie?.................................................................................................................................
4. Jak często sięga Pan/-i po „Nowy Czas” lub zagląda na naszą stronę
internetową?
regularnie
często
sporadycznie
5. Jakie rubryki „Nowego Czasu” lubi Pan/-i czytać najbardziej? (maks. 3)
wiadomości z kraju i ze świata
reportaż
felietony i opinie
kultura
gospodarka
czas na relaks
podróże
ogłoszenia
sport
listy do redakcji
6. Co Pan/-i ceni w „Nowym Czasie”?
poziom artykułów
różnorodność tematyczną
rzetelność i profesjonalizm publicystów
wiarygodność i obiektywność
przydatność informacji
inne .................................................................................................................................
nego śledztwa – trumny przyjechały zalutowane i wydano zakaz ich otwierania. To powoduje, że dla wielu
rodzin czas nie jest wcale żadnym lekarstwem.
Zapytałam Małgorzatę Piotrowską co sądzi o wystąpieniu polskiej organizacji [Zjednoczenie Polskie w
Wielkiej Brytanii – przyp. red.], która zniechęciła ludzi
do wzięcia udziału w wiecu. – Chcą reprezentować
wszystkich Polaków, ale sami nic nie planowali, by
uczcić tę rocznicę. Powiedzieli, że nie chcą reprezentować żadnej politycznej partii. Nasz wiec dotyczy tragedii, nie polityki. To sprawa publiczna.
Wiec trwał mniej więcej dwie godziny. Kiedy około
czwartej po południu tłum zaczął się rozchodzić, zapytałam kilka osób, co sądzą o tym wydarzeniu. Przeważająca większość uważała, że było za mało ludzi. – Jest
tylu Polaków w Londynie, gdzie oni są? – pytała 35-letnia Jola. – To bardzo smutne, że emigracja jest podzielona – powiedziała, 49-letnia Gabriela i dodała: –
Niektórzy Anglicy są zainteresowani tą sprawą, ale
większość z nich nie wie o tym nic. Ludzie powinni
mieć świadomość tego, jakim zagrożeniem jest Rosja.
Opuszczając Trafalgar Square myślałam o tym, że
wiec przebiegł dobrze, oczywiście mogło być więcej ludzi, ale te 300-400 osób, które tam przyszły, dotrwały
do końca. Odniosłam wrażenie, że zarówno dr Laskiewicz, jak i Małgorzata Piotrowska zaprezentowali wiarygodną argumentację, która prowadzić powinna do
rzetelnego śledztwa. Prawda na temat Smoleńska powinna być ujawniona, niezależnie od tego, jaka ona będzie.
Jeśli chodzi o Smoleńsk, nie mam swojej opinii, czy
był to wypadek czy nie, ale myślę, że Polacy zbyt długo
czekają na rzetelne śledztwo w tej sprawie.
Tłumaczyła Teresa Bazarnik
7. Czy ma Pan/-i ulubionego autora „Nowego Czasu”? Jeśli tak, proszę
podać nazwisko……….........................................................................................................
8. Co możemy zrobić, by „Nowy Czas” był Pana/-i zdaniem lepszą gazetą?
zmiana szaty graficznej
dodanie nowej rubryki tematycznej
(jakiej?).............................................................................................................................
więcej artykułów o lekkiej tematyce
więcej reklam i ogłoszeń
inne (jakie?)....................................................................................................................
9. Czy byłby/-aby Pan/-i gotów/-owa regularnie płacić funta za „Nowy
Czas”, gdyby stał się gazetą płatną?
TAK
NIE
10. Jeśli odpowiedź na poprzednie pytanie brzmi „tak”, czy:
zamówiłby/-aby Pan/-i prenumeratę?
kupowałby/-aby Pan/-i gazetę w sklepie, supermarkecie?
Informacje o uczestniku ankiety:
Płeć:
K
M
Wiek:
do 25 lat
26-35
36-45
46-55
56 i powyżej
Wykształcenie: …………………………........................................................................................
Wykonywany zawód: …………………………............................................................................
Czas pobytu w UK: ……………………......................................................................................
Dane kontaktowe (dobrowolnie): …………………….............................................................
Wśród osób, które podadzą swoje dane kontaktowe, rozlosujemy
nagrody w postaci kolacji dla dwóch osób w restauracji Tatra
oraz Daquise.
Ankietę prosimy odesłać na adres:
„Nowy Czas”, 63 King's Grove, London SE15 2NA
lub wypełnić na stronie internetowej: www.nowyczas.co.uk
4|
18 kwietnia 2011| nowy czas
czas na wyspie
Pierwsza
rocznica
10 kwietnia w pierwszą rocznicę tragedii
smoleńskiej w kościele pw. św. Andrzeja
Boboli została odprawiona uroczysta msza
św. w intencji ofiar katastrofy. Uczczono
pamięć ostatniego prezydenta II RP Ryszarda Kaczorowskiego i proboszcza parafii św. Andrzeja Boboli, prałata Bronisława
Gostomskiego, którzy zginęli rok temu pod
Smoleńskiem.
Odeszli nagle. Chcieli złożyć hołd ofiarom. Złożyli ofiarę w hołdzie. Szczególnie
symboliczna jest śmierć prezydenta
Ryszarda Kaczorowskiego, który uniknął
śmierci w Związku Sowieckim, poświęcił
swoje życie pamięci pomordowanym i
chcąc oddać hołd ofiarom Katynia zakończył swoje życie i służbę Ojczyźnie.
Po mszy św. w kościele pw. św. Andrzeja Boboli odsłonięto
dwie tablice pamiątkowe. Pierwsza poświęcona sześciu
prezydentom RP na uchodźstwie, druga proboszczowi parafii
księdzu Gostomskiemu. W uroczystości rocznicowej udział
wzięły: wdowa po prezydencie Ryszardzie Kaczorowskim –
pani Karolina Kaczorowska i wdowa po prezydencie
Kazimierzu Sabbacie – pani Anna Sabbat.
W przeddzień pierwszej rocznicy tragicznej śmierci
ostatniego prezydenta II RP w Ognisku Polskim w South
Kensington odbyła się sesja naukowa zorganizowana przez
Polski Uniwersytet na Obczyźnie we współpracy z
Uniwersytetem Jagiellońskim, poświęcona prezydentowi
Kaczorowskiemu i jego poprzednikom.
Jeden z uczestników konferencji prof. Wiesław Jan
Wysocki z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego
w Warszawie powiedział: „Prezydent Kaczorowski
pozostawił po sobie nie tylko świat wartości, ale także
model sprawowania władzy pojmowanej jako służba
publiczna. Pokazał to siłą swego charakteru i osobowości”.
Prof. Wysocki stwierdził w referacie, że samo istnienie
władz niepodległej RP na uchodźstwie, choć w świecie nie
uznawanych, ale czerpiących mandat z konstytucji
kwietniowej 1935 roku, przypominało, że komuniści
nie mieli prawnego tytułu do sprawowania władzy
w Polsce.
Ryszard Kaczorowski został prezydentem po śmierci
Kazimierza Sabbata w 1989 roku. 22 grudnia 1990 roku
przekazał insygnia prezydenckiej władzy, m.in. tłoki i pieczęcie
prezydenckie, oryginał konstytucji kwietniowej i inne symbole
Lechowi Wałęsie – pierwszemu demokratycznie wybranemu
prezydentowi RP po wojnie.
W kolejnych prelekcjach przedstawiono sylwetki i
dorobek prezydentów RP na uchodźstwie: Władysława
Raczkiewicza (1939-47), Augusta Zaleskiego (1947-72),
Stanisława Ostrowskiego (1972-79), Edwarda hr.
Raczyńskiego (1979-86), Kazimierza Sabbata (1986-89).
Czcząc pamięć prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego,
PUNO rozpoczęło tradycję corocznych „Konferencji
Kwietniowych”, w drugą sobotę kwietnia.
Grzegorz Małkiewicz
Nowe władze
Zjednoczenia
Uroczystość beatyfikacyjna
Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii wybrało nowe władze.
W sobotę 9 kwietnia br. w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym odbyło się
Walne Zebranie Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii. Delegaci
reprezentujący organizacje członkowskie udzielili absolutorium ustępującym
władzom i wybrali nowe.
W procedurze wyborczej zgłoszono dwóch kandydatów: Małgorzatę Sztukę
(pełniąca funkcję sekretarza generalnego w kadencji Prezydium 2009-2011) i
Włodzimierza Mier-Jędrzejowicza (przewodniczącego Koła Członków
Indywidualnych).
W wyniku głosowania większością głosów Prezesem Zjednoczenia Polskiego
Wielkiej Brytanii na kadencję 2011–2013 został Włodzimierz Mier-Jędrzejowicz.
Dotychczasowa prezes federacji Helena Miziniak zgodziła się wspierać nowego
prezesa, przyjmując obowiazki jego zastępcy.
W skład Prezydium weszli: Tadeusz Stenzel – wiceprezes „z terenu”, Maria
Kruczkowska-Young – sekretarz generalny, Krystyna Ostaszewska – skarbnik,
Wojciech Tuczyński – rzecznik prasowy oraz Zenon Handzel, Anna
Rączkowska, Katarzyna Zagrodniczek.
Sześć lat temu tysiące Polaków przeszło w Marszu
Papieskim z Trafalgar Square pod Katedrę Westminster.
Wyrazili w ten sposób wielki żal i smutek po śmierci
największego w historii Polaka, Jana Pawła II. Następnego dnia
wielomilionowy tłum zgromadzony podczas uroczystości
pogrzebowych na placu św. Piotra w Watykanie skandował: Santo
Subito! Po sześciu latach to życzenie spełnia się:
1 maja Jan Paweł II zostanie przez papieża Benedykta
XVI wyniesiony na ołtarze.
Przeżyjmy te chwile razem! Spotkajmy się w Katedrze.
APEL POLICJI
Policja poszukuje mężczyznę, z którym chce
porozmawiać w sprawie dochodzenia o
morderstwo, podczas którego w wyniku pożaru na
Chepstow Road w Newport zmarł w sobotę rano
12 marca 2011 Ramunas Raulinautis (34 lat).
Pożar był na podjeździe do hotelu Gateway Express Hotel w środę
9 marca 2011, podczas którego Ramunas Raulinautis został
podpalony oraz pobity.
Stanisław Gliszczyński (30 lat) ma ciemno brązowe włosy do ramion i
brązowe oczy. Ma również tatuaż na lewym ramieniu z wzorem
plemiennym i celtycki wzór wokół lewej nogi.
Prosimy o kontakt z policją w hrabstwie Gwent, numer 01633 838111
lub Crimestoppers, numer 0800 555 111 oraz na stronie Naszej Klasy
www.nk.pl pod nazwą Gwent Police i zostawić tam dla nas wiadomość.
Jana Pawła II
w Westminster Cathedral
Program:
• Oficjalne otwarcie uroczystości o godz. 14.00
• Przesłanie gospodarza Katedry Westminster abp Vincenta Nicholsa
i metropolity krakowskiego kard. Stanisława Dziwisza przekazane
poprzez telebimy
• Prezentacja filmu dokumentującego drogę do świętości Jana Pawła II
• Odtworzenie mszy beatyfikacyjnej z Watykanu
• Modlitwa dziękczynna i odśpiewanie pieśni religijnych, m.in. „Barki”
Rozsiani po świecie Polacy chcą ważne dla naszego kraju chwile
przeżywać razem, tworzyć wspólnotę. Niech wyniesienie na
ołtarze Ojca Świętego spowoduje, że znów będziemy stanowić
jedność. Rok temu na Trafalgar Square wsłuchiwaliśmy się w głos
dzwonu Zygmunta bijącego na pożegnanie Pary Prezydenckiej. 1
maja w Katedrze Westminster wraz z katolikami innych
narodowości wyrazimy swą wdzięczność i wspólnie zbliżymy się
do Jana Pawła II, który tak nas umiłował, i z którego my byliśmy
tak dumni. Pokażmy światu jako katolicy i Polacy, że Jan Paweł II
na zawsze będzie naszym wzorem i nigdy nie przestanie gościć w
naszych sercach.
|5
nowy czas | 18 kwietnia 2011
Od 35 lat
zaświadcza
o prawdzie
Norfolkline jest teraz
częścią DFDS Seaways
Co roku, w kwietniu w rocznicę zbrodni katyńskiej, Polacy składają wieńce i kwiaty pod Pomnikiem Katyńskim na Gunnesbury Cemetery w
zachodnim Londynie. W tym roku historię powstania Pomnika przypomniała zebranym Eugienia Maresh. Historię walki o prawdę historyczną.
Płyń z Dover
do Dunkierki
0871 574 7221
już od
35 lat temu, mimo politycznych przeszkód ze strony naszych sprzymierzonych, jak i ówczesnego bloku sowieckiego, powstał na Gunnesbury Cemetery
Pomnik Katyński . Jest to dla nas, a szczególnie dla
młodszej generacji, niezwykle ważna rocznica, gdyż
droga do jego powstania była haniebnie długa i wypełniona przeszkodami. Z tej okazji, należy przypomnieć wysiłek i determinację Polsko-Brytyjskiego
Komitetu Budowy Pomnika, który formalnie powstał z opóźnieniem, po ostatniej nieudanej próbie
przedstawienia sprawy Katynia w parlamencie brytyjskim w 1971 roku.
Debatę rozpoczął nasz niestrudzony przyjaciel
Lord Barnby. Zadaniem jej było doprowadzenie do
publicznego potępienia rządu sowieckiego za dokonane zbrodnie. Żądał on także przedstawienia
przez rząd brytyjski sprawy Katynia na forum Narodów Zjednoczonych, bowiem rząd polski na
uchodźstwie nie miał tych możliwości, gdyż nie był
oficjalnie uznawany.
W odpowiedzi powołano się na fakt, ze indywidualni parlamentarzyści mają prawo mieć osobiste
życzenia i poglądy, natomiast rząd brytyjski nie może występować jako arbiter w sprawach historycznych, które niestety nie zostaną rozwiązane bez
udziału dwóch najważniejszych partnerów, jakimi
są rządy Polski oraz Związku Sowieckiego, na którego terytorium popełniono zbrodnię.
Spraw dotyczących budowy pomnika i rozmów
z ówczesnym Sekretarzem Stanu Sir Douglasem
Home, podjął się były oficer brytyjski, więzień oflagu w Toruniu, członek brytyjskiej Egzekutywy do
Zbrodni Wojennych w Norymberdze i parlamentarzysta Airey Neave.
Mało kto wie, że mimo przyrzeczenia, że napis
Rok 1940, nie będzie figurował na pomniku, zbieranie funduszy na materiał, jak też i wykonanie inskrypcji były daleko zaawansowane. W
międzyczasie nadchodziły zażalenia od ambasadora Związku Sowieckiego jak też i rządu reżymowego w Warszawie z żądaniem zakazu wzniesienia
pomnika w Londynie i groźbą represji. Wezwany
do gabinetu podsekretarza stanu Airey Neave perorował, że jest to symboliczne „uznanie za poniesione krzywdy”. Broniąc stanowiska Komitetu
Budowy, pytał: „Jak długo rząd Jej Królewskiej Mości ma zamiar utrwalać zbrodnie sowieckie? Świa-
domy zaplecza sympatyzujących z nim parlamentarzystów, odważnie radził, by podsekretarz sam
stanął przed Komisją Budowy i poprosił o wyjaśnienie, dlaczego wyryta jest data śmierci zbrodni katyńskich?
Władza jednak nie poprzestała na tych środkach
zapobiegawczych. Równolegle toczyły się sprawy o
znalezienie odpowiedniego miejsca na pomnik, najpierw na Thurlow Place, małym skwerze, na przeciwko Victoria and Albert Muzeum, należącym
wtedy do Ministerstwa Edukacji, które odrzuciło
podanie, sugerując jako miejsce polski kościół lub
cmentarz. Drugim wybranym miejscem był ogród
kościoła anglikańskiego St. Luke na Chelsea, jednak władze kościelne po konsultacji z Whitehall
wraz z poparciem grupy rezydentów, nie były
skłonne dać pozwolenia. Sprawa oparła się o sąd
diecezjalny – ale bez skutku. Pokładano nadzieję,
że nowo wybrany rząd laburzystów zmieni swój pogląd na sprawę. Odpowiedz żyjącego jeszcze Roya
Hattersleya, ówczesnego Sekretarza Stanu, brzmiała ostatecznie: It would be wrong for me to give you
the impression that the present administration would be any readier than their predecessors either to
be associated with the plan to erect a memorial in
this country or to promote a new enquiry into the
circumstances of the massacre. HMG have absolutely no standing in this matter and that the only result of a new enquiry would be – to open old
wounds. Airey Neave zareagował z pasją: „O czyje rany tu chodzi?’
To dzięki takiej odwadze i determinacji Komitetu Budowy Pomnika oraz całej diaspory Polaków i
grupy brytyjskiej, świadczącej hojnie - pomnik ku
czci wszystkich pomordowanych Polaków ostatecznie powstał na gruncie cmentarnym. Otoczony sosnami, jest owocem pracy ludzi niezłomnych, którzy
w większości już sami pomarli.
Należy przywołać tę wzruszającą ceremonię,
gdy wdowa po oficerze zamordowanym w Katyniu, pani Maria Chełmecka odsłoniła pomnik ukazując skromny napis wyryty w czarnym granicie. Dziś, nieliczne grono rodzin katyńskich zebrane wokół pomnika składa hołd pomordowanym i
tym, którzy walczyli o prawdę historyczną.
Eugienia Maresh
25
funtów w jedną
stronę
Jest teraz częścią DFDS Seaways
6|
18 kwietnia 2011| nowy czas
czas na wyspie
Pamięć i wdzięczność
To już ponad rok odkąd Polskę i świat obiegła smutna
wiadomość o tragicznej śmierci tych, którzy pragnęli
złożyć hołd ofiarom zbrodni katyńskiej w jej 70. rocznicę. Dla członków parafii pw. Matki Bożej
Miłosierdzia na Willesden Green to już rok, odkąd ich
wierny parafianin Ryszard Kaczorowski nie zasiada
wraz z Małżonką na swoim miejscu w kaplicy, nie bierze czynnego udziału w życiu religijnym, nie krzepi
swym uśmiechem i dobrym słowem swoich rozmówców.…
– Dla nas, jako wspólnoty parafialnej, było i jest wielkim
zaszczytem i przywilejem, że właśnie tutaj, jedną ulicę dalej
od Walm Lane, Państwo Ryszard i Karolina Kaczorowscy
założyli swoje rodzinne gniazdo, że uczestniczyli w życiu parafii od samego jej założenia, korzystali z sakramentów świętych, uczestniczyli we mszy św. – wspominał prezes Rady
Parafialnej Paweł Samojłowicz. Podkreślał również wkład i
zaangażowanie w życie tutejszego kościoła pani Karoliny
Kaczorowskiej. – Pomimo pracy zawodowej, prowadzenia
domu i wychowywania dzieci, znajdowała czas i siły, by
udzielać się w parafii.
W naszej pamięci Ryszard Kaczorowski zapisał się nie
tylko jako ostatni prezydent II Rzeczypospolitej Polskiej na
Uchodźstwie, Harcmistrz RP, wybitny mąż stanu, ale po
prostu jako wspaniały, mądry człowiek. Świadectwem naszej
wdzięczności za jego posługę dla Polski i naszej parafii stała
się uroczysta rekwialno-wspomnieniowa msza św. w niedzielę 3 kwietnia o godz. 10.30 w naszej kaplicy, z udziałem
wdowy po śp. Ryszardzie Kaczorowskim, jego córek Jadwigi
i Aliny wraz z rodzinami, harcerzy z drużyn „Dunajec” i
„Ósemka”, szacownej wiekiem emigracji niepodległościowej, solidarnościowej i najmłodszej, unijnej.
– Jesteśmy Bogu wdzięczni za tego wspaniałego człowieka, wielkiego Polaka oddanego bez reszty Bogu i Oj-
czyźnie. Jesteśmy wdzięczni Bożej Opatrzności, że postawiła go na naszych drogach – brzmiały słowa homilii proboszcza parafii o. Leszka Gołębiewskiego SJ,
dedykowanej zmarłemu Prezydentowi.
Po mszy św. i wystąpieniu prezesa Rady Parafialnej,
wszyscy udali się na dalszą część celebracji do Sali im. o.
Milewicza SJ w domu parafialnym. Podniosły charakter
mszalnej uroczystości wzbogaciło to, co wydarzyło się po jej
zakończeniu – harcerska pieśń i gawęda. Poprzedził je akt
odsłonięcia przez panią Karolinę tablicy pamiątkowej, następnie recytacja wiersza autorstwa Janusza Kowalskiego
Lot do wieczności, dedykowany ofiarom katastrofy, w wykonaniu Jolanty Pietrzyk, prezes Koła Przyjaciół Harcerstwa,
przy fortepianowym akompaniamencie Nicole Turner.
Na tablicy umieszczono między innymi życiowe motto śp. Prezydenta II Rzeczypospolitej, inspirujące jego
zaangażowanie: Krzyż z lilijką stał się dla mnie świętością, czymś niezwykle ważnym... Od dnia złożenia przyrzeczenia harcerskiego pozostałem na zawsze w służbie
Bogu, Polsce i bliźnim. Cała moja publiczna i polityczna
późniejsza aktywność wyrosła z tych wskazań.
Kominkiem harcerskim, z repertuarem patriotycznych i
skautowskimi piosenkami przeplatanymi wspomnieniami
kierowała harcmistrzyni Maria Bnińska.
Na zakończenie pani Karolina serdecznie dziękowała
wszystkim przybyłym i organizatorom uroczystości. Wyrażała uznanie i radość, że tak pięknie uczczono pamięć Jej Męża. – Warto było żyć w tej parafii 60 lat, żeby się przekonać,
jakich ma się przyjaciół – podkreśliła.
Niech nam towarzyszą jak testament słowa z usłyszanego wiersza:
Dziś nam pozostaje dług Odeszłym spłacić / Z Rodzinami ból przeżyć… wiarą się wzbogacić.
Monika Burzyńska
LIVE-IN CARER
W„The Guardian”
Location: WARWICKSHIRE, ENGLAND, SOUTH WALES
Hours: 6-week on, 2-week off basis; Wage: £360-490 per week
Description: To provide care and support for eldery or disable people
Adam Wojnicz
in their own homes on a live-in basis. We provide seriveces to people
with a range of conditions and illnesses from people who are phisically
fit, but have early stages of dementia, to people who are severly disable
and need full personal care and use of special equipment. Previous
experience is not essential as a 5-day training will be given. We expect
enthusiastic and positive people, responsible and with good attitude to
work. How to apply: For further details about job refence please
check website and e-mail: www.goodcare.eu
Przez cały tydzień brytyjski dziennik „The Guardian”
poświęcał w każdym wydaniu kilka stron na przybliżenie
swoim czytelnikom Polski. Otwierające serię poniedziałkowe
wydanie, miało nawet zmieniony kolor winiety – „The
Guardian” w polskich barwach. Polska znalazła się w kręgu
zainteresowania redaktorów brytyjskiego dziennika w
związku z rozpoczętym wcześniej cyklem przedstawiania
krajów Unii Europejskiej. W takich odsłonach prezentacja,
nawet najbardziej wyczerpująca, siłą rzeczy przykrojona jest
na potrzeby czytelnika, który ma niewielką wiedzę na temat
danego kraju. Nie do powierzchowności więc mam
zastrzeżenia, lecz do jednostronności. Źródłem informacji
było dla angielskich dziennikarzy środowisko „Gazety
Wyborczej” albo „Krytyki Politycznej”. Rozpiętość
tematyczna imponująca, spojrzenie wąskie, uzasadnione
jednak lewicowym profilem dziennika. Można więc mieć
tylko pretensje do innych gazet, że takich cyklicznych
prezentacji nie zamieszczają. Mielibyśmy pełne spektrum.
Sporo było w tym tygodniowym maratonie stereotypów,
ale były też ciekawe analizy, które polskim dziennikarzom z
powodu polaryzacji postaw i środowiskowych nacisków już
nie wychodzą. Do takich artykułów można zaliczyć próbę
przedstawienia sylwetki Lecha Wałęsy, polityka chyba
najlepiej znanego zachodniemu czytelnikowi, ale zwykle z
okresu jego największych tryumfów. Autor artykułu Julian
Berger potraktował byłego przywódcę „Solidarności” i
byłego prezydenta bez namaszczenia, ale też bez agresji czy
irytacji z powodu wygłaszanych apodyktycznie tez. Julian
Borger z nutą ironicznego zdziwienia zapisuje wypowiedzi
Wałęsy i konstatuje, że jednej cechy Wałęsa z upływem czasu
na pewno nie stracił – pewności siebie. Zrobił wszystko
najlepiej jak było można, a że nie jest najlepiej, to już nie
jego wina. Rodacy zmarnowali daną im (przez Wałęsę)
szansę. Jedyny błąd, do którego Wałęsa się przyznał dotyczy
jego ukrywanej, nawet przy pomocy sądów, młodości. Po
wielu rozprawach i publikacjach historyków Wałęsa w końcu
przyznał, że podpisał zobowiązanie do współpracy ze Służbą
Bezpieczeństwa, bo wtedy nie wiedział, że może odmówić.
Bardziej ludzkie wyjaśnienie – zauważa autor – niż
wcześniejsze opowieści o świadomej grze z bezpieką czy – co
gorsza – kwestionowanie takiego epizodu.
Przegląd zawiera eksportową ikonografię polskiej
rzeczywistości: politycznej, społecznej, kulturowej. Dużo jest
w materiałach o kontrastach (bogaci – biedni), doganianiu
Zachodu w stylu życia i braku tolerancji.
Pisząc o zmieniającym się obrazie polskiego
społeczeństwa nie sposób pominąć religii i osoby Jana Pawła
II. Z jednej strony, zdaniem autorów, religijność
społeczeństwa słabnie, z drugiej – jak twierdzą duchowni w
rozmowie z dziennikarzami – nie ma powodu do
wyciągania takich wniosków. Religijność pokazana jest
jednak od strony „przemysłu pamiątkarskiego” i masowej
produkcji pomników Jana Pawła II.
|7
nowy czas | 18 kwietnia 2011
czas na wyspie
W sieci phishera
Phishing to prosta, ale
skuteczna forma hackingu.
Kody i zabezpieczenia
chroniące konto
elektroniczne trudno jest
złamać. Znacznie łatwiej
komputerowemu wilkowi
przebrać się w skórę
baranka i grzecznie
poprosić o dane.
Przyzwyczajeni do
transakcji internetowych,
poproszeni o dane, naiwnie
je podajemy…
Grzegorz Borkowski
Następnego dnia po odpowiedzi na dziwny email, wysłany w tym wypadku rzekomo z Lloyds TSB, Andrzej zauważył, że z jego konta zniknęło
600 funtów.
– Mail wyglądał na autentyczny. Miał logo banku, kolorystykę, jak jego rodzima strona internetowa... Nie pomyślałem, tylko odruchowo odpisałem – opowiada ograbiony rodak z Southampton.
Mail, wysłany rzekomo z centrali zabezpieczeń banku, informował, że
wystąpiły pewne kłopoty z kontem internetowym klienta. „Bank” radzi
mu zalogować się ponownie, korzystając z dołączonego do maila łącza.
Podczas logowania trzeba było oczywiście podać wszystkie dane konta –
łącznie z numerem klienta i hasłem dostępu...
Na pierwszy rzut oka wszystko wiarygodne, tyle że pod mailem krył się
nie bank, lecz komputerowy hacker, który tego samego miesiąca okradł
setki naiwnych klientów, podszywając się pod konsultanta Lloyds TSB.
– Kiedy sprawdziłem stan mojego konta, zamarłem z przerażenia.
Zniknęło 600 funtów. Złodziej był za sprytny, by zabrać wszystko. Wziął
trochę z konta bieżącego i z ISA. Ale razem wyszła okrągła sumka – opowiada dalej Andrzej. – Natychmiast pobiegłem do banku. Byłem pewien,
że pieniądze straciłem bezpowrotnie. Tu jednak mnie zaskoczyli. Wzięli
stratę na siebie i obiecali, że środki wrócą na moje konto następnego
dnia. Jednocześnie doradzili mi, bym zablokował istniejące konto i zmienił hasła. Ja jednak postanowiłem w ogóle je zamknąć i otworzyć w tym
banku nowe konto, z zupełnie innym numerem. Poprosiłem też o nowy
numer klienta i nowe karty. Tak w razie czego.
Pieniądze rzeczywiście wróciły do Andrzeja następnego dnia. Miał
jednak za sobą dwie nieprzespane noce i masę strachu. – Już nigdy nie
popełnię podobnego błędu. Podczas rozmów z pracownikami banku dowiedziałem się, że wbrew pozorom złodziej nie był taki sprytny, bo skradzione pieniądze przelewał na własne konto, łatwe do wytropienia i że
policja już ma go w garści – dodaje.
•••
Oszukanych było więcej. Na internetowych forach polonijnych zaroiło się
od ostrzeżeń. Okazuje się, że prób wyłudzania było wiele także i wcześniej. I – niestety – w wielu przypadkach zakończyły się pozytywnie.
Annie zniknęło z konta 500 funtów, które poszły na konto rzekomej
firmy bukmacherskiej. Po telefonie do banku konto zostało zablokowane,
a pieniądze wróciły do właścicielki. Kasia kilka razy dostała nadaną rzekomo przez Lloyds TSB wiadomość, że wygrała pokaźną sumę i – by ją
odebrać – musi potwierdzić swoje dane. Podobny w treści e-mail dostała
inna osoba, którą bank poinformował, że narodowa loteria brytyjska
chciała przelać na jej konto pół miliona, wcześniej jednak musiała potwierdzić swoje dane. Niektórzy posiadacze kont w kilku bankach dostali
podejrzane maile od każdego z nich.
•••
Wygląda na to, że ten proceder jest dziś bardzo popularny. Jak się bronić?
– Phishing to określenie procedury pozyskiwania przez wyłudzaczy
poufnych danych, takich jak hasła dostępu do kont bankowych przy prowadzeniu rachunków przez internet, dane kart kredytowych i płatni-
Cztery szybkie porady, jak poznać
fałszywy e-mail z banku:
1. Sprawdź adres nadawcy; w przypadku Lloyds
TSB powinien to być info@email.lloydstsb.com lub
insurance@email.lloydstsb.com.
2. E-mail powinien zawierać cztery ostatnie
numery twojego konta.
3. Nie powinien być zaadresowany bezosobowo,
jak np. Dear Customer, tylko twoim imieniem i nazwiskiem klienta.
4. Sprawdź, czy link na pewno prowadzi do banku
– po nakierowaniu kursora myszki na link powinien się ukazać url banku, zaczynający się od:
http://email.lloydstsb.com
•••
czych. Robią to wysyłając e-mail, który sprawia wrażenie wiadomości od godnej zaufania organizacji, często
samego banku – mówi Aiden z centrum obsługi klienta banku Lloyds TSB. – Nasz bank kontaktuje się z
klientami od czasu do czasu za pomocą SMS-ów i maili, ale nigdy w tych komunikatach nie prosi o podanie
poufnych danych. Nigdy nie prosimy o wprowadzanie
jakichkolwiek danych klientów w okna typu pop-up.
Jeśli widzisz takie okno z taką prośbą, natrafiłeś na
oszustwo. W żadnym przypadku nie wolno ci wprowadzać tam jakichkolwiek danych.
p
a1
Polsk
Bez zakładania konta
Phishing nie musi wyłącznie dotyczyć konta bankowego. Warto być ostrożnym przy realizowaniu jakiejkolwiek formy płatności telefonicznej czy internetowej za
pośrednictwem karty kredytowej.
Po kolejnych próbach ataku na swoich klientów akcję informacyjną na szeroką skalę zaczął PayPal (najpopularniejszy chyba dziś pośrednik transakcji
internetowych). Zwraca on uwagę swoim klientom, że
nawet adres nadawcy e-maila identyczny z rzeczywistym, nie może być wskaźnikiem stuprocentowego bezpieczeństwa. Adres nadawcy można zawsze skopiować.
W fałszywym e-mailu powitanie jest zawsze bezosobowe, reszta informacji napisana jest w tonie wskazującym na sprawę niecierpiącą zwłoki. Ot, chociażby:
„kilkakrotnie próbowaliśmy się z tobą skontaktować,
ale nie udało nam się. Jeśli jak najszybciej nie skorygujesz swoich danych klikając na to łącze, twoje konto
wkrótce zostanie zablokowane”.
No i najważniejsze – jeśli e-mail wydaje się podejrzany, nigdy, przenigdy nie należy otwierać jego załączników, gdyż możemy niechcący rozpakować wirusa,
który będzie próbował wyszpiegować nasze zabezpieczenia. A transakcji kartą przez telefon najlepiej unikać
w ogóle.
24/7
Stałe stawki połączeń
Polska Obsługa Klienta
/min
Z tel stacjonarnego wybierz 084 4862 4029
a następnie numer docelowy np.: 0048xxx.
Zakończ # i poczekaj na połączenie.
1p
Wybierz 084 4862 4029
5p
Wybierz 084 4545 4029
Polska tel. komórkowy
Polska tel. stacjonarny
USA
Niemcy tel. stacjonarny
Orange, Plus GSM
6p
Wybierz 087 1518 4029
Polska tel. komórkowy
Era
www.auracall.com/polska
Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622
T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute, include VAT & apply from the moment of connection. BT call setup fee applies. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your
operator. Prices to other Poland’s mobile networks will be charged at 20p/min. Prices correct at time of publishing: 07/04/2011. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.
NCZ1904_P08-09C:NC
19.4.2011
8:39
Page 10
8|
18 kwietnia 2011 | nowy czas
fawley court
Their haven, our special idyll…
Peaceful, unchallenged public rights to walk, through ages of parkland, along hushed aged pathways,
and undisturbed saunters, to our meandering river.
ith brutal timing just when
World War 2 ended, a divisive
“iron curtain” shuddered
down on Europe. And to add
to the Nazi forced exodus,
another class of refugee was born – stranded
Poles, who fled Stalin’s Soviet expansionist
communist reign of terror. From the late 1940s,
throughout the 1950s and onwards, many of
these displaced Poles, Britain’s wartime allies,
now in exile, saw in Fawley Court their haven,
which today is our special idyll…
W
And so to another, serene, more peaceful age,
Georgian England… Throughout much of 1771,
and particularly in October, Lancelot Capability
Brown (1717-1783), England’s great gardener,
horticulturist, and landscapist, would have
started his busy day knowing ah ha, today
there is much to do at Fawley Court, Bucks.
And so there was. Decisions on seeding, lawn
layout, turf and soil banking, vistas, water
ornaments, and of course tree planting. All of
this required his expert attention.
Nothing was beyond Capability Brown, a
genius arborist; his naturalist landscapes would
mostly enjoy the presence of hardwood trees, such
as elms, oaks, or beeches (which love the Chiltern
soil). Interspersed with these would be ashes, lime,
possibly mature Scots firs, and a few (Lebanon)
cedars for “emphasis”. All of these he planted at
Fawley Court, some remain on view to this day.
Otherwise Capability Brown shunned the
then fashion for exotic tree imports, be it from
China or North America. Hence Fawley Court’s
famous China tree (by the statue of Chronos) –
the only other example today being at Kew
Gardens – was a later addition.
Known as Capability, because he saw all land
as capable of being landscaped to the command
of his gardening craft, Lancelot Brown left his
mark on some 120 gardens, estates and country
houses around England, (he refused commissions
in Ireland, on the grounds that he had to finish
off England first). His more famous works are to
be found at Kew Gardens, Hampton Court,
Blenheim Palace, Syon Park and the lesser
known Caversham Park.
T FAWLEY COURT during 1771
Capability established a strong bond with
Sambrook Freeman, the then owner, and
laid out the Fawley Court grounds with his usual
taste, and that they contained a menagerie, and
most elegant dairy. Such was the quality for
example of grasses and lawns at Fawley Court,
that in 1771-1772, Capability bought from S
Freeman of Fawley Court 1,120 lb of Dutch
clover seed, to be used for seeding the valley and
rising mounds at the Milton Abbey estate in
Dorset, where he had a commission.
Today, as we go on one of our Public Rights
of Way walks through Fawley Court’s (Marlow
Road), North or South Lodge entrances, we pass
by the splendid fifteen foot high wrought iron
piers, each one which should carry a bronze
A
Open entrance for public access/walks to
Fawley Court and the river Thames for 60 years
stag’s head. (Embarrassingly, someone has
recently put up the most hideous, unaesthetic,
philistine gates – how declasse! There is just no
accounting for poor taste…).
The paths from the entrances converge before
the lawn and stone balustrade in front of the
beautiful main red brick building, now thought to
be designed by Inigo Jones (1573-1652), rather than
Sir Christopher Wren (1632-1723). But perhaps it
was neither, and simply our own Lancelot
Capability Brown, and James Wyatt (1746-1813),
FAWLEY COURT AND FATHER JOZEF
What price a grave? £9.5 milion?
UNEXPECTED LETTER FROM
MINISTRY OF JUSTICE OFFERS EVEN
MORE HOPE!
If ever there was a plea for help from the
sacred terrain of the departed, surely none could
be more plaintive, louder or clearer than that
emanating from the spirit of Father Jozef at
Fawley Court and the neighbouring souls of the
Grotto and St Anne’s Church burial ground –
and it is “leave us in peace!”
But the Marian clique (trustee priests – Trust
No 1075608 – Naumowicz, Gowkielewicz,
Jasinski, Nawalaniec and Byczkowski) just do not
know when to let go. They have now turned
belatedly, through their solicitors, (who is funding
all this?), to the Ministry of Justice asking it to
renew the licence no: 10-03-0156, to exhume Fr.
Jozef which expired on 28 February this year!
Despite two years and more of vehement
protest; from Fr Joseph’s own family, the public
and Polonia, (over two thousand representations
to the Ministry of Justice) and in the face of a
High Court injunction and now Judicial Review,
still these Marian trustee-priests plough on – in
defiance of basic Catholic principles, teachings,
humanity, and widespread protestation.
On 7 April, by letter, the Ministry of Justice
“invited” Fawley Court Old Boys for; “comments
from those known to have an interest in the
(exhumation) matter, including FCOB.” The
letter adds; We would be grateful to receive any
comments… about whether or NOT the licence
should be extended… you may wish to consider
whether to reiterate any points previously made,
to make any new points, or to bring to our
attention any new or changed circumstances, or
any other relevant factors you believe we should
take into account. PA, Ministry of Justice.
Naturally, FCOB have responded
immediately expressing our FIRM
OPPOSITION to the exhumation of Fr. Jozef,
or any renewal of the said licence.
Of course a fascinating situation in law arises
here; if the Ministry of Justice is now minded not
to renew the exhumation licence where does that
leave the Judicial Review in the High Court?
Does Fr Jozef remain at his chosen place of burial
in perpetuity? There are a host of other legal
questions. These will be dealt with as and when
they arise.
Three integral points of fact also arise. It has
now come to light that on 9 June 1961, the
Marians made a successful planning application
(No: WR/899/61 TYPE F), to use the land now
around Fr Jozef’s grave as a private BURIAL
GROUND at Fawley Court, on behalf of Fr
Jozef and the Polish community! Moreover, it is
well known that the Marian Trust’s (No:
1075608) own journal, “Zwiastun”, Autumn
1997, made the point emphatically quoting from
Fr Jozef himself; That I (he) be buried humbly,
facing the school (Divine Mercy College, at
Fawley Court), playing fields, so that I (he) could
WATCH MY (HIS) BOYS PLAYING
FOOTBALL.
The intent and wish is absolutely clear.
On 17 December 2009, the Bishop of
Northampton, Peter Doyle makes a very curious
intervention. Writing to the Ministry of Justice he
says; As Bishop, I have NO JURISDICTION
over the Marian Fathers. The Bishop then adds;
While the request to transfer the body of Father
Jarzebowski MUST BE UNUSUAL, it would be
good for his body (sic) to rest alongside brother
Marian Fathers in the cemetery in Henley.
Doubtless, the High Court, the Ministry, and
readers, will all make up their own minds…
So how much is Father Jozef’s grave worth
then? Of course it is priceless, and no amount of
money could buy it. But as we know, a little curio
appeared from the lips of trustee-priest Andrzej
Gowkielewicz when confronted by Ealing
parishioners in November 2010 over the
scandalous Fawley Court ‘sale’. He said enigmatically the terms of the ‘sale’ were; … all a secret.
Not before the High Court, the Charity
Commission, the Ministry of Justice, Attorney
General or the Polonia beneficiaries. These
‘terms’ are most certainly NOT ‘secret’.
It now transpires that an exchange of
contracts between the Marians and Cherrilow,
was entered into on 10 December 2008 (!).
However due to outside pressures – it appears
panic set in – the financial terms were modified
by a ‘secret’ memorandum.
In the fullness of time it should be revealed
threw their hats in the ring, and had a go…
You can go to your left passing near the
established Toad Hall Nursery, the Water Tower
(when was that sold, for how much, and to
whom?) or otherwise past the brick barn and
stables. Alternatively passing that strange walled
alley, you join the path with the flint buildings,
(what should today be St Faustina Kowalska’s
Apostolate Centre), and carry on circuitously,
passing the magnificent vistas made up from
years-old Yew hedgerow, (from whence again, a
that an agreed deal of £22.5m was after some
haggling, reduced to £13m at the time of
completion (13 April 2010), much depending not
only on the outcome of the exhumation but also
Fawley Court’s public rights of way. So there we
have it. A mercenary motive. The price on
Father Jozef’s head – or rather his grave – is
£22.5m minus £13m, giving us the
extraordinary sum of £9.5m as the price to pay
for exhuming Fr Jozef. Whilst truly a shamefully
stunning price and one for the Guinness Book of
records, it is one the Marian’s should hang their
heads in shame over.
•••
We welcome t he letter (see letters, page 2,) from
the Polish Aid Foundation Tr ust, signed by its
chhairman Dr Andrzej Suchcitz – a one time
pupil of Divine Mercy College – disclaiming any
role in the ‘sale’ of Fawley Cour t.
However this disclaimer does not go far
enough. It has been alleged that certain
sections of t he Polish Aid Foundation Trust
stand to receive £1million from the sullied, and
as yet wholly unclar ified ‘sale’ of Fawley Court.
Whilst the letter is addressed to t he Editors
of Nowy Czas, for its part Fawley Cour t Old Boys
would appreciate a full denial from PAFT that it
is in, or will be in receipt of any moneys from the
‘sale’ of Fawley Court. In fairness to Polonia, and
in the interests of financial transparency, FCOB
is firmly of t he view that the Mar ians should put
all and any funds that have accr ued from the
‘sale’ of Fawley Court, on deposit, in a
designated interest bear ing suspense account,
these funds to be frozen until such time when
the whole issue is totally clarified.
F ur thermore, FCOB believes that all Polish
institutions abroad or in Poland, should not be in
receipt of any proceeds from the said ‘sale’, and
if they are, to safeguard the same on deposit on
the same terms as above, pending a full enq uir y
and clar ification of the Fawley Cour t
‘sale’,which – it should be stressed – may well
be reversed.
NCZ1904_P08-09C:NC
19.4.2011
8:39
Page 11
|11 |9
fawley
court
fawley
court
nowy czas |18 kwietnia 2011
important SSSI; fifteen acres of a Site of Special
Scientific Interest which guards the rare Loddon
Lily flower!). From here, crossing back on the
wooden public footbridge, there has traditionally
been access to St Anne’s Church, and the burial
ground opened in 1961. Again, thousands, for
sixty years, have enjoyed public walking rights
every Zielone Świątki, (Whitsun), both to the
church and main building.
Walking on from St Anne’s you have of course
Fawley Court’s marvelous parkland, which we
have all enjoyed as of right, (especially the path
with M Sawicka’s moving Stations of the Cross).
In the midst of an opening is the famous China
tree. Not farna
from
this is the eight
foot statue of
ją
fun
du
sze
przeznaczone
Centrum
Apostolatu,
choć
ku ze sprzedażą Fawley
Chronos
(Time),
behind
which
nestle
Brother
ły one wpisane w rozliczenie finansowe 2000 roku.
pca 2010 roku
archairman
tykuł pt.
FCOB
on unchallenged
Czesław’s famous crimson rhododendrons.
umenty zdrady –
ełnienie
FAWLEY
AW L E Y C O U R T O L D B OY S
F
C OURT O LD B OYS
82 PORTOBELLO ROAD, NOTTING HILL, LONDON W11 2QD
ILL, LONDON W11 2QD
nie by- tel. 020 7782
27P5ORTOBELLO
025 Fax: 0ROAD
20 8,8N
96OTTING
2043 H
em
ail: kr istof.j@btinternet.com
tel. 020 7727 5025 Fax: 020 8896 2043
email: kristof.j@btinternet.com
Re2008
welacje o sporze rzekomej właścicielki Fawley Court, paHere
ni a mention of our beloved Brother
walk
through Fawley
(www.nowy
czas.co.uk)
, Court,
sia- Banaszkiewicz, a war veteran, must be
TO WHOM IT MAY CONCERN
Czeslaw
nych wydaniach gazety Aidy Hersham z byłym wspólnikiem wykazały, że wartość po
FAWLEY
COURT,
lovely Co
glimpse
of the
main building),
up by
made.
singlehandedly,
for halfso
a bot
century,
li wspie
ranie szkół
nich i harRe:
cerstwa.
Nie zna
czy toHENLEY
jednak,
dłościending
Fawley
Court po usunięciu przeszkód (np. grobu o. Jó
ze- Often,
iami Fawley
urt
Old
the left side of Capability’s ornamental
waterway.
taking
over
from
Lancelot
Capability
Brown,
he
że
ta
ko
we
fun
du
sze
ma
ją
być
uzy
ska
ne
kosz
tem
zmar
no
wa
nia
fa
i
pra
wa
do
swo
bod
ne
go
prze
cho
dze
nia
przez
te
ren
Faw
ley
This notice is directed to anynajytań dotyczą
sprze
- has been at work, and
(Herecych
again some
philistine
maintained Fawley Court’s parkland and lawns.
parties
whokamay
thatka
they
cen
niej
sze
go
do
rob
ku
Po
lo
nii
i
znisz
czenia
tolicconsider
kiego ośrod
Co
urt)
wraz
z
ze
zwo
le
niem
na
no
we
bu
dow
nic
two
wy
no
si
oko
ło
t jednak coplaced
raz awię
cej.recently – you can tell by the
Eventually, his back bent double from crippling
gate very
have
oświatyBrother
z bezCzeslaw
cennym
Mustill
zeum, oce
nianym jako jeden z najważmilio
nów. Uzyskana w tym kontekście kwota £13 milioarthritic
nów spondylitis,
fresh jubilee clips, and shining£100
cross-head
screws,
would
a beneficial interest in Fawley
thus sabotaging sixty years of za
public
walks).
Fawley
Court’s
parkland,
main
szych
zbio
rów hilawns,
storycz
nych po
za
nicami
Polshould
ski (któnote
rego
doro
bek całej Polonii jest skandalicznie i bezprawnie zanipersevere
żona –niej
Court,gra
Henley.
They
You
can
in
fact
reach
this
same
spot
walking
building
and
St
Anne’s
church,
his
and
our
that
the
sale
of
the
property
bygo
the
część tylko przewieziono do Lichenia) i złamania woli wybitne
biura Attorney General otrzymali- (Komunikat FCOB, NC, 10.10.2010).
from the South Lodge route, passing the now
IDYLL, which meant everything to him.
Marian Fathers to the new owners
kaknown
o. Józe
Jarzębowskiego. may be defective and that any new
Wstatue,
tym by
czathe
sie FCOB otrzymało list od adwokatów pani Her
- Po
cego prawa dofamous
tycząceBlessed
go jaw
ności Newman
Finally,
Cardinal
it isla
well
thatfaKenneth
O.
Jó
zef
uczył
swoichbook,
wychowan
ków
wiabery,vulnerable
uczciwości
sham
in
for
mu
ją
cy,
że
nie
jest
ona
wła
ści
ciel
ką
Faw
ley
Co
urt,
mi
(Freedom of Inmain
formabuilding,
tion Act),
do
title
may
to i radoand then walking either side,
Grahame, author of the famous children’s
challenge.
unchallenged,
of thedo
splendid
waterway,
tola
join
The
in Willows
basedCzę
his animal
w życiu.
sto przypominał, w pierwszych latach szkoły, że
że udzie
ła wywiadów prasie brytyjskiej za taką się poda
jąc.Wind ści
Commission. Zna
lazł się tam
- mo
another
characters on
footpath
Fawley
mathe
riaarea
niearound
nie wie
dzą Court
z dniaand
na dzień
jak zwią
zać ko
niec
z końcem
Jej nathe
zwiThames.
sko pojawiło się również w związku z planowanym przez
(conveyance), pod
pisapublic
ny przez
o. alongside
Patrick
Streeter
and
Co,
The public route through Fawley Court to the
up the river Thames to Cliveden. And as his
i zapła
cićWebie
żąan
ceenduring
rachunki,
Bóg po
maga i słucha monią kup
Toad Hall i z próbą nabycia South Lodge, któracharacter
zo- Badger
klaraby- thousands
a z 8 październiriver
ka has
1953
(De
Chartered
Accountants
been
enjoyed
fornem
sixty years
says;
are
lot, ale Pan
1 Watermans
End,
dlitw.
W
tych
po
cząt
ko
wych
la
tach
Faw
ley
Co
urt był obciążony
sta
ła
nie
daw
no
sprze
da
na
za
£700
000.
że Fawley Court
ku
pio
ny
zo
stał
z
during Henley Royal Regatta week.
and we may move out for a time, but we
Matching, HARLOW,
marvelous
wait,and
patient,
back
we by
come.
ogrom
ną and
hipo
teką,
ły poważne
trud
no
ści
fi
nansowe. Kiedy
wa beatyfikacji o. Józefa Jarzębowskiego nie była po
ru- are
acyjne. OtrzymaliFrom
śmy the
rówriver
nieżyouzacan
- espy theSpra
Essex CM17 ORQ
little
stone
bridge
(a
mini
Venetian
Rialto)
–
with
AND
SO
IT
WILL
EVER
BE.
Tel:
01279
308następcy, o. Jaskie
go (i731
Jego
manent Building Society, który na szana w „Dokumentach”. Pisała o tym przez wiele lat prasa po- jednak zabrakło o. Józefa Jarzębow
public footpath beneath it – which leads to the
Brother Czesław next
email:
sptstreeter@aol.com
nic
kie
go)
Faw
ley
Co
urt
był
już
za
bez
pie
czo
ny
na przyszłość. Ze
lo
nij
na,
a
w
ostat
nim
dzie
się
cio
le
ciu
in
for
ma
cja
na
te
mat
wierników fundaderelict,
cji wielisted
loma
ogra
to the stutue of Chronos
Mirek Malevski, Chairman FCOB
boathouse. (To your left is the
czką zaciągniętą na zakup Fawley zamierzonego procesu beatyfikacyjnego była zamieszczona na wszystkich zdrad, sprzeniewierzenie się tym, którzy ufnie pomanowiono ją spłacić jak najszybciej stronie internetowej Zgromadzenia Księży Marianów, skąd znik- gali i wierzyli marianom, wykonywali wolę i realizowali wizję o.
enie Polskich Kombatantów). Jak nęła tuż przed sprzedażą Fawley Court. Ukazały się na ten temat Jarzębowskiego jest chyba najgorsze w całym skandalu otaczająo dokumentu, potwierdzającego ostre komentarze w „Tygodniu Polskim”, generalnie przychyln- cym Fawley Court.
Koło Byłych Wychowanków Kolegium Bożego Miłosierdzia
ży Fawley Court („Świętość,
go Kolegium Boże
go Miłosierdzia emu marianom i sprawie sprzeda
The FCOB is lodging a complaint to the appropriate authorities
Fawley Court in 1964, that is three years later, it is likely that
ley
Coerected
urt nadal walczy o odwrócenie haniebnego aktu sprzechwi
wo over
nie ana
tym, were
oprócz
FCOB,
nikt
się oand itsFaw
ional Trust). Braku
je też
wcześniej
against
Thames
Valley-Police
who,loafter
yearręofkę”), ale poza others
buried
there. The
Church
crypt
were
thewę
evidence
of breaches
ten years later (Planning permission for church
daand
ży, crypt
ufając że prawda i sprawiedliwość zwyciężą.
tę spra
nie upo
mina. of the
ających zbiórki correspondence,
na kupno Fawareleystill ignoring
Burial
in relation
from
theskiego
10/7/1970,
ref:rze
WR/896/70),
next
to -Fr. Jarzębowski’s grave. We
Wizjąofo.human
Józeremains
fa Jarzę
bow
było stwo
nie i prowa
dze
d dłuższego czasu
proAct
simy
Komito- the movement
crypt of St. Anne’s Church at Fawley Court, reported to them in
have been telling the Police for over a year that St. Anne’s has a
katolic
go ośrod
ka oświatyconsecrated
dla nowych
koleńand
Poalacrypt
kówwhichKrzysz
dowego pod prze
wodnic
twem
February
2010.
Theydr
refusenie
to consult
thekie
Crown
Prosecution
burialpo
ground
is a place oftof
burialJa
as strzębski
nacorrespondence,
Wyspach. Za
go cza
sów, aż defined
do lat by
dzie
dzie
siąresponse
tych XXhas been
zdrowicz-Woodley.
Setokre
FCOB--Service in this matter. In past
theJe
Police
informed
thewięć
Act, yet
their
talk tarz
about “urns
5 urns
moved,wieku,
following w
thehym
guidelines
of Paul
above
ground”.
nie Bo
osiemdziesiątychuswthat
Faw
ley were
Court
że Ansell
coś Polskę
śpie
wano „Ojczyznę wolną
(of the Ministry of Justice) who stated that the Act does not apply
On the 19 March the Chief Constable received notice by letter
dkryciem dotyczą
cym
znik
nię
cia
i
racz
nam
wró
cić
Pa
nie”,
nikt
nie
przy
pusz
czał, że wyzwolimy się
to urns above the ground and that no licences are necessary.
from the FCOB that they must consult the CPS “at least on the
tów z Muzeum o. Ja
rzę
bow
skie
go.
spod
so
wiec
kiej
do
mi
na
cji
i
że
w
no
wym
mi
lenium
się naof the two missing artefacts
Na wiecznej warcie
They now say that all of them but one are gone. In recent
matter of the Baron
andzja
on wią
the matter
correspondence
we
have
focussed
on
the
sepulchre
of
the
Baron
from
the
Museum”
and
a
complaint
about
their
“investigation”
of
aukcyjnym Christies marianie wy- Wyspie milionowe rzesze Polaków, które tu założą rodziny. To
(Pamięci
Ojca Józefa
du Puget Puszet and the tomb of Prince Radziwill, pointing out
W. Duda in connection with the missing trust deed and deletion of
natów z muzeum,
np.
po
sąg
bo
gi
był
czas,
kie
dy
na
le
ża
ło
umac
niać
ośro
dek
oświa
ty
w
Faw
ley
Co
that the structure of the Baron’s sepulchre is identical to that of
the previous charity, completed in just 48 hours – or appropriate
Jarzębowskiego)
pół zarezerwowa
cenytomb,
(World
a nie
planobrick
waćstructure
spieniężenie tej
insty
jakagainst
to zro
biliInma
thenej
Prince’s
althoughurt,
smaller:
an upright
action
will tu
becji,
taken
them.
this- long letter, Paul Ansell’s
joined
tolej
theność
wall and
crypt
advice
wassły
further
questioned insofar as he had made no mention
riathe
nie.
Jak(thus
móbelow
wi poground),
eta: „Zbrodnia
to nie
chana…”.
Ko
wy-floor of
rs…, NC 20.11.10).
by an
We nu
alsojąc
made
clearnithat
a mariań
of Ecclesiastical
in
Napięt
poitwier
ków
skich, któLaw
rzyand
dothat
prohis
wageneral
dzili advice was politicalKiedy
ymi w tym czasiecovered
byli: o.
Doinscribed
mań- headstone.
przechodzisz rano
part of the upright Columbarium (now gone), a later addition to the nature. Our letter was accompanied by an appendix of the full
do(one
sprze
daaccording
ży Fawley
Court, nie moż
naofzathepoBurial
minać,
że nie dziadirectives
niepokojąca. Macrypt,
rianiewas
zabelow
trudnia
Obok namiotu kościoła
theją
ground
metre
to Police
version
Act, government
on burial including
łashould
li oni have
w próż
ni,applied
i tymtosa
mym poajęguide
cie zdra
dy ground
się rozmanagers
szerza. and
Ktodetails of the Ecclesiastical
óry pracuje nad praw
ną doand
kumen
- Act
Mogiłę samotną uszanuj
statements)
that the
been
the
for burial
burial
ground
as
a
whole.
The
Police
have
side-stepped
all
the
Courts
Jurisdiction
Act.
The
letter
stated
that
the
Catholic
rdzia w celu rejestracji nowego tru- był za sprzedażą Fawley Court, a kto przeciw? Kto protestował
Przez pochylenie czoła.
put to them. Of the Baron’s sepulchre, Andy Taylor (Head
community is aggrieved by Thames Valley Police who are seen as
pu
blicz
nie,
a
któ
re
or
ga
ni
za
cje
mil
cza
ły?
Czy
za
ist
niał
kon
flikt
m czasie dyrektorissues
szko
ły
o.
Ja
nic
ki
of Crime Support) writes (10 Jan 2011): “They were not in a tomb
abetting the Marians and the current “owner” in the curtailment of
intere
sów
nahave
emi
graclosely
cji? Dobrym
poof
rów
nathe
niem
jest
próba
alingu. Na jego and
miej
mariawas
nie required.
sosce
no licence
The
family
been
ourtu
rights
way,
right to
worship
and in not upholding theW południe, gdy słońce jesienne
involved
in
the
process
and
removed
the
ashes
well
over
a
year
Burial
Act.
This
letter
was
followed
by
. Gurgula, wystawiając jednocze- sprzedaży katolickiego St John & Elizabeth Hospial, którą uniean- email reiterating theOzłoci liście na grobie
ago and have had them re-interred with all costs paid by the
demand for CPS involvement, enclosing photos of the Baron’s and
poPrince’s
interwen
cji kard. Murphy
ą upoważniającąMarians”.
powierThe
ników
do możliwiła Charity Commission the
O Dobrym Człowieku pomyśl
Chief Constable, Sara Thornton, follows this up on
tombs for comparison.
O’Con
zwierzch
ka diecezji West
min
i poofarJustice,
tykułach
w complaint about theOn zawsze myślał o tobie.
ótce z niejasnych24po
wo
zarazreferred
Jan
11:dów,
“the ‘tomb’
to is anor,
memorial
plaqueniplaced
As for
thester
Ministry
a strong
over the
containing
cremated
ashes. Gu
It was
free standing
of Mr.
sie („The
aradian”
itd.). Poladvice
ska Mi
sjaPaul
KaAnsell
tolicto
kaThames
podleValley
ga Police was lodged on
ianie zamykają szko
łę, box
publicz
nie thepra
and the remains were
not
theste
ground”,
26 January
addressed
diece
zjiinterred
Westinmin
r, ale but
widocznie
jej by2011,
ły rek
tor, ks. toTaKenneth
deuszClarke QC MP, Secretary
ci sprzedaży Fawstructure
ley Court.
A gdy wieczorem przyjdziecie
mentions elsewhere that the “structure” is no longer there. “None
of State for Justice, asserting mercenary motive in all the removals
Ku
kla photographs
nie zgłosiłyou
sprze
wu, bo w
respon
dencjiofFCOB
abp. from the consecrated
Kolegium BożeofgotheMi
łosierdzia,
Po polsku wyszepczcie pacierze
structures
in the most
recent
havecisent
andko
planned
removals
human remains
Vincent
Nichols
(na–stęp
ca kard.
nor),and
twier
dził,
nie ma
iego, nagle ma swój
niec,when
ale po
wereko
present
we attended
to inspect
the site”
referring
to O’Con
burial ground
crypt
of Stże
Anne’s
without licence. With Bo On tu na Wiecznej Warcie
the photos
thewie
sepulchre
to Hereford
Police,
spra
stanoof
withe
skaBaron
(I have noreference
wiera Dom Pielgrzy
ma zofdethe
klaColumbarium
ra- w tejand
Słowa polskiego strzeże.
standing
in this mat
terwho
). Zdiddoseek
- CPS advice and are
and his wife, which they called an urn last year.
acting on it, we stated that “it is absurd for two different Police
Bożego Miłosierdzia.
Do
dziś
nie
stęp
nych
nam
da
nych
wia
do
mo,
że
Pol
ska
Mi
sja
Ka
to
lic
ka
za
ofe
On 11 March Andy Taylor states that they have “sought advice
Forces to apply different yardsticks to the same matter and the
rzeźbą Zeusa, któ
raboth
znikła
w tym of Justice
rowaand
ła ma
nom £8 mi
lionów, cze
gooffenders”.
marainie nie przyjęli.
I nocą, gdy strzechę wysoką
from
the Ministry
localria
undertakers”,
despite
same
our
requests
that
they
should
seek
guidance
from
the
Crown
Thames
Valley
Police
have
not
replied.
We
invite
the
readers
to
miast, że Commodus został sprzeW 2008 roku, po ogłoszeniu intencji sprzedaży Fawley Court
Kościoła
mgła osnuwa
Prosecution Service and not from civil servants with a political
look at the photos submitted to the Police and make up their own
cjonera” w rokuagenda,
2005 na
au
kcji
w
by
ło
du
żo
pro
te
stów
na
ła
mach
pra
sy,
ale
tak
że
wy
ło
ni
ły
się
gło
sy
z
Tutaj,
nad
Małą Polską
as the Act refers to “any place of burial”. There is no
minds as to whether Thames Valley Police are acting to uphold the
ma ta nie jest wyka
zana
raAct
chun
- be
róż
nych as
źró
deł popermission
pierającefor
sprze
Ten Wielki Polak czuwa.
doubt
thatwthe
should
applied
planning
a daż
law. – między innymi z szeregów
burialmis
ground
was made
9/06/1961
marianów Chariprivate
ty Com
sion.
Zrzeand
szegranted
nia Naon
uczy
cielstwa (ref:
Polskiego za Granicą i w wypowiedziach
Krzysztof Jastrzembski, Secretary FCOB
WR/899/61).
Jarzębowski
died
and
buried
£400,000 ze sprze
daży wSince
2005FatherSzy
mona Za
rem
bywas
(pre
zesaatPolskiej
Fundacji Kulturalnej, wydawJ. W. Górski
adłości przy bramie należącej do cy „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza”) na zebraniu z Ko5.12.1972
był podpisany przez dwóch księży: mitetem Obrony Dziedzictwa Narodowego. Niewyraźne jest też
zeja Gowkielewicza, co jest tym stanowisko Zjednoczenia Polskiego. Natomiast PAFT (Polonia Aid
TO WHOM IT MAY CONCERN
oni mniejszość wobec zarejestro- Foundation Trust), którego powiernicy dysponują funduszami
Re: FAWLEY COURT, HENLEY
Missing bodies, artefacts, deeds – Oxford Police say “no crime detected”
10|
18 kwietnia 2011 | nowy czas
nowy czas
felietony opinie
redakcja@nowyczas.co.uk
0207 639 8507
63 King’s Grove
London SE15 2NA
Wirtualne zmory
Krystyna Cywińska
2011
Zdradził mnie o świcie.
Odszedł w siną dal.
Zdradził mnie mój mit o
mojej ojczyźnie. A byłam
mu wierna przez wiele lat
na obczyźnie. Mitowi
solidarnej, rozsądnej,
dzielnej, wolnej Polski.
Tolerancyjnej, wszystkich
ogarniającej, wybaczającej, cywilizowanej.
Już w samo południe
zaczęłam mieć
wątpliwości, a pod
wieczór ogarnęło mnie
zdumienie. I zwątpienie.
Patrzyłam na ekran
telewizyjny i nie
wierzyłam temu, co widzę
i słyszę. Nie ma już
wolnej Polski…
Nie ma, skoro tłum moich rodaków na
Królewskim Trakcie w Warszawie
wznosi modlitewne błaganie o wolności przywrócenie. Oddają moją ojczyznę pod patronat niebieski, w
bluźnierczej nienawiści do jej władz
doczesnych. A potem przed kamerami
telewizyjnymi uwłaczają sobie, szkalują się, wzajemnie oskarżają, wymyślają
i rezonują bez umiaru. Piana bije z telewizyjnego ekranu. Lada chwila –
myślę – krew się poleje. I myślami
wracam do lat emigracyjnych, kiedy
ojczyzna nam się widziała w przyszłej
krasie swobód i cnót obywatelskich. A
wolność była marzeniem tych z nas,
którzy oddali albo gotowi byli za nią
oddać życie. Kiedy myśmy Boga prosili o wolność, Polska była zniewolona.
Za ten śpiew błagalny, groziło nam
widmo więzień, obozów koncentracyjnych, tortur i śmierci.
Co grozi dziś tym, którzy bluźnią?
Bluźnią, bo tę wolność mają. Wolność nieokiełznaną, niedocenianą,
szkalowaną. Nie chciałabym mieszać
w to Pana Boga. Ale czy wolno nadużywać jego cierpliwości? Ten
wrzeszczący na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie tłum nie jest
statystycznym przedstawicielem społeczeństwa. Ale jest w swojej mniejszości nie mniej przerażający.
Uświadamia nam, tym, którzy z
wizją wolnej Polski żyli i żyją, że coś w
niej pękło, że jad się sączy. Jad nienawiści na grobach poległych w Smoleń-
sku. Jad zwątpienia w prawdę o ich
śmierci. Tych zdradzonych o świcie –
jak poetę Herberta zacytował Jarosław
Kaczyński. Dziś zdradzanych przez
polityczne rozgrywanie ich śmierci.
Do dziś z wdzięcznością wspominam ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Za to, co zrobił dla nas,
AK-owców. Za przywrócenie nam
godności i wpisanie nas w świadomość narodową. Za uczczenie pamięci naszych kolegów z AK w 60.
rocznicę Powstania Warszawskiego.
Godnie, szumnie, wzruszająco. Bez
względu na meritum tego zrywu. Na
jego tragiczne skutki i zgliszcza stolicy.
Nie wiem, jakim był prezydentem.
Dobrym czy złym. Ale wiem, że nie
zasłużył sobie na urąganie mu i obrażanie go za życia. Ani na licytowanie
się jego życiem po śmierci. I niegodna
jest jego pamięci i pamięci tych, co
zginęli, ta histeryczna orgia żałobna.
To rozdzieranie szat i ran.
Zdradził mnie o świcie mit mojej
ojczyzny. Dość już mam żałoby, jęków, szlochów i zawodzenia. Dość już
mam tego ceremoniału de profundis.
Dość już mam, choć straciliśmy w
Smoleńsku naszego drogiego kuzyna
Czesława Cywińskiego, prezesa Światowego Stowarzyszenia AK-owców.
I dość już mam rozważań o honorze Polaków. O honorze patriotycznym, wymagającym nieustannych
pretensji do sąsiadów, byłych zaborców. Czegóż to w imię tego honoru
nie robiono! Składano życie na ołtarzu ojczyzny, często niepotrzebnie.
Popełniano samobójstwa z jej utratą.
Też niepotrzebnie. Robiono różne
głupstwa, puste gesty, wbrew zdrowemu rozsądkowi. A honor jest pojęciem
umownym, złożonym. Co dla jednych
honorowe, dla innych bezsensowne.
Uwarunkowane religią, doktryną, systemami, mitami. Niektórzy twierdzą,
że honor może być i był narzędziem
terroru. W jego imieniu popełnia się
zbrodnie indywidualne i masowe.
Młode pokolenia takiego poczucia
honoru już nie mają. Uważają go za
romantyczny atrybut błędnych rycerzy minionych epok czy opowieści.
Kto by dziś wskoczył konno do Elstery z okrzykiem „Bóg mi powierzył
honor Polaków!”? To arogancja i szaleństwo. I kto by dziś strzelał sobie w
łeb z powodu przegranej bitwy. A byli
i tacy. I tacy też będą pewnie. Myślę,
że czasem honor i humoreska chadzają w parze. Pojęcie honoru dla wielu
niewiele ma już wspólnego z cnotami
patriotycznymi. Jest to pojęcie społeczne albo towarzyskie. I dlatego
wzburza mnie – szafowanie tym pojęciem w tej mojej ekranowej ojczyźnie,
bo taką najlepiej znam. Tusk i Komorowski – słyszę – powinni honorowo
zejść ze sceny politycznej. Zamordowali kogoś? Oszukali? Okradli? Istnieją jeszcze pojęcia przyzwoitości,
uczciwości, godności osobistej, ale niektórzy Polacy wierzą, że sam Pan Bóg
im powierzył szafowanie honorem. A
także powierzył im przydzielanie
paszportu polskości. Dobrego Polaka
w odróżnieniu od złego, co się słusznie lub niesłusznie przypisuje poglądom Jarosława Kaczyńskiego.
Mój pradziadek, rodem z Krakowa, był obywatelem cesarstwa Austro-Węgier. Moja prababka, rodem z
Jędrzejowa, obywatelką carskiej Rosji.
Pisywali do siebie przez granicę czułe
listy, zakrapiane fracuszczyzną. A kiedy pradziadek postanowił paść do nóg
rodzicom swojej wybranki i prosić o jej
rękę, musiał sobie wyrobić paszport,
żeby przekroczyć granicę. Paszport był
kanarkowego koloru, z czarnym orłem, bez fotografii. W paszporcie był
tylko jego rysopis. Sprytni kupcy polscy i żydowscy pożyczali sobie nagminnie takie paszporty. A co z
rysopisem? – Miałem wąsy panie władzo, ale zgoliłem. Miałem czuprynę,
ale wyłysiałem, oczy mi wyblakły, policzki się zapadły. – A ten średni
wzrost? – Co to znaczy średni?
Człowiek mógł wtedy nawet z cudzym paszportem przekraczać granicę własnego kraju. I wszyscy czuli się
dobrymi Polakami. I to stanowiło o
paszportach ich polskości.
Zdradził mnie o świcie i odszedł w
siną dal mit o bezwzględnej polskości
wszystkich mieszkańców mojej ojczyzny. A może mi się to wszystko śniło?
Po koszmarnej wirtualnej wizji mojego kraju.
Co się stało z dziewczynami?
Wydarzyło się to w samym centrum Londynu. W
jednym z dużych domów towarowych spotkały się
dwie Polki. Beata i Ania. Obie pracują w tej samej
firmie, ale w różnych działach. Pech chciał, że pewnego ranka Ania musiała zrobić zakupy w dziale, w
którym pracuje Beata.
– O jejku, jakie ty masz dziwne nazwisko? –
śmiała się Beata przyglądając się karcie rabatowej,
którą podała jej Ania. – Ale nie przejmuj się, pewnego dnia i ty spotkasz kogoś, kto cię zechce i wtedy
będziesz mogła zmienić to nazwisko – nie dawała za
wygraną Beata. Anię to tak zamurowało, że nie wiedziała co pwiedzieć. – To nigdy nie było moją ambicją! – wydusiła z siebie Ania.Wzięła resztę, paragon i
wróciła do swojej pracy.
Niby nic wielkiego, a jednak muszę przyznać, że
jestem tą historią trochę zaskoczony. W końcu co to
kogo obchodzi, jakie kto ma nazwisko, czy jest jest
panną albo nie?
Okazuje się jednak, że może to być bardziej
skomplikowany problem. Opublikowane właśnie w
Wielkiej Brytanii wyniki sondażu przeprowadzonego
wśród tutejszych nauczycieli pokazują smutny obraz
żeńskiej części szkolnej społeczności: „Zachowanie
dziewcząt w szkolnej klasie pogarsza się równie szybko, jak wśród chłopców” – mówią autorzy badań. I
przytaczają dane, z których wynika, że ponad 44
proc. badanych jest zdania, że mają problem z coraz
to gorszym zachowaniem dziewcząt w szkole. Dla
porównania, 43 proc. ankietowanych jest podobnego
zdania w stosunku do chłopców.
Co ciekawe, ponad połowa badanych stwierdza,
że w ciągu ostatnich pięciu lat zauważyli pogarszające się zachowanie chłopców w szkole, gdy jedynie
48 proc. przyznało, że to samo dotyczy dziewcząt.
W czym jest więc problem? Jeden z badanych nauczycieli stwierdził, że w przypadku chłopaków mamy do czynienia z przemocą fizyczną w stosunku do
kolegów z ławki, dziewczęta zaś mają problem z wyzwiskami, wszelkiego rodzaju psychicznym molestowaniem. „Wśród nich największym problemem jest
prawdopodobnie bulling, taki jak izolacja społeczna
czy grupowa tej czy innej dziewczyny, rozpowszechnianie wszelkiego rodzaju plotek, niestosowne komentarze, krytykowanie sposobu ubierania się czy
nawet wyśmiewanie się z faktu nie posiadania najnowszego telefonu komórkowego” – stwierdzają w
komentarzach badani. Powodów może być wiele, nie
bez znaczenia jest jednak fakt, iż prawie każdy nastolatek jest teraz na jednym lub więcej portalach społecznościowych takich jak Facebook, a to, co się tam
dzieje, bardzo często znajduje swoje odbicie w za-
chowaniu w szkole. –„Dziewczyny lubią plotkować i
znacznie więcej czasu zajmuje im rozwiązywanie
problemów, podczas gdy chłopcy mają tendencje do
tego, aby wszystkie sporne sprawy rozwiązać bardzo
szybko” – dodaje 34-letni nauczyciel z Reading. Dla
asystentki z Weston-Super-Mare „dziewczyny są
zdecydowanie bardziej agresywne, łączą się w szkolne gangi, które są znacznie brutalniejsze od tych,
tworzonych przez chłopców..”
Ministerstwo Edukacji przyznaje, że nauczyciele
nie mogą uczyć skutecznie, jeśli na terenie szkoły
występuje problem z dyscypliną. I już mówi się o
nowych uprawnieniach, które mają pomóc gronu
pedagogicznemu w jej utrzymaniu.
Co ciekawe, w tym samych tygodniu podobnym
tematem zajęła się również felietonistka „The Stylist”
– bezpłatnego magazynu mody rozdawanego na ulicach Londynu. Jak twierdzi – to dziewczyny wylewają na siebie najwięcej jadu, obrażają i obgadują
jedna drugą. „Dziewczyny lubią się nienawidzić!”
Czyli reakcja Beaty na Ani nazwisko to nie tylko
polska specjalność...
V. Valdi
Dodaj swój komentarz na
www.nowyczas.co.uk
nowyczas.co.uk
|11
nowy czas | 18 kwietnia 2011
felietony i opinie
Na czasie
KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO
Grzegorz Małkiewicz
Będąc chłopięciem uwielbiałem buszować na strychu
rodzinnego domu, swego rodzaju bazy danych kilku
pokoleń. Taki starodawny internet. Dostęp do niego był
ograniczony, trzeba było przechytrzyć dorosłych, złamać
zakazy, tak jak teraz dzieciaki łamią kody dostępu do
internetu, o wiele zasobniejszego. A jednak ten tradycyjny
skład przeszłości, rzeczy dawno już niepotrzebnych, ale
zachowanych, miał swoją przewagę nad rzeczywistością
wirtualną. Był fizyczny, konkretny, pobudzający wyobraźnię.
Z rzeczy odkrytych pamiętam do
dziś przedwojenną broszurę o intrygującym tytule Młodzieży, ciebie bałamucą. Treści nie pamiętam, tytuł został mi
w głowie. Teraz po latach mogę tylko sobie dopowiedzieć, co ta broszura zawierała. Pewnie jakieś ostrzeżenia jednego
obozu politycznego przed drugim, pokazywała mechanizm manipulacji, pułapki demagogii. To były jednak
niewinne początki. Obecnie socjotechnika, wzmocniona technologią, osiągnęła skuteczność rażenia docelowego z
precyzją laserową.
Zanim do tego jednak doszło w Polsce przez prawie 50 lat obowiązywała
powszechna nieufność do przekazu mediów publicznych. Telewizja, radio, prasa kłamały. Propaganda nie trafiała do
społeczeństwa, o czym wszyscy wiedzieli, łącznie z propagandzistami. Oni realizowali swój główny cel – niedopuszczania do przestrzeni publicznej
niewygodnych tematów i niewygodnych
ludzi.
Trochę te niedawne jeszcze czasy
przypomniało mi oświadczenie Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii,
które nadal uważa, że reprezentuje
wszystkich Polaków na Wyspach. W
oświadczeniu dystansującym się od wiecu na Trafalgar Square w rocznicę katastrofy smoleńskiej była mowa o
organizowaniu go przez „nieznane podmioty”. A więc nie tylko nadużycie jeśli
chodzi o uzurpowanie sobie prawa do
reprezentowania „wszystkich Polaków”,
ale też zwyczajne kłamstwo, bo „podmioty” występowały z imienia i nazwiska, a jeden „podmiot”, Marek
Laskiewicz, kandydował nawet w wyborach na stanowisko przewodniczącego
POSK.
Gorzej jest w Polsce. Pamięć o latach komunistycznej manipulacji skutecznie zatarła naiwna wiara w
wolność słowa, a kłamstwa świadomie
przekazywane przez środki masowego
przekazu w atrakcyjnej, wzorowanej
na zachodniej telewizji formie, urabiają do tego stopnia świadomość, że spora część społeczeństwa zaczęła mówić
„tvenem”. Powszechną metodą stało
się „wrzucanie” kłamstwa, którego
media po kompromitacji nie prostują.
Można tu podać całą listę insynuacji,
jak chociażby rzekomą kłótnię generała Błasika z kapitanem Protasiukiem
na płycie lotniska przed odlotem. „Gazeta Wyborcza” znalazła nawet świad-
ków. Dziennikarskie śledztwo podważyła jednak prokuratura, o czym media już nie informowały. Znajomy,
obecny na Krakowskim Przedmieściu
10 kwietnia, po obejrzeniu relacji
TVN doszedł do wniosku, że brał chyba udział w innych uroczystościach. W
jego relacji zgromadzeni w spokoju i z
godnością oddali hołd tragicznie
zmarłym, bez ekscesów widoczych na
ekranach TVN. Zgodził się jednak z
tym, że w wielotysięcznym tłumie
można znaleźć dowody na każdą tezę,
w tym na „początek kampanii wyborczej” i dominację „moherowych beretów”. Było inaczej, a uczestnicy
zróżnicowani wiekowo i społecznie, o
czym wiedzieli dziennikarze. Wiedzieli też, że nie wszyscy widzowie są w
stanie to zweryfikować.
Tradycyjnie już przedstawiono wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego jako
dowód wykorzystywania przez niego
tragedii w celach politycznych. Ten wątek prowadzi do logicznego wniosku,
chociaż makabrycznego, że prezes PiS
w swojej żądzy władzy sam spowodował
wypadek samolotu.
Awantury wokół Smoleńska pokazują, jak bardzo daleko nam do demokracji. W tak tragicznych wydarzeniach dla całego kraju, nie ma miejsca na politykę. Niestety, rząd zdecydował inaczej, między innymi
ogłaszając – w kilka godzin po katastrofie – że winę za nią ponoszą piloci.
Z podobną tezą wystąpił londyński
„Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”
w pierwszą rocznicę tragedii. W tej sytuacji każdy obywatel RP ma prawo, a
nawet obowiązek zadawać pytanie, co
zrobił rząd w celu wyjaśnienia przyczyn katastrofy, w której zginęło 96
osób z polskiej elity? Podobno, jak
ostatnio ujawnił gen. Petelicki, jednym
z pierwszych posunięć rządu był SMS
o skandalicznej treści: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle
poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”.
Przebieg śledztwa potwierdza próbę
udowodnienia tej tezy, a nie wyjaśnienia
przyczyn. Brak zgody politycznej po tragedii doprowadził do oburzających
oskarżeń i pomówień. Na szczęście zbliżają się Święta Wielkiej Nocy, które bez
względu na religijność zwaśnionych
stron mają moc kojącą, przynajmniej
przez kilka dni, czego Państwu w tym
podniosłym czasie życzę.
Wacław Lewandowski
Czas obłudników
Gdzieś tak od końca marca zaroiło się w Polsce od ludzi zatroskanych. Frasobliwych, przejętych,
współczujących. Gdy tylko partia
rządząca dziś krajem ogłosiła, ze zbliżającą się rocznicę tragedii smoleńskiej Jarosław Kaczyński zechce
wykorzystać do efektownego rozpoczęcia kampanii wyborczej, zatroskani chwycili za pióra, ruszyli przed
kamery i mikrofony.
O co się troszczą? O różne sprawy. Od bardzo przyziemnych po
bardzo wzniosłe. Znaleźli się na przykład spece od liczenia kosztów, którzy mówią, że
Warszawa
zbankrutuje, gdy służby miejskie co
miesiąc będą musiały czyścić teren
pod Pałacem Prezydenckim, wywozić stamtąd znicze i kwiaty. Znana
dziennikarka zatroszczyła się zaś o
zagadnienie z rejonów obyczajowości sakralnej i ogłosiła, że w Polsce
profanuje się znak krzyża, bo wykorzystują ów znak ci, którzy przychodzą pod tenże pałac czcić rocznicę
śmierci ofiar Smoleńska. Ktoś inny
ubolewa, że zatracamy narodowe
zwyczaje obchodzenia żałoby, miast
cierpieć dyskretnie w domowym zaciszu, niektórzy wolą spotykać się z
innymi w miejscach publicznych i – o
zgrozo! – nie chcą tego zaprzestać,
mimo że właśnie mija rok, zatem
usankcjonowany tradycją okres „ob-
noszenia się z żałobą” właśnie się
kończy! Inni jeszcze troszczą się o
Kościół, o religijność rodaków, o ład
życia publicznego. Co interesujące,
im bardziej ktoś na co dzień daleki od
tejże religijności i od Kościoła, tym
mocniej się troszczy. Są i tacy, którzy
w „nadmiernie częstym” wspominaniu zmarłego Prezydenta RP, a
zwłaszcza w żądaniu upamiętnienia
go pomnikiem w centrum stolicy, widzą hydrę nacjonalizmu oraz chęć
„dzielenia społeczeństwa” niemal
według rasistowskich kryteriów.
Piszę to 10 kwietnia, gdy w Warszawie i innych polskich miastach
gromadzą się ludzie, uznający iż pamięć o Prezydencie, który zginął w
czasie pełnienia obowiązków, takoż
pamięć o innych państwowych
urzędnikach i dowódcach wojskowych, nie powinna być pielęgnowana
wstydliwie, półgębkiem i w skrytości
ducha, ale winna być sprawą publiczną i pierwszoplanową. Nie dlatego, by wciąż „żyć katastrofą i
przeszłością” (to ulubiony zarzut „zatroskanych”), ale chociażby dlatego,
że nasza państwowość powinna być
dumna i niezawisła, nie – wstydliwa
i zakompleksiona. Wiem, co od jutra
wyczytam w gazetach, co usłyszę z
radia i telewizji. Chór „zatroskanych” będzie ubolewać, że dzień
rocznicy nie upłynął jak powinien, że
to „dzieli”, „jątrzy”, a nawet przynosi wstyd Polsce. I – oczywiście – że
się wypacza religijność, angażując ją
w walkę polityczną.
Wiem także, jak wszyscy wiedzą,
że ci, którzy przeżywają rocznicę
tragedii nazwani zostaną ludźmi
anachronizmu, wstecznikami, tymi,
którzy nie chcą Polski nowoczesnej.
Wiem, bo te wywody są powtarzalne, a ich zasób ograniczony. I zawsze czerpiący z tego zasobu
wypowiadają się z zatroskaniem,
pozują na mędrców, którzy cierpią
przez głupotę tłumu. Cierpią, bo
przecież chcieliby ten tłum oświecić,
a tłum oświecić się nie daje. Mądremu biada! – chce się zakrzyknąć,
gdy się ogląda te umęczone troską
twarze. A mówiąc poważnie – wieje nudą, gdy po raz kolejny ogląda
się ten sam spektakl. I miedziane
czoła obłudników, specjalistów od
wychowywania społeczeństwa.
Ale mimo tej nudy, zdarzyło się
jednak coś, co jest nowością w ostatnim dwudziestoleciu. Otóż telewizja
publiczna, podobnie jak czyniła to jej
poprzedniczka tv-PRL, nie zauważyła, że w wigilię rocznicy katastrofy w
Warszawie ludzie manifestowali pod
ambasadą Rosji, pod Pałacem Prezydenckim i pod Kancelarią Premiera.
Po prostu – nie dostrzegła. Albo
uznała, że to nie news.
12|
18 kwietnia 2011 | nowy czas
czas przeszły teraźniejszy
Angielskiej galerii polskie początki
Znane są powszechnie
skłonnności Anglików
do przedsięwzięć
charytatywnych –
fundowania instytucji
użyteczości publicznej, szpitali, szkół,
college’ów, muzeów,
galerii itp. Ale fakt, że
najstarsza publiczna
angielska galeria –
Dulwich Picture Gallery,
powstała dzięki kolekcji zebranej na
zamównienie polskiego króla Stanisława
Augusta Poniatowskiego – nie jest
powszechnie znany,
choć w samej galerii i
w jej publikacjach pełno śladów
świadczących o
polskich korzeniach
tego miejsca.
Teresa Bazarnik
Przypomnijmy więc historię
dziwnego zbioru obrazów, który
stał się bezpośrednią inspiracją do
powstania pierwszej publicznej galerii
na Wyspach Brytyjskich.
W 1790 roku król Staś, znany w
kręgach europejskich miłośnik i
koneser sztuki, za pośrednictwem
swego brata Michała Poniatowskiego
złożył zamówienie na kolekcję
obrazów, która miała stanowić
zalążek polskiej galerii narodowej.
Zadanie stworzenia takiej kolekcji
powierzył dobrze prosperującemu,
osiadłemu w Anglii francuskiemu
marszandowi Noelowi Desenfans. W
ciągu kilku lat kolekcja rozrosła się do
zbioru znakomitych płócien.
Niestety, nadszedł rok 1795.
Tragiczny dla losów naszego kraju,
króla Stasia i dość dramatyczny dla
francuskiego marszanda, którego
abdykacja polskiego monarchy
zostawiła ze wspaniałą kolekcją i…
pustą kieszenią. Desenfans, nie
bacząc na polityczne pryncypia,
zaczął podejmować próby odzyskania
swoich pieniędzy. Niestety, król Staś
był niewypłacalny, caryca Katarzyna
obojętna na finansowe zobowiązania
króla bez tronu, a rząd angielski nie
wykazywał zainteresowania kolekcją.
Za swoją pracę Desenfans zdążył
jednak otrzymać zapłatę honorową –
król Stanisław Poniatowski, zanim
został pozbawiony tronu, nadał mu
honorowy tytuł Consul General of
Poland.
Finansowe tarapaty nie zabiły, na
szczęście, w marszandzie
prawdziwego miłośnika sztuki i
filantropa. Obrazy zebrane na
zamówienie polskiego króla połączone z jego własną kolekcją postanowił
udostępnić społeczeństwu, nosząc się z zamiarem otwarcia pierwszej w
tym kraju galerii publicznej. Chciał również, by galeria stała się miejscem,
gdzie młodzi adepci sztuk pięknych mogliby studiować płótna wielkich
mistrzów. Choć nie zdążył urzeczywistnić swojej idealistycznej wizji, to nim
zmarł, zdołał zarazić swoim pomysłem przyjaciela, malarza i również
kolekcjonera sztuki. Francis Bourgeois, nadworny malarz króla Stasia,
który od polskiego monarchy otrzymał szlachectwo, stał się spadkobiercą
kolekcji Noela Desenfans, z zastrzeżeniem jednak, że ma być ona
przekazana na cele publiczne i pieczołowicie chroniona.
Po śmierci Bourgeois kolekcja Desenfans została przekazana do
Dulwich College. W celu udostępnienia jej szerszej publiczności Bourgeois
przekazał też w swoim testamencie dziesięć tysięcy funtów na zbudowanie
specjalnego miejsca na ekspozycję zebranych dzieł sztuki.
Zaprojektowaniem galerii miał się zająć rozsławiony już wówczas autor
projektu architektonicznego budynku Bank of England John Soane.
Galeria została otwarta w 1813 roku, dwa lata po śmierci Bourgeois, jako
pierwsza publiczna galeria w Anglii. Oprócz swej podstawowej funkcji
spełnia jeszcze inną – część galerii jest mauzoleum jej fundatorów.
Zatrzymując kolekcję, Desenfans nigdy nie odzyskał swoich pieniędzy,
ale dzięki temu król Polski Stanisław August Poniatowski wpisał się na
trwałe w historię brytyjskich muzeów i przysporzył chwały marszandowi,
którego bankructwo doprowadziło do stworzenia trwałej wartości
publicznej.
Dulwich Picture Gallery, położona na terenie przylegającym do
Dulwich College i naprzeciwko pięknego parku, jest miejscem niezwykle
urokliwym, o bardzo specyficznej atmosferze, gdzie w ciągu tygodnia w
ciszy i spokoju można podziwiać płótna największych mistrzów (m.in.
Rembrandta, Van Dycka, Rubensa, Poussina, Murilla, Watteau,
Canaletta, Gainsbourough, Hogartha) eksponowane bez męczącego
natłoku wielkich galerii i ze znakomitym światłem, dzięki sufitowym
otworom okiennym, a także podziwiać oryginalną architekturę budynku
stworzonego przez Johna Soane’a. W weekendowe dni galeria jest
znacznie bardziej zatłoczona, gdyż piękne tereny Dulwich Village i okolic
przyciągają nie tylko turystów, ale także londyńczyków z innych dzielnic
stolicy. Organizowane są tam też wystawy czasowe artystów tworzących
współcześnie.
Czy wiesz, że
inwestując zaledwie kilka funtów dziennie
możesz zadbać
o swoją stabilną przyszłość?
Efektywne oszczędzanie w celu zapewnienia sobie
stabilnej przyszłości finansowej jest prostsze niż myślisz!
Zadbaj o to aby w jesieni swojego życia
cieszyć się z zasłużonego odpoczynku.
Nie czekaj, dowiedz się więcej już dziś!
www.profittree.co.uk, Tel: 02088498259
E-mail: info@profittree.co.uk facebook twitter
Zapraszamy na Forum Finansowe – "Sposoby osiągania
niezależności finansowej" 15/05/11 4 pm POSK Londyn
|11
nowy czas | 18 kwietnia 2011
felietony i opinie
Na czasie
KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO
Grzegorz Małkiewicz
Będąc chłopięciem uwielbiałem buszować na strychu
rodzinnego domu, swego rodzaju bazy danych kilku
pokoleń. Taki starodawny internet. Dostęp do niego był
ograniczony, trzeba było przechytrzyć dorosłych, złamać
zakazy, tak jak teraz dzieciaki łamią kody dostępu do
internetu, o wiele zasobniejszego. A jednak ten tradycyjny
skład przeszłości, rzeczy dawno już niepotrzebnych, ale
zachowanych, miał swoją przewagę nad rzeczywistością
wirtualną. Był fizyczny, konkretny, pobudzający wyobraźnię.
Z rzeczy odkrytych pamiętam do
dziś przedwojenną broszurę o intrygującym tytule Młodzieży, ciebie bałamucą. Treści nie pamiętam, tytuł został mi
w głowie. Teraz po latach mogę tylko sobie dopowiedzieć, co ta broszura zawierała. Pewnie jakieś ostrzeżenia jednego
obozu politycznego przed drugim, pokazywała mechanizm manipulacji, pułapki demagogii. To były jednak
niewinne początki. Obecnie socjotechnika, wzmocniona technologią, osiągnęła skuteczność rażenia docelowego z
precyzją laserową.
Zanim do tego jednak doszło w Polsce przez prawie 50 lat obowiązywała
powszechna nieufność do przekazu mediów publicznych. Telewizja, radio, prasa kłamały. Propaganda nie trafiała do
społeczeństwa, o czym wszyscy wiedzieli, łącznie z propagandzistami. Oni realizowali swój główny cel – niedopuszczania do przestrzeni publicznej
niewygodnych tematów i niewygodnych
ludzi.
Trochę te niedawne jeszcze czasy
przypomniało mi oświadczenie Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii,
które nadal uważa, że reprezentuje
wszystkich Polaków na Wyspach. W
oświadczeniu dystansującym się od wiecu na Trafalgar Square w rocznicę katastrofy smoleńskiej była mowa o
organizowaniu go przez „nieznane podmioty”. A więc nie tylko nadużycie jeśli
chodzi o uzurpowanie sobie prawa do
reprezentowania „wszystkich Polaków”,
ale też zwyczajne kłamstwo, bo „podmioty” występowały z imienia i nazwiska, a jeden „podmiot”, Marek
Laskiewicz, kandydował nawet w wyborach na stanowisko przewodniczącego
POSK.
Gorzej jest w Polsce. Pamięć o latach komunistycznej manipulacji skutecznie zatarła naiwna wiara w
wolność słowa, a kłamstwa świadomie
przekazywane przez środki masowego
przekazu w atrakcyjnej, wzorowanej
na zachodniej telewizji formie, urabiają do tego stopnia świadomość, że spora część społeczeństwa zaczęła mówić
„tvenem”. Powszechną metodą stało
się „wrzucanie” kłamstwa, którego
media po kompromitacji nie prostują.
Można tu podać całą listę insynuacji,
jak chociażby rzekomą kłótnię generała Błasika z kapitanem Protasiukiem
na płycie lotniska przed odlotem. „Gazeta Wyborcza” znalazła nawet świad-
ków. Dziennikarskie śledztwo podważyła jednak prokuratura, o czym media już nie informowały. Znajomy,
obecny na Krakowskim Przedmieściu
10 kwietnia, po obejrzeniu relacji
TVN doszedł do wniosku, że brał chyba udział w innych uroczystościach. W
jego relacji zgromadzeni w spokoju i z
godnością oddali hołd tragicznie
zmarłym, bez ekscesów widoczych na
ekranach TVN. Zgodził się jednak z
tym, że w wielotysięcznym tłumie
można znaleźć dowody na każdą tezę,
w tym na „początek kampanii wyborczej” i dominację „moherowych beretów”. Było inaczej, a uczestnicy
zróżnicowani wiekowo i społecznie, o
czym wiedzieli dziennikarze. Wiedzieli też, że nie wszyscy widzowie są w
stanie to zweryfikować.
Tradycyjnie już przedstawiono wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego jako
dowód wykorzystywania przez niego
tragedii w celach politycznych. Ten wątek prowadzi do logicznego wniosku,
chociaż makabrycznego, że prezes PiS
w swojej żądzy władzy sam spowodował
wypadek samolotu.
Awantury wokół Smoleńska pokazują, jak bardzo daleko nam do demokracji. W tak tragicznych wydarzeniach dla całego kraju, nie ma miejsca na politykę. Niestety, rząd zdecydował inaczej, między innymi
ogłaszając – w kilka godzin po katastrofie – że winę za nią ponoszą piloci.
Z podobną tezą wystąpił londyński
„Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”
w pierwszą rocznicę tragedii. W tej sytuacji każdy obywatel RP ma prawo, a
nawet obowiązek zadawać pytanie, co
zrobił rząd w celu wyjaśnienia przyczyn katastrofy, w której zginęło 96
osób z polskiej elity? Podobno, jak
ostatnio ujawnił gen. Petelicki, jednym
z pierwszych posunięć rządu był SMS
o skandalicznej treści: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle
poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”.
Przebieg śledztwa potwierdza próbę
udowodnienia tej tezy, a nie wyjaśnienia
przyczyn. Brak zgody politycznej po tragedii doprowadził do oburzających
oskarżeń i pomówień. Na szczęście zbliżają się Święta Wielkiej Nocy, które bez
względu na religijność zwaśnionych
stron mają moc kojącą, przynajmniej
przez kilka dni, czego Państwu w tym
podniosłym czasie życzę.
Wacław Lewandowski
Czas obłudników
Gdzieś tak od końca marca zaroiło się w Polsce od ludzi zatroskanych. Frasobliwych, przejętych,
współczujących. Gdy tylko partia
rządząca dziś krajem ogłosiła, ze zbliżającą się rocznicę tragedii smoleńskiej Jarosław Kaczyński zechce
wykorzystać do efektownego rozpoczęcia kampanii wyborczej, zatroskani chwycili za pióra, ruszyli przed
kamery i mikrofony.
O co się troszczą? O różne sprawy. Od bardzo przyziemnych po
bardzo wzniosłe. Znaleźli się na przykład spece od liczenia kosztów, którzy mówią, że
Warszawa
zbankrutuje, gdy służby miejskie co
miesiąc będą musiały czyścić teren
pod Pałacem Prezydenckim, wywozić stamtąd znicze i kwiaty. Znana
dziennikarka zatroszczyła się zaś o
zagadnienie z rejonów obyczajowości sakralnej i ogłosiła, że w Polsce
profanuje się znak krzyża, bo wykorzystują ów znak ci, którzy przychodzą pod tenże pałac czcić rocznicę
śmierci ofiar Smoleńska. Ktoś inny
ubolewa, że zatracamy narodowe
zwyczaje obchodzenia żałoby, miast
cierpieć dyskretnie w domowym zaciszu, niektórzy wolą spotykać się z
innymi w miejscach publicznych i – o
zgrozo! – nie chcą tego zaprzestać,
mimo że właśnie mija rok, zatem
usankcjonowany tradycją okres „ob-
noszenia się z żałobą” właśnie się
kończy! Inni jeszcze troszczą się o
Kościół, o religijność rodaków, o ład
życia publicznego. Co interesujące,
im bardziej ktoś na co dzień daleki od
tejże religijności i od Kościoła, tym
mocniej się troszczy. Są i tacy, którzy
w „nadmiernie częstym” wspominaniu zmarłego Prezydenta RP, a
zwłaszcza w żądaniu upamiętnienia
go pomnikiem w centrum stolicy, widzą hydrę nacjonalizmu oraz chęć
„dzielenia społeczeństwa” niemal
według rasistowskich kryteriów.
Piszę to 10 kwietnia, gdy w Warszawie i innych polskich miastach
gromadzą się ludzie, uznający iż pamięć o Prezydencie, który zginął w
czasie pełnienia obowiązków, takoż
pamięć o innych państwowych
urzędnikach i dowódcach wojskowych, nie powinna być pielęgnowana
wstydliwie, półgębkiem i w skrytości
ducha, ale winna być sprawą publiczną i pierwszoplanową. Nie dlatego, by wciąż „żyć katastrofą i
przeszłością” (to ulubiony zarzut „zatroskanych”), ale chociażby dlatego,
że nasza państwowość powinna być
dumna i niezawisła, nie – wstydliwa
i zakompleksiona. Wiem, co od jutra
wyczytam w gazetach, co usłyszę z
radia i telewizji. Chór „zatroskanych” będzie ubolewać, że dzień
rocznicy nie upłynął jak powinien, że
to „dzieli”, „jątrzy”, a nawet przynosi wstyd Polsce. I – oczywiście – że
się wypacza religijność, angażując ją
w walkę polityczną.
Wiem także, jak wszyscy wiedzą,
że ci, którzy przeżywają rocznicę
tragedii nazwani zostaną ludźmi
anachronizmu, wstecznikami, tymi,
którzy nie chcą Polski nowoczesnej.
Wiem, bo te wywody są powtarzalne, a ich zasób ograniczony. I zawsze czerpiący z tego zasobu
wypowiadają się z zatroskaniem,
pozują na mędrców, którzy cierpią
przez głupotę tłumu. Cierpią, bo
przecież chcieliby ten tłum oświecić,
a tłum oświecić się nie daje. Mądremu biada! – chce się zakrzyknąć,
gdy się ogląda te umęczone troską
twarze. A mówiąc poważnie – wieje nudą, gdy po raz kolejny ogląda
się ten sam spektakl. I miedziane
czoła obłudników, specjalistów od
wychowywania społeczeństwa.
Ale mimo tej nudy, zdarzyło się
jednak coś, co jest nowością w ostatnim dwudziestoleciu. Otóż telewizja
publiczna, podobnie jak czyniła to jej
poprzedniczka tv-PRL, nie zauważyła, że w wigilię rocznicy katastrofy w
Warszawie ludzie manifestowali pod
ambasadą Rosji, pod Pałacem Prezydenckim i pod Kancelarią Premiera.
Po prostu – nie dostrzegła. Albo
uznała, że to nie news.
12|
18 kwietnia 2011| nowy czas
reportaż
Koleżanki
z nieludzkich
czasów
Dwie dziewczynki w ukraińskich strojach
ludowych. Lidka jakby wyjęta z kart powieści
Iwana Franko – ciemne oczy, warkocz z czarnych
włosów ułożony w „struclę”. Irenka to blondynka
o jasnych oczach. Bardziej wygląda na Polkę niż
Ukrainkę. Naprawdę Lidka to Lili, a Irenka to
Zosia. Żadna z nich nie jest Ukrainką.
Robert Małolepszy
Codzienna porcja korespondencji: prośby od organizacji charytatywnych, różnych instytucji, zaproszenia, podziękowania. Lili Stern Pohlmann
przegląda listy. Jest postacią znaną w polskim
Londynie. Od lat czyni wiele dla rozwoju dialogu polsko-żydowskiego oraz kreowania pozytywnego wizerunku Polski oraz Polaków.
Ręcznie zaadresowana, różowa koperta wyróżnia się spośród kilkunastu innych. Imię i nazwisko nadawcy z Izraela niewiele jednak pani
Lili mówi. Kilka słów, także napisanych odręcznie: „...zobaczyłam Twoje zdjęcie na filmie
z krakowskiej wystawy o lwowskich Żydach.
Napisałam do Galicja Jewish Museum. Od
nich dostałam adres. Tyle jest do opowiedzenia, tyle do wysłuchania...” Podpisano Esther
Yotvat. W nawiasie, Erna Weiss. Erna? Oczywiście, Erna! 1941 rok, szkoła we Lwowie. Ta
sama klasa. Była też tam Zosia Nacht – koleżanka z ławki.
Jest adres e-mailowy, jest telefon. Trzeba tylko opanować wzruszenie. Przynajmniej na tyle,
żeby można było mówić. – Halo, Erna? – Lili?
Wielki Boże!
Gdzieś uleciało 70 lat i znów rozmawiają ze
sobą dwie szkolne koleżanki. Chcą sobie w jednej
chwili powiedzieć o wszystkim – swoich losach w
czasie wojny, życiu po wojnie, rodzinie, znajomych. Okaże się, że byli wspólni znajomi, a Lili
z Erną niemalże mijały się w drzwiach ich mieszkań. Erna opowiada o podróżach do Krakowa.
Okazuje się, że jej kuzynką była profesor Maria
Orwid, wybitna psycholog i psychoterapeutka,
zmarła przed dwoma laty. Z prof. Orwid przyjaźniła się także Lili. Skąd jednak mogła przypuszczać, że w rodzinie pani profesor może być
jej koleżanka z czasów okupacji.
– A nie wiesz przypadkiem, co się stało z Zosią, to znaczy z Irką? – dla Lili Pohlmann to bardzo bliska osoba. Razem ukrywały się w
grekokatolickim klasztorze na przedmieściach
Lwowa.
TakIegO ZdjęCIa
prZeCIeż... NIe ma
– Nic się nie stało, ma się dobrze. Kilka dni temu piłyśmy wspólnie herbatę.
Tu już nie ma mowy, żeby powstrzymać łzy.
Lili płacze. Z radości. Bogu dzięki, Irenka przeżyła. Na usta cisną się setki kolejnych pytań, w
tym to najbardziej oczywiste: – A jak ty mnie Er-
na właściwie poznałaś? Rozumiem, że to Żydzi-lwowiacy byli na wystawie w Galicja Museum i
nakręcili z niej film, który zobaczyłaś. Tak, rzeczywiście było tam zdjęcie naszej rodziny i jeszcze jedno, tylko moje, na takiej małej kolumnie
w parku. Ale jak to wypatrzyłaś?
– Mam w albumie twoje zdjęcie na tej kolumnie. Jest też na tej fotografii twój braciszek Uriel
i twoja mama.
Lili jest bardzo zdziwiona – takiego zdjęcia
nie pamięta. Takiego zdjęcia nie było... Prosi o
zeskanowanie i przesłanie e-mailem. Fotka drogą elektroniczną dociera tego samego dnia. Nie
ma wątpliwości – z prawej pani Cecylia Stern, a
na małej kolumnie siedzi Lilka i stoi mały Uryś.
To było we Lwowie, wiosną 1939 roku. Ale kto
je zrobił? Uliczny fotograf? Jak znalazło się u Erny? Szkoda, że nie ma jeszcze taty – Filipa. Byłaby cała szczęśliwa rodzina – jak na innym
zdjęciu, które pani Lili traktuje jak relikwię.
Pani Irenka ma jeszcze inna fotografię –
ona i Lili w strojach ukraińskich. Lili była wtedy Lidką. Jakby wyjęta z kart powieści Iwana
Franko – ciemne oczy, warkocz z czarnych
włosów ułożony w „struclę”. Irenka (to imię
tak do niej przylgnęło, że już nie wróciła do
Zosi) to blondynka o jasnych oczach. Bardziej
wygląda na Polkę niż Ukrainkę. To zdjęcie Lili Pohlmann świetnie pamięta, miała swoją odbitkę, ale kilka lat temu zaginęła. Tu
powracają całkiem inne wspomnienia.
pamIęTaj, jeSTem IreNka,
a żegNaj SIę TrZy raZy
Okupacja hitlerowska we Lwowie. Filipa i małego Urysia wydaje gestapowcom dozorca,
Ukrainiec-policjant. Dzięki ich śmierci wzbogaci się o radio z mieszkania Sternów i zegarek Filipa. Jakiś czas później mała Lili wraz z
mamą znajdują schronienie w mieszkaniu
Niemki Irmgard Wieth. W kamienicy zamieszkałej przez niemieckich dygnitarzy i wysokich oficerów SS są, o dziwo, bardziej
bezpieczne niż byłyby może gdzie indziej.
Ukrywa się tam jeszcze żydowskie małżeństwo. Trwa to rok – od listopada 1942 do listopada 1943. Tymczasem front coraz bliżej.
Sowieci nacierają, Niemcy zaczynają ewakuować cywilny personel. Irmgard siedzi na walizkach. Żydowskie małżeństwo ma dokąd
pójść. On był dyrektorem apteki i dostarczał
leki dla ukraińskiego duchowieństwa. Pomoc
obiecał im metropolita lwowski arcybiskup
Andrzej Szeptycki. – Więc weźmiecie ze sobą
Lili i Cecylię. Albo nie pójdzie nikt – ostro sta-
Zosia Nacht, czyli Irenka (z
lewej) i Lili Stern, czyli Lidka
Ostrowska w klasztorze
Otcia i Syna i Swiatoho Ducha). Dzieci patrzą
zdziwione, ale zakonnica, siostra Anastazja
tłumaczy, że Lidka jest z mieszanej rodziny,
gdzie czasem modlono się według polskiego
obrządku. Okazuje się, że dla Lili nie ma łóżka. Zosia natychmiast wyraża chęć podzielenia się miejscem na swoim. Gdy wszystkie
dzieci zasną pod kołdrą wyszepce: – Pamiętaj,
nie znamy się. Ja teraz jestem Irenka. Spotkasz
tu też inną Żydówkę, Hanusię i jej małą siostrzyczkę. Udawaj, że nic o nich nie wiesz...
TrZeba SIę SpOTkać, pOwSpOmINać
Ostatnia spokojna wiosna –
Lili siedzi, za nią stoi Uryś,
z prawej mama Cecylia
wia sprawę Niemka. Sama odprowadza je pod
sobór św. Jura, gdzie ma siedzibę ukraiński
metropolita. – Nie bój się dziecko – te słowa
potężnego, brodatego dostojnika pamięta pani Lili jakby powiedziane zostały wczoraj. Metropolita odsyła je do klasztoru Ubocz, na
obrzeżach Lwowa. Lili będzie Lidką Ostrowską – sierotą, której ojciec był Polakiem, a
matka Ukrainką. Cecylia musi udawać głuchoniemą. Choć miała zdolność do języków –
biegle mówiła po niemiecku, oczywiście po
polsku, a po wojnie nauczyła się angielskiego i
podstaw francuskiego, nie była w stanie przemóc się do ukraińskiego.
Gdy Lili przyprowadzono do grupy dziewczynek, od razu poznała Zosię. Ta aż pobladła
z przerażenia. Co będzie jeśli koleżanka, choćby gestem zdradzi, że się znają? Tak, trzeba
bardzo uważać, nieostrożność może kosztować
życie. Nawet małe dzieci wiedziały to doskonale. Lili, choć ucieszona, nie mrugnie więc nawet powieką. Akurat była kolacja. Po posiłku
modlitwa. Trzeba się przeżegnać – Lili żegna
się bardzo ładnie... po polsku. Ukraińcy żegnają się trzy razy i w znaku krzyża kładą najpierw rękę na prawym ramieniu (W imia
Choć od tej pory trzymały się wszystkie razem,
nawet między sobą prawie nie rozmawiały o
tym, co było wcześniej. Dopiero po jakimś czasie Lili, czyli Lidka, wyjawiła koleżankom, że w
klasztorze jest też jej mama. Cecylia mieszkała
w rezydencji matki przełożonej zgromadzenia,
siostry Josify (Ołeny Witer) i szyła ubrania dla
dzieci oraz zakonnic. Jak projektantka mody, z
kawałka jakiejkolwiek tkaniny potrafiła wyczarować kreację. Do dziś wdzięcznie wspomina
Cecylię siostra Chryzantia – w czasie wojny
młodziutka zakonnica, która wyprowadzała ją
wieczorami, aby zaczerpnęła świeżego powietrza.
Dziewczynki uczyły się i pracowały w klasztorze. Tam doczekały końca wojny. Dopiero po
wielu latach Lili Pohlmann dowie się, że oprócz
tych trzech, które znała, było tam więcej żydowskich dzieci. Rozeszły się ich drogi, a świat bez
Facebooka był kiedyś o wiele większy. Pani Lili
zamieszczała nawet ogłoszenia w izraelskiej prasie. Szukała właśnie Irenki i Hanusi. Bez skutku.
Dziś telefonują do siebie co kilka dni. Lili już
wie, że Erna została wywieziona przez Sowietów na Syberię. Wróciła dopiero po amnestii na
mocy układu Sikorski-Majski. Następnie znalazła się w Palestynie, podobnie jak Irenka i Hanusia. Razem odbyły służbę wojskową. Po
wojnie Erna zjeździła świat, jako żona ambasadora Izraela, m.in. w Teheranie, Baku i Rzymie.
Jest co wspominać, jest o czym opowiadać.
Teraz planują wspólne spotkanie. Po tylu latach nie zabraknie wzruszeń i tematów do długich rozmów. Może dojdzie do niego w czasie
Międzynarodowego Zjazdu Dzieci Holokaustu, w sierpniu tego roku, w Warszawie.
|15
nowy czas | 18 kwietnia 2011
rozmowa na czasie
Fot. Ben Wright
Kazimierz Piechowski i Katy Carr. Dwie osoby, dwa
różne światy, dwie odmienne historie, przepaść
wiekowa i jedna wspólna piosenka.
Brytyjska performerka o polskich korzeniach,
niesamowicie poruszona brawurową historią
ucieczki czterech więźniów z obozu
koncentracyjnego w Auschwitz w samochodzie
komendanta obozu, postanawia skontaktować się z
bohaterami wydarzenia. Trafia do Kazimierza
Piechowskiego i tak powstaje zachwycająca muzyka,
interesujący teledysk oraz film dokumentalny w
oryginalny sposób upamiętniający tamto wydarzenie.
My, Polacy, doskonale znamy historię obozów
zagłady, każdy z nas widział przynajmniej kilka
filmów o tej tematyce. Jednak krótki film i
piosenka pt. The Kommander's Car to całkiem
inne, świeże, urzekające spojrzenie (nie ma w tym
ani martyrologii, ani nic obrazoburczego). Jest to
przedstawienie w oryginalnej formie niezwykłej
historii Kazika i komanda, które młodzi
więźniowie wymyślili na potrzeby ucieczki.
Londyński pokaz w Baden Powell House wypełnił
salę po brzegi. Przyszło wielu młodych ludzi, by
spotkać się z Kazimierzem Piechowskim, Katy Carr i
reżyserką dokumentu Hannah Lovell. Posłuchać na
żywo wykonania piosenki, obejrzeć film, zamienić
kilka słów z panem Kazimierzem i artystkami. To
dzięki odwadze, opanowaniu i biegłej znajomości
niemieckiego Kazik – jak pieszczotliwie mówi o nim
Katy – zdołał wywieźć swoich kolegów zza murów
obozu. Desperacki okrzyk „Kazik, zrób coś!” zadziałał
na młodego więźnia jak płachta na byka. W
decydujących o ich życiu sekundach warknął po
niemiecku na strażnika w głównej bramie obozu i
rampa się poniosła. To jedna z najbardziej
spektakularnych ucieczek w historii Auschwitz.
Pan Kazimierz, 92-letni harcerz, jeździ po Polsce
i Europie, uczestniczy w spotkaniach z młodzieżą i
rozpowszechnia swoją historię za pomocą słowa i
daje świadectwo. Teraz jego opowieść będzie
mogła jeszcze silniej oddziaływać na odbiorców
dzięki piosence The Kommander’s Car i filmowi
dokumentalnemu o tym samym tytule.
Aleksandra Junga
Kocham
Polskę
Z Katy Carr, która za punkt honoru
postawiła sobie pokazanie szerokiemu
światu brawurowego wyczynu
Kazimierza Piechowskiego, rozmawia
aleksandra Musiał
Jakie są twoje polskie korzenie?
– Urodziłam się w Nottingham. Mój tata jest Brytyjczykiem ze szkockimi korzeniami, zaś mama to stuprocentowa Polka z Bielska-Białej, uroczej miejscowości
położonej u stóp Beskidów. Odkąd pamiętam, mama
podkreśla swoją miłość do ojczyzny i ogromne do niej
przywiązanie. Wyjechała z Polski dla mojego taty, ale
nigdy nie zapomniała skąd pochodzi. Może dlatego tutaj, w Anglii, kiedy Polacy nie rozmawiają z nią po polsku, irytuje się. Mój tata, jako inżynier elektryk
zatrudniony przez Petrocarbon, został wysłany do Pionek i to właśnie tam, w 1970 roku spotkał moją mamę.
Czy miałaś taki moment, w którym uświadomiłaś
sobie, że masz potrzebę pielęgnowania swojej polskości?
– Kiedy byłam dzieckiem, często odwiedzałyśmy Polskę,
głównie w czasie przerw świątecznych i wakacji, czyli
mniej więcej trzy razy do roku. Spędzałam mnóstwo
czasu z moimi krewnymi, zazwyczaj w Bielsku-Białej,
gdzie mieszka moja babcia Joanna oraz we Wrocławiu,
Krakowie i Warszawie, gdzie mieszkają moje ciocie.
Mam wiele pięknych wspomnień z tamtego okresu, pamiętam zabawy z rówieśnikami w chowanego, święcenie jajek na Wielkanoc, śpiewanie piosenek ludowych z
babcią czy też pieczenie makowca z ciocią Emilią (ręcznie mieliłyśmy mak – to dopiero doświadczenie!).
Swoje dzieciństwo pamiętam jako beztroskie i radosne,
byłam nieświadoma problemów, z jakimi borykają się moi
– O Kazimierzu dowiedziałam się w 2008
roku. W Bielsku-Białej oglądnęłam w telewizji dokument pt. Uciekinier. Pamiętam,
że siedziałam z nosem przyklejonym do telewizora, ta historia ogromnie mnie zainteresowała. Rekonstrukcja ucieczki,
pokazana w filmie, a zwłaszcza te decydujące ostatnie 80 metrów, były inspiracją do
napisania piosenki pt Kommander’s Car.
Moim celem było pokazanie emocji, które
towarzyszyły Kazimierzowi podczas tej
eskapady.
Jak więc zaczęła się twoja znajomość z
tym niezwykłym człowiekiem?
– Chciałam przekazać swoją piosenkę
Kommander’s Car Muzeum Auschwitz, z
dedykacją dla Kazimierza. Zadzwoniłam
więc do muzeum, a tam przekazano mi informację, że pan Piechowski jeszcze żyje.
To była dla mnie rewelacyjna wiadomość!
Pomyślałam, że miło by było, gdybym wysłała mu płytę CD z moim utworem. Z pomocą różnych polskich kontaktów starałam
się zdobyć jego adres oraz numer telefonu,
reszta jest historią…
Ile czasu zajęło ci zmontowanie filmu o
Kazimierzu oraz nagranie piosenki?
– Skomponowanie i nagranie piosenki zajęło mi trzy miesiące, ponieważ chciałam
dokładnie poznać jego historię. Nasz film
Kazik and the Kommander’s Car został
po raz pierwszy wyświetlony w Imperial
War Museum w październiku 2009 roku.
Od tamtego czasu do teraz Hannah i ja
pracowałyśmy nad udoskonaleniem filmu i
napisami. Kazimierz powierzył nam prawa autorskie, dlatego możemy publikować
wszystkie jego teksty, a także rysunki pana
Mariana Kołodzieja, który również był
więźniem Auschwitz.
Jakie są twoje plany na najbliższą
przyszłość?
Katy Carr i Kazimierz Piechowski
polscy krewni ani tego, jak ciężkie jest życie w
kraju komunistycznym. Wiedziałam natomiast, że moi polscy przyjaciele nie mają dostępu do wielu produktów, i że muszą stać w
długich kolejkach, aby zdobyć tak podstawowe rzeczy, jak mięso czy ubranie. Pamiętam,
że moja mama za każdym razem, kiedy jechałyśmy do Polski, robiła paczki z pomarańczami, bananami i innymi rzeczami.
Miałyśmy dużo radości wiedząc, że sprawiamy innym przyjemność i że możemy jakoś
pomóc. Pamiętam też, że bardzo ciężko było
się przedostać przez polską granicę. Nie raz
czekałyśmy nawet cały dzień zanim zostałyśmy wpuszczone do kraju. Wszystkie wartościowe rzeczy ukrywałyśmy wtedy między
dziecięcymi ubrankami.
Czujesz się bardziej Polką
czy Brytyjką?
– Jeśli chodzi o moją tożsamość to zdecydowanie uważam się za Brytyjkę o polskich korzeniach. Byłoby niesprawiedliwe, gdybym
powiedziała, że jestem Polką, ponieważ ani
nie posiadam polskiego paszportu, ani nie
wychowałam się w Polsce. Jednak kocham
Polskę tak samo mocno jak Wielką Brytanię!
Jeśli miałabym podzielić moje ciało na polskie i brytyjskie kawałki, to moja głowa
(zdolność do logistyki i ścisłego, naukowego
myślenia) jest brytyjska, natomiast moja kreatywność, serce i dusza są typowo polskie.
Jestem dumna z bycia brytyjską piosenkarką
i pisarką. Myślę, że jak każdy Brytyjczyk,
doceniam i celebruję wielokulturowość (w
moim przypadku jest to połączenie polsko-szkocko-brytyjskich korzeni).
Czy często odwiedzasz Polskę?
– Tak, uwielbiam pobyty w Polsce! Moim
ulubionym miejscem jest Bielsko-Biała,
tam mieszka moja babcia Joanna i przyja-
ciółki z dzieciństwa (Kasia i Grażynka).
Kocham również Warszawę, którą znam
nie tylko z czasów dzieciństwa. W 2010 roku w Domu Spotkań z Historią odbył się
koncert z okazji 65-lecia wyzwolenia obozu Auschwitz. Moja przyjaciółka Ewelina
Pękała, która tam pracuje, zorganizowała
spotkanie pt. Uciekinier, podczas którego
pan Kazimierz, Hannah i ja przedstawiliśmy historię słynnej ucieczki Kazika.
Wszyscy się bardzo zżyliśmy. Ewelina towarzyszyła także panu Piechowskiemu
podczas jego wizyty w Londynie.
Co lubisz, a czego nie w polskiej
kulturze?
– Bardzo podoba mi się polska gościnność,
ten szczególny sposób, w jaki są witani ludzie w polskich domach. Każdemu spotkaniu towarzyszy miła, ciepła atmosfera a
także mnóstwo jedzenia na stole. Podoba
mi się to, że kiedy rozmawiam po polsku z
kimkolwiek, kto ma polskie pochodzenie,
zawsze występuje między nami ta niezwykła, unikatowa więź. Polacy z reguły są
dumni ze swojego pochodzenia i dbają o
to, aby rozmawiać w ojczystym języku.
Nawet jeśli od kilku pokoleń mieszkają poza krajem – tak jak moja ciocia Elizabeth
Goryl, która mieszka w Connecticut w
USA – miłość i więź z ojczyzną pozostaje
na zawsze. Kocham Polskę, dlatego nie
umiem mówić o niej negatywnie. Jest mi
jedynie przykro z powodu jej trudnej historii, barbarzyńskiego najazdu dwóch mocarstw oraz krzywd, które wyrządzono
ludziom. Mam nadzieję, że granice Polski
już na zawsze pozostaną stabilne i że Polacy już nigdy nie zaznają żadnej krzywdy.
Jak dowiedziałaś się o istnieniu Kazimierza Piechowskiego?
– Jeśli chodzi o promocję filmu oraz piosenki, mam w planie wydać album DVD
pt. Kazik and the Kommander’s Car.
Ukaże się on w czerwcu 2012 roku, z okazji 70. rocznicy ucieczki pana Kazimierza.
Planuję zorganizować kilka uroczystości z
tej okazji. Poza tym udało mi się zebrać
grupę artystów oraz historyków, którą nazwaliśmy Kazik Kollectiv. Pracujemy nad
książką, w której przedstawimy, w jaki sposób została przyjęta historia Kazika. Ponieważ jest on również poetą, na pewno
umieścimy w niej kilka jego wierszy.
Chciałabym też dołączyć wiersz Zbigniewa
Herberta Pan Cogito. Film Kazik and the
Kommander’s Car będzie wyświetlany na
każdym z moich koncertów – Escapologist
Tour (sponsorowanych przez Arts Council
England). Trasa koncertowa w Wielkiej
Brytanii będzie trwała od maja do lipca
2011 roku. Więcej informacji można znaleźć na stronie: www.katycarr.com
Czy planujesz jakąś promocję swoich
utworów w Polsce?
– Tak, bardzo chciałabym ściśle współpracować z Polską w przyszłości. Nawiązałam
już kontakt z Instytutem Adama Mickiewicza oraz Domem Spotkań z Historią w
Warszawie. Chciałabym także ruszyć w trasę koncertową po Polsce. Jesienią ukaże się
mój najnowszy album Paszport, zainspirowany pobytem Kazika w Armii Krajowej
oraz historią polskich partyzantów. Napisałam też piosenkę o Wojtku, niedźwiedziu
maskotce, który towarzyszył żołnierzom 22.
Kampanii Zaopatrywania Artylerii w 2.
Korpusie Polskim gen. Andersa. Mam także
nadzieję, że uda mi się wydać płytę utrzymaną w klimacie lat czterdziestych (przy
współpracy z wytwórnią Decca), z kilkoma
piosenkami Hanki Ordonówny oraz Mieczysława Fogga. Wtedy na pewno ruszę w
trasę koncertową po Polsce oraz Chicago.
16|
18 kwietnia 2011 | nowy czas
kultura
Esmail Khoi? Gdzie go można spotkać?
Włodzimierz Fenrych
K
iedy Mohammed Reza Pahlavi został
szachem Iranu, sądził, że będzie władcą
konstytucyjnym. Całe panowanie jego ojca
było pod znakiem modernizacji, czyli przerabiania
struktur państwa na wzór europejski, a w Europie, jeśli
już były monarchie, to konstytucyjne. Wstępując na
tron w 1941 roku Mohammed Reza sądził, że taka też
będzie monarchia perska. Monarcha miał być głową
państwa, ale rządzić w imieniu narodu miał Madżlis
(sejm) i wyłoniony z niego rząd.
Tak też sądził premier Mohammed Mossadeq,
który w 1951 roku znacjonalizował cały przemysł
wydobywczy. Mossadeq uważał, że brytyjskie
kompanie wydobywcze zbyt się na irańskiej ropie
bogacą i że większa część zysków powinna zostać w
Iranie. Brytyjczycy jednak, podobnie jak
Amerykanie, uważali taką nacjonalizację za
pogwałcenie wszelkich praw i postanowili odsunąć
Mossadeqa od władzy. W wyniku finansowanej przez
CIA akcji o kryptonimie „Ajax” nastąpił zamach
stanu, rząd Mossadeqa upadł, a koncernom
naftowym przywrócono wszystkie prawa. Szach w
czasie zamieszek chciał już uciekać z kraju, ale został
przez sprzymierzeńców przekonany, że tylko on może
utrzymać kraj w ryzach. I utrzymywał – przy
pomocy srogiej tajnej policji SAVAK.
Od tego czasu datuje się rozpowszechniona w Iranie
nieufność wobec Brytyjczyków, a jeszcze bardziej
wobec Amerykanów. Wtedy akta CIA nie były
odtajnione i szczegóły operacji „Ajax” nie były znane,
ale nie trzeba było wcale tych akt czytać, by wiedzieć
kto na tej akcji zyskiwał. Nikt w Iranie nie był
zainteresowany tym, by oddawać Brytyjczykom
znacjonalizowany już przemysł. Zapewne po części owa
nieufność powodowała, że duża część inteligencji
wspierała lewicową partię Tudeh. Nazwa brzmi
egzotycznie, w rzeczywistości była to partia
komunistyczna, wspierająca Związek Sowiecki. Pewna
część młodej inteligencji lat sześćdziesiątych minionego
wieku uważała system sowiecki nie za socjalizm, lecz za
państwowy kapitalizm wcale nie lepszy od
amerykańskiego. Ta młodzież chciała zwalczać oba
imperializmy – ten amerykański i ten sowiecki.
Sztuka
i życie
Aleksandra Ptasińska
Znany jest z tego, że nie boi się poruszać
niewygodnych tematów i otwarcie
krytykować chińskiej polityki. Zagorzały
wróg reżimu komunistycznego i obrońca
prawdy o tragedii w Syczuanie. Twórca
instalacji Sunflower Seeds w Tate
Modern i współtwórca słynnego
stadionu Ptasie Gniazdo w Pekinie. Był
kilkakrotnie aresztowany, a w 2009 roku
brutalnie pobity w pokoju hotelowym.
Kilkanaście dni temu zatrzymano go na
lotnisku i od tego czasu słuch o nim
zaginął – Ai WEiWEi.
Włodzimierz Fenrych i Esmail Khoi spotykają się nie tylko po
to, by dyskutować o polityce, tłumaczą też wspólnie poezję
Jednym z tych młodych intelektualistów był Esmail Khoi,
urodzony w 1938 roku. Nie wstąpił on do Tudeh, był za to
współtwórcą nowej partii, prawdziwie socjalistycznej. On i jego
towarzysze sądzili, że islam może być ich sprzymierzeńcem, bo
przecież głosi równość wszystkich ludzi i sprawiedliwość społeczną.
W zespół więc z ajatollahami dążyli do obalenia szacha. Kiedy
jednak przyszła upragniona rewolucja – okazało się, że
ajatollahowie wcale nie są sprzymierzeńcami bezbożnych ateistów.
Lewicowi działacze po kolei znikali, aresztowani i oskarżani o
zdradę. Esmail też pewnego dnia nie wrócił do domu – w którym
była żona i dwie córeczki. Miał szczęście – to żona dała mu znać,
by nie wracał, bo kilku jego przyjaciół wcześniej tego dnia
aresztowano. Ukrywał się czas jakiś w Iranie, potem przez pustynię
uciekł do Pakistanu, w końcu znalazł schronienie w Londynie.
Ale Esmail Khoi to nie tylko ani nawet nie przede wszystkim
polityk. Jest filozofem – jeszcze w latach sześćdziesiątych studiował
ten kierunek w Londynie. Potem go wykładał – najpierw w Iranie,
później również w Londynie. Ale przede wszystkim jest poetą.
Należał do zarządu Związku Literatów Irańskich, do jego przyjaciół
należały gwiazdy poezji, takie jak Forugh Farrokhzad i Ahmad
Shamlu.
Spotkałem Esmaila już sporo lat temu, skontaktował mnie z nim
ktoś z moich perskich przyjaciół. Prowadziłem z nim długie
dyskusje. Dziwne to były dyskusje – byłego dysydenta, który pół
życia spędził na zwalczaniu komunizmu z radykalnym
lewicowcem, który pół życia spędził przygotowując rewolucję.
Kiedy mu opowiadałem o roku ’56 w Poznaniu i ’70 w Szczecinie –
dziwił się. Jak to – socjalistyczny rząd wysłał wojsko przeciw
robotnikom?
Dziś się już raczej nie dziwi. Dziś przypuszcza, że gdyby jego
lewacka rewolucja zwyciężyła, on by pewnie był jednym z
pierwszych wysłanych do łagra. Ale odwiedzałem go nie tylko po
to, by dyskutować o socjalizmie. Odwiedzałem go, by tłumaczyć
poezję. Moja znajomość perskiego nie wystarcza, by samodzielnie
tłumaczyć wiersze, ale z pomocą poety, czemu nie?
Tłumaczyliśmy współczesną perska poezję – Forugh, Shamlu.
Tłumaczyliśmy oczywiście również wiersze samego Esmaila.
Jakie są te wiersze? Ha!
O jego instalacji w Tate Modern wspominał na łamach „Nowego Czasu” Wojciech Sobczyński: „Gigantyczne rozmiary
tego obiektu, jego monochromatyczność oraz sama przestrzeń,
w której zainstalowano tę pracę zmusza widza do kontemplacji
i refleksji. Czy jest to nowy izm? Jeśli tak, to nazwałbym to zjawisko neoegzystencjalizmem i polecam szczególnie gorąco
czytelnikom, by obejrzeli je w skupieniu i ciszy” (NC nr 2/159).
Artysta, urodzony w 1957 roku w Pekinie, swoimi Ziarnami
słonecznika wzbudził niemałe kontrowersje (będąc w Tate usłyszałam komentarz, że jeśli „to” ma być sztuka, to Tate schodzi
na psy). Czytam słowa na planszy wiszącej na ścianie galerii:
„To, co widzisz, nie jest tym, co widzisz, a to co widzisz, nie jest
tym, co oznacza”.
Opis bardzo enigmatyczny, i – rzeczywiście – instalację Ai
Weiwei ciężko w ogóle zauważyć, bo wtapia się w naturalną
strukturę tej przestrzeni. Hala Turbin, która gościła w 2009 roku pracę Mirosława Bałki, tym razem zamieniła się w szare
pole, usypane jakby ze żwiru. Kiedy podchodzimy bliżej, dostrzegamy, że nie są to kamyki, a ziarna słonecznika. Ale
dopiero kiedy uklękniemy i przypatrzymy im się jeszcze dokładniej, zauważymy ich nadnaturalne proporcje i piękny
kształt. Ziarna zrobione są bowiem z porcelany, a każde z nich
zostało ręcznie uformowane i pomalowane przez chińskich modelarzy. W sumie jest ich ponad sto milionów!
Kiedy mija pierwszy szok i niedowierzanie, zaczynamy zadawać sobie pytania: czy wyprodukowanie instalacji tych
rozmiarów byłoby możliwe gdziekolwiek indziej, poza China-
mi? Co oznacza w tym kontekście hasło: Made in China? I –
jakie znaczenie ma w dzisiejszym świecie bycie jednostką?
Ai Weiwei swoją instalacją zmusza to takich właśnie refleksji.
Nieprzypadkowo wybrał ziarna słonecznika – za czasów Mao
plakaty propagandowe przedstawiały wodza jako słońce, natomiast obywateli Chin jako słoneczniki zwrócone ku niemu.
Jednak rzeczywistość daleko odbiega od tych idyllicznych obrazów. Ai Weiwei – oprócz tego, że jest obecnie jednym z
najbardziej cenionych chińskich artystów – od kilku lat zajmuje
się problemami społecznymi w Chinach, stając się jednym z
najbardziej znaczących aktywistów. Jego blog cieszy się ogromną popularnością, na Twitterze jego profil obserwuje tysiące
użytkowników. Zasłynął przede wszystkim publikowaniem list z
imionami dzieci, które zginęły lub zaginęły w wyniku trzęsienia
ziemi w prowincji Syczuan 12 maja 2008 roku. Do tej pory nie
jest znana dokładna liczba ofiar, a rząd Chin podaje liczby zaniżone. Wiadomo jednak, że znaczną część (kilka, a może
nawet kilkanaście tysięcy) ofiar stanowiły dzieci, ponieważ trzęsienie zniszczyło głównie szkoły zbudowane z bardzo kiepskich
materiałów, lekceważąc wymogi bezpieczeństwa, zwane pogardliwie „szkołami z tofu”.
Ai Weiwei wraz z innymi artystami i wolontariuszami próbował odszukać rodziców, którzy stracili dzieci w katastrofie, a
następnie zamieszczał listy z ich imionami na swojej stronie internetowej. Listy były wciąż usuwane, a Ai Weiwei za każdym
razem publikował nowe, z jeszcze większą liczbą imion. Część
rodziców do dzisiaj nie wie, czy zdołano odnaleźć zwłoki ich
•••
Od red.: W niedzielę, 17 kwietnia w Jazz Cafe w POSK-u, odbyło się
spotkanie z poetą prowadzone przez Włodzimierza Fenrycha. Esmail
Koi recytował swoje wiersze, a ich polskie tłumaczenia czytali
Monika Lidke i Włodzimierz Fenrych Esmail Khoi to niewątpliwie
ciekawa postać, filozof i poeta, który barwnie opowiadał o swoim
życiu w Iranie i ucieczce od tamtejszsego reżimu. Poezja w Persji
zajmowała ważną pozycję w życiu narodu. Włodzimierz Fenrych
przytoczył kilku jeszcze poetów, których wiersze Esmail ze
wzruszeniem recytował z pamięci.
|17
nowy czas | 18 kwietnia 2011
kultura
Powiew wiosny…
Wojciech A. Sobczyński
W
pierwszą niedzielę kwietniową w galerii
POSK otwarło swoją wystawę troje
polskich artystów: Renata Kamińska,
Jolanta Rejs i Maciej Urbanek.
Wystawa zapowiadana była w elektronicznym
biuletynie Polish Culture Institute (PCI), przez Polish
Deconstruction Group, na łamach „Nowego Czasu”, a
także przez samą galerię POSK, tworząc tym samym
wrażenie oczekiwania na jakieś wydarzenie. Wybrałem
się więc na otwarcie z przyjaznym nastawieniem, tym
bardziej że tylko jeden z artystów przekroczył
trzydziesty rok życia, a więc zanosiło się na coś w
rodzaju przygody, której można oczekiwać po młodych.
Młodzi mogą wiele, zwłaszcza w dzisiejszych
czasach, tak bardzo zdominowanych kulturą przez nich
produkowaną i przeznaczoną na konsumpcję dla ich
rówieśników. Nie trzeba się krępować, oglądać przez
ramię w obawie przed krytyką. Kontrowersje są
pożądane, błędy są wybaczalne, a na pomyłkach można
się wiele nauczyć. A więc do rzeczy! Czy wystawa ta
spełniła moje oczekiwania?
Wchodząc do galerii przeniosłem się natychmiast w
polski klimat, ale niekoniecznie poprzez dzieła artystów,
lecz dzięki zapachowi znakomitego bigosu,
serwowanego szczodrze przez jedną z polskich
restauracji, która sponsorowała wernisaż. Galerię
wypełniały młode twarze. Wśród nich wielu przyjaciół i
studentów londyńskich szkół artystycznych, z których
wywodzą się wystawiający.
Jolanta Rejs i Maciej Urbanek studiowali wcześniej w
Goldsmith College, a obecnie w Royal Academy of
Arts, natomiast Renata Kamińska studiuje w
Camberwell College of Arts. Na ścianach galerii
powieszono osiem prac, a dziewiąta znalazła swoje
miejsce na podłodze. Wszystkie powstały w mniejszym
lub większym stopniu przy użyciu technologii cyfrowej.
To właśnie technologia daje tym pracom pewien
wspólny mianownik, bo obróbka materiału uzyskanego z takich
źródeł, jak aparat cyfrowy czy też skaner odbywa się w dość
typowy sposób, przy wykorzystaniu powszechnie używanych
programów komputerowych. Dzieje się to bez względu na to, czy
aparat jest wycelowany na widok ogrodu, zimowego krajobrazu
czy też fragmentu starej fotografii. Jest to więc tylko narzędzie.
Reszta zależy od tego, co eksponujemy i jak to jest pokazane.
Urbanek pokazuje jedną pracę, fotografię płomieni ognia. Duży
format, dobre nasycenie, centralna pozycja na ścianie, a jednak
czegoś tam brakuje. Dlaczego? Podejrzewam, że chodzi o to, że ten
spory obiekt, wydrukowany na białym papierze, wisi na białej
ścianie, która wsysa go w siebie, rozciąga i rozcieńcza. Jakże inaczej
wyglądałaby ta praca powieszona tak samo, ale na szarej ścianie!
Jolanta Rejs pokazuje dwa zimowe pejzaże, fotografowane na
Mazurach. Fotografie zrobione o zachodzie słońca, w mroźny
dzień, stwarzają wrażenie, jakby robione były na Spitsbergenie a
nie w Polsce. Sylwetka mężczyzny wpisana jest w tarczę słońca na
horyzoncie, podobnie jak miało to miejsce w słynnym rysunku
Leonarda. Kto to jest? Może to jest zwiastun niepewnych czasów
na naszej planecie, a może to neoromantyczny bohater,
współczesny druid? Artystka pokazuje dwie inne prace.
Wykorzystując fragment starej fotografii, poddanej obróbce
skanerem i powiększonej, widać w zasadzie mozaikę cyfrowych
cegiełek. Ta dekonstrukcja interesuje artystkę szczególnie, i szkoda,
że nie pokazała w podobny sposób swoich zimowych pejzaży, które
chociaż są ładne, podchodzą zbyt blisko do kategorii zdjęć z
przewodnika turystycznego.
Renata Kamińska próbuje w swoich czterech pracach wyjść
poza płaszczyznę, montując i dzieląc swoje fotogramy na części
geometrycznie zorganizowane. Tematem są sceny wyjęte z
londyńskiej codzienności, jak przedmiejski ogród widziany z
tylnego okna angielskiego jednorodzinnego domu czy też salonik,
prawdopodobnie z tego samego domu, być może wynajętego
studentom. Pomysł sam w sobie jest dobry, lecz na pewno
patrzyłbym na tę koncepcję przychylniej, gdybym nie musiał
patrzeć na fragmenty wnętrza, które są wręcz odpychające w swej
pospolitej brzydocie. Na domiar złego, ostatni obiekt,
proponowany przez artystkę jako „podłogowy”, był raczej banalny
w swojej prostocie.
Czy powiało w galerii POSK wiosennym młodym wiatrem?
Aby skonfrontować swoje wrażenia, poprosiłem o komentarz troje
artystów. Odpowiedź była niestety jednogłośna i podobna do
mojej. Za mało tu jeszcze sztuki, nie mówiąc o ekspozycyjnych
walorach. A jednak z ciekawością czekać będę na następne
wystawy tej trójki w nadziei, że ich talent rozwinie się we
właściwym kierunku.
•••
A tymczasem w Londynie powiało prawdziwą wiosną. Ulice
miasta, które jeszcze niedawno usłane były zwałami jesiennych liści
przyprószył biały śnieg płatków spadających z japońskich wiśni i
Fot. Wojciech A. Sobczyński
Renata Kaminska i Jolanta Rejs na tle swoich prac
wielu innych owocowych drzew. Białe chmury kwiatów
pokrywających konary uginają się pod ich ciężarem. Widać je
teraz wszędzie, także w okolicach Kings Cross, gdzie w Gagosian
Gallery otwarto dużą wystawę amerykańskiego artysty Philipa
Taaffe. Określony trafnie przez galerię jako postmodernista, Taaffe
komponuje swoje duże obrazy zbierając informacje z wszystkich
możliwych źródeł. Czerpie z równym entuzjazmem z antyku i
współczesnego świata, jak i z dalekich kultur wyspiarskich, budując
z różnych elementów obrazy przypominające projekty tkanin z
powtarzającymi się rytmicznie motywami. Jaskrawe często kolory,
czerpane z kultur Indii i Indonezji, współżyją z szablonowymi
krawędziami czerni, przypominającymi czasem średniowieczne
witraże, a innym razem kalejdoskopowe wizje wywołane LSD.
Wystawa jest przeglądem prac artysty z ostatniej dekady.
Polecam ją nie dlatego, że ma ona wielką wagę dla wszystkich,
którzy interesują się współczesną sztuką, ale przede wszystkim
dlatego, że ekspozycja w Gagosian jest jak zwykle na najwyższym
poziomie. Czystość prezentacji, rozmieszczenie, proporcje,
podobieństwa i kontrasty to język kuratorów tej galerii. Polecam tę
wystawę także jako przykład dla młodych artystów z POSK-u, bo
chciałbym kiedyś patrzeć na ich dzieła bez obciążeń obniżających
ich lot.
PS. Parę dni temu przeczytałem artykuł, opublikowany w
londyńskim „Dzienniku Polskim” przez Andrzeja Borkowskiego, w
którym polemizuje ze mną na temat wystawy Modern British
Sculpture w Royal Academy. Wystawa właśnie dobiegła końca, a
więc dialog na ten temat nie może już być poddany weryfikacji in
situ. Większość komentarzy prasowych, włącznie z moim
artykułem w „Nowym Czasie”, poddała ją krytyce, z powodu
wydumanej koncepcji kuratorskiej. Zgodziło się z tą opinią wielu
specjalistów. W konkluzji mojego artykułu zachęcałem jednak
czytelników do obejrzenia wystawy i wielu pięknych eksponatów,
pomimo irytującej dydaktomani kuratorów. Z żalem muszę więc
stwierdzić, że wspomniany przez Andrzeja Borkowskiego zarzut
powierzchowności dotyczy przede wszystkim jego
powierzchownego przeczytania mojej recenzji.
Fot. Wojciech A. Sobczyński
dziecka lub gdzie je pochowano. Władze milczą. Tuż
po katastrofie rząd Chin odebrał nawet gratulacje z
Zachodu, że tak szybko zareagował i natychmiast
wysłał pomoc do Syczuanu. Z całego świata płynęły
pieniądze na pomoc ofiarom, ale jakie kwoty zasiliły
najpierw budżety skorumpowanych urzędników, nie
dowiemy się nigdy. Teraz, na pokaz, burzy się nawet
nienaruszone szkoły, jako dowód na „zaangażowanie” władz w bezpieczeństwo dzieci. Ale krzywd
sprzed dwóch lat nikt nikomu już nie wynagrodzi.
Jedyne, co można jeszcze zrobić, to pamiętać o ofiarach. I o to walczył Ai Weiwei.
Artysta był niejednokrotnie represjonowany za
swoją działalność, tym bardziej że od kilku lat był
częstym gościem zagranicznych mediów, bez ogródek opisując, co dzieje się w Chinach. Jego prace
również inspirowane były polityką, będąc często niemym sprzeciwem wobec tego, z czym artysta się nie
zgadzał. W wywiadzie dla „Süddeutsche Zeitung”
(SZ, 8.04.2009) powiedział: „Jeśli sztuka nie ma nic
wspólnego z życiem, to nie potrzebujemy sztuki”.
Kilka miesięcy po udzieleniu tego wywiadu został
ciężko pobity, w wyniku czego w jego czaszce powstał groźny dla życia krwiak. Tylko natychmiastowa
operacja w Niemczech uratowała go od śmierci. Ai
Weiwei jechał na rozprawę Tan Zuorena, również
zaangażowanego w sprawę ofiar trzęsienia, gdzie
Instalacja Ai Weiwei w Tate
miał zeznawać jako świadek. W nocy przed rozprawą do pokoju hotelowego zapukało dwóch policjantów...
W 2010 roku Ai Weiwei znajdował się przez pewien czas w
areszcie domowym, a jego studio zostało zdemolowane. Po tym
wydarzeniu coraz częściej wspominał o przeprowadzce do Berli-
na. Dwa tygodnie temu, w niedzielę 3 kwietnia, chciał udać się do
Hongkongu. Podczas odprawy został zatrzymany i słuch po nim
zaginął. Zatrzymanie zbiegło się w czasie z wizytą niemieckiego
ministra spraw zagranicznych Guido Westerwelle w Pekinie, który
uczestniczył w otwarciu przygotowanej przez Niemców wystawy
pt. Kunst der Aufkärung (Sztuka oświecenia) na Placu Niebiańskiego Spokoju. Dopiero po powrocie do Niemiec minister usłyszał
wieść o zatrzymaniu Ai Weiwei. Rząd niemiecki wystosował apel o
natychmiastowe uwolnienie artysty, a organizatorzy wystawy zastanawiają się, co dalej robić. Głosy są podzielone – jedni chcą ją
zamknąć na znak protestu, inni uważają, że oznaczałoby to krok
do tyłu. Wiadomo jedno – zatrzymanie Ai Weiwei było pstryczkiem w nos ministra i wszystkich zachodnich „misjonarzy”, którzy
próbują mówić Chinom, co wolno, a co nie. Rząd chiński niezbyt
wziął sobie do serca słowa Westerwelle, a teraz ostrzega Zachód
przed mieszaniem się w sprawy wewnętrzne państwa, twierdząc,
że powodem zatrzymania artysty były popełnione przez niego
przestępstwa gospodarcze. Jednak – jakiego rozmiaru przestępstwa musiałby dokonać Ai Weiwei, żeby usprawiedliwić tak nagłe
zatrzymanie, brak jakichkolwiek wiadomości o miejscu przetrzymywania i niepoinformowanie żony o stanie jego zdrowia?
Instalacja Ai Weiwei gości w Tate Modern tylko do 2 maja.
Kto jeszcze nie zdążył jej obejrzeć, powinien jak najszybciej
udać się na Bankside. To jedyne, co możemy dla niego w tej
chwili zrobić, zanim będzie można podpisywać petycje i wywierać naciski na chiński rząd. Czy jednak interesy
gospodarcze Zachodnu pozwolą na takie działania?
18|
18 kwietnia 2011 | nowy czas
kultura
Siła polskiego jazzu
Fot. Krystian Data
Jeden z najbardziej oryginalnych
dźwięków we współczesnej muzyce
polskiej, zespół Pink Freud, gościł
ostatnio na dwóch koncertach w
Londynie. Czerpiąc odważnie z
tradycji free jazzu i bawiąc
artystycznym rozpasaniem w stylu
Johna Zorna, formacja Wojtka
Mazolewskiego od kilku lat
wyznacza nowe trendy na polskiej
scenie – jest dobrze, będzie jeszcze
lepiej.
Anna Gałandzij
Oba występy – pierwszy odbył się 10 kwietnia w londyńskim
klubie Cargo, drugi 13 kwietnia w Barbican w ramach Polskiego Festiwalu Filmowego KINOTEKA – okazały się ważnymi wydarzeniami kulturalnymi. Oba pokazały, że istnieje
niebywałe zapotrzebowanie na doświadczenie muzyczne spod
znaku Pink Freud. Na muzykę, która zachwyca wysokim
kunsztem artystycznym, stawia wyzwania, bawi przewrotnym
humorem i elektryzuje intensywnością i bogactwem dźwięków.
Na kilka dni przed koncertem Pink Freud w Londynie, opiniotwórczy dziennik „The Guardian”, opublikował artykuł w
ramach serii New Europe Poland, w którym przedstawia
współczesną Warszawę jako raj dla fanów muzyki techno,
zwracając również uwagę na takich artystów jak Kemp!, L
Stadt oraz Ballady i Romanse. Artykuł ukazuje świeżą siłę polskiej muzyki niezależnej. Wojtek Mazolewski, pytany o komentarz na kilka godzin przed występem w Cargo, nie był tym
zaskoczony: – Scena muzyczna w Polsce rozwija się bardzo
dobrze. Prowadziliśmy w zespole ożywioną rozmowę na ten
temat – muzycy polscy żyją w bardzo dobrych czasach. Potencjał twórczy jest ogromny, warsztatowo jest bardzo dobrze, jesteśmy przygotowani, aby grać na światowym poziomie.
Dziennikarze zachodni, którzy widzieli polskich muzyków, są
zdziwieni jakością i różnorodnością oferty.
Nasza scena muzyczna nie wydaje się być jednak znajoma
słuchaczowi globalnej wioski. Oprócz Kapeli ze Wsi Warszawa, która w 2003 roku została zauważona na Wyspach, Mazolewski wymienia jazzową formację Skalpel, która nagrywa
w brytyjskiej wytwórni Ninja Tune. Mazolewski ze swoim
projektem Wojtek Mazolewski Quintet planuje natomiast wydanie płyty z amerykańskim jazzmanem Dennisem Gonzalesem. Czy można tu jednak mówić o scenie tak
rozpoznawalnej, jak choćby w przypadku jazzu skandynawskiego?
– Czego brakuje polskiej scenie, to zdrowej promocji. Gdybyśmy tylko potrafili zaprezentować tę muzykę, aby oddziaływała w takim stopniu na resztę świata jak jazz nowojorski… –
mówi Mazolewski. – Kiedy Tony Malaby wydaje nową płytę,
wiedzą o tym w Nowym Jorku, Londynie, Paryżu, wiemy o
tym my. Kiedy w Polsce najlepszy artysta jazzowy wydaje płytę, reszta świata nie ma o tym pojęcia. Polski jazz zawsze dobrze stał; mamy dobre tradycje, mamy się o co oprzeć, ale
muzyka ta niestety nie przebija się do świadomości innych.
Na okładce ostatniej płyty Smells Like Tape Spirit nagranej przez Wojtek Mazolewski Quintet, muzyk z pobudek patriotycznych umieścił znaczek: Made In Poland. Czy to nie
jest zbyt ryzykowny ruch? Znana polska bizneswoman, dr Irena Eris, w wywiadzie dla „The Guardian”, sugeruje, iż jej kosmetyki, sprowadzane na Wyspy przez sieć Boots, z pewnością
sprzedawałyby się lepiej, gdyby na opakowaniach nie figurował znak Made in Poland. Mazolewski patrzy jednak optymistycznie na przyszłość polskiej muzyki jazzowej.
–
Świat staje się eklektyczny, poszukujący i z pewnością jest w
nim miejsce na nowe marki – dodaje z przekonaniem.
Pink Freud, założony w 1998 roku, zdołał w ostatnich la-
Pink Freud podczas
koncertu w Cargo
tach przekonać rynek fonograficzny w Polsce do muzyki niezależnej i ambitnej,
docenianej przez słuchacza wymagającego i poszukującego nowych doświadczeń. Po wydaniu płyty Sorry Music Polska w 2003 roku zespół zapewnił sobie
kontrakt z wytwórnią Universal Polska. – Okazało się, że w tamtym czasie w
Universalu mogliśmy być bardziej niezależni niż w niektórych niezależnych wytwórniach. My nie jesteśmy po to, aby zarabiać tam pieniądze, ale by Universal
wysadzić w powietrze.
Na takie á la punkowskie nastawienie może pozwolić sobie tylko muzyk dojrzały artystycznie i pełen twórczej pasji. Mazolewski, który wymienia Van Gogha, Henry’ego Rollinsa, Johna Coltrane’a i Alberta Aylera wśród artystów
dostarczających mu inspiracji, debiutował na scenie z punkowym zespołem
Iwan Groźny już w wieku 10 lat. W gorączce jednego z koncertów rozbił gitarę
o scenę, rozdzierał nożem misia, który w środku miał keczup zamiast krwi,
szybko zdając sobie sprawę, że dużo lepiej wyraża emocje i komunikuje się ze
światem grając na gitarze. Na ile pozwala sobie na swobodę artystyczną, a na
ile racjonalizuje podczas komponowania?
– U mnie nie ma racjonalizowania w procesie twórczym i cieszę się, że ludzie to tolerują. Wolność artystyczna jest dla mnie radością, wielkim szczęściem, że możemy w sposób bezpośredni się realizować. Im bardziej robię to,
co chcę, tym lepiej jest to odbierane. Pozwalam sobie na skok w nieznane, na
przeżycie nowej przygody. Muzyka Pink Freud to wszechsztuka, to potwór, który zżera wszystko, co spotka na swojej drodze, a efektem trawienia są nasze
kompozycje.
Wydana w ubiegłym roku płyta Monster of Jazz trafnie odzwierciedla radość
czerpaną z artystycznych wojaży. Płyta, określana jako najbogatsza brzmieniowo w dorobku zespołu, łączy w sobie bogatą ekspresję free jazzu, zabawy z
elektroniką i witalność rocka. Jak określa Mazolewski, to jedna wielka kula
energii: – Monster of Jazz ładnie soczewkowała wiele doświadczeń, które zdobyliśmy przez ostatnie lata. Koncertowaliśmy po Ameryce Południowej – Chile,
Peru, Argentyna, potem pojechaliśmy do Maroko. Podróże te były dla nas
wspaniałym doświadczeniem, które pozwoliło nam czerpać z tych kultur całymi
garściami. Inspiracje nie są słyszalne bezpośrednio, bo to nie o to chodzi, ale
ukazują nowe możliwości.
Nieprzerwane poszukiwania nowych rozwiązań brzmieniowych i naturalna
wrażliwość na klasykę stały się znakiem firmowym Pink Freud. Formacja pokazuje, jak wykorzystać w muzyce improwizowanej elementy elektroniki, by wyrazić emocje w czasie rzeczywistym – zamierzenie radykalne i jednocześnie
inspirujące nowe pokolenie sceny polskiej. Sceny, która stopniowo dojrzewa do
ukazania swojej indywidualności. Miejmy nadzieję, iż stan ten będzie trwał,
trwał i trwał!
Na koncertach w Londynie Pink Freud wyst ąpili w składzie: Wojtek Mazolewski –
bas; Tomasz Duda – saksofony, f let, laptop; Adam Baron – trąbka, laptop; Jurek Rogiewicz – perkusja.
To nie koncert
życzeń, lecz
szaleństwa
muzycznego
potwora …
Niedziela, godzina siódma trzydzieści.
Zostawiłam za sobą promienie słoneczne
i przekraczam wejście znanego
londyńskiego klubu Cargo. Tam na mnie
i na grono pozostałych ofiar czeka
jazzowy potwór, Pink Freud. Twór z
ogromnym potencjałem.
Obiektywnie będzie krótko, bo nie
potrafię w tym wypadku. Sala była
pełna, fotografowie pstrykali zdjęcia,
zespół dawał z siebie co mógł. Czuć było
wibracje z prawej, z lewej, z przodu, z
tyłu.
Subiektywnie będzie dłużej, ponieważ
od początku jest subiektywnie.
Zakochałam się w muzyce, dźwiękach,
całokształcie. Słucham płyty Monster of
Jazz na okrągło od niedzieli i nie
pojmuję, jak kilka lat temu w krakowskiej
Alchemii mogłam przejść tak obojętnie
obok tego, co działo się wtedy na scenie
w wykonaniu Pink Freudów. Po to chyba
przyjeżdża się do Londynu, żeby
odkrywać polskich muzyków i polską
sztukę na nowo. Czary dźwiękowe w
wykonaniu Tomka Dudy i Adama
Barona hipnotyzowały, Wojtek
Mazolewski elektryzował swoją
ekspresyjną grą na basie, a Jerzy
Rogiewicz nie dawał zapomnieć, że
gdzieś z tyłu on wali w perkusyjne
talerze. Kto nie wkroczył do tej jaskini
pociągającego, porywającego,
pomysłowego twora tego niedzielnego
wieczoru, wiele stracił. Taki koncert już
na pewno nie będzie miał miejsca. Będą
inne. Lepsze, gorsze, ale nie takie same.
O muzykach,
podsłuchane na widowni:
– W skali jeden do dziesięć prawie
dziewięć. Bardzo dobrze chłopaki grali.
Prosto, ale z tematem.
– Ja normalnie to krytykuję, nawet
chciałbym, ale było ponad ten poziom,
gdzie mogę krytykować.
– Very energetic and really loved the
frontman and punky sounds in jazz
performance. I couldn’t stand in calm so
I danced.
O publiczności,
podsłuchane ze sceny:
– Publiczność była podobna do
publiczności w polskich miastach. Masa
pozytywnych emocji. Miałem takie
wrażenie, jakby to było kolejne
nieodkryte jeszcze przez nas miasto w
Polsce północnej;
– Dobra publiczność, od której wróciła też
energia, jaką nadaliśmy ze sceny.
Podsłyszałam, że Pink Freudzi
najbardziej lubią kolorowe trasy
koncertowe po Ameryce Południowej, a
w planach mają wielką imprezę taneczną
w centrum Argentyny, w różowej
posiadłości należącej do rządu i nagranie
tam płyty. Tytuł? Ktoś zgadnie?
Sprezentowałabym bilet na tę imprezę
szczęśliwemu zwycięzcy, choć sama bym
chciała taki bilet dostać, więc zdradzę
tytuł bez biletu. Pink House jest w
planach. Polecam już dziś koncerty
wszelkie, zaraźcie się tym brzmieniem
jazzu.
Aleksandra Junga
|19
nowy czas | 18 kwietnia 2011
kultura
KINOteka
Jacek Ozaist
9
edycja KINOTEKI za nami. Gniewny
Wojcieszek, techniczny Wrona,
kameralny Lechki, nostalgiczny Kolski,
tryumfujący Skolimowski, zabawny
Kondratiuk – tak ich zapamiętamy.
Większość pokazywanych filmów miała swoje
premiery rok temu lub nawet wcześniej, ale Made in
Poland Wojcieszka oraz Erratum Lechkiego pokazano
w Londynie równocześnie z premierą w polskich
kinach. Spory postęp w stosunku do lat poprzednich,
gdy raczej odgrzewano tytuły, których echo dawno
przebrzmiało. Niestety, tak było w tym roku ze
świetnym Domem złym Wojciecha Smarzewskiego.
Tytuł ten powinien znaleźć się w zeszłorocznej edycji, a
trafił do Londynu dopiero teraz. Prawdopodobnie tak
będzie za rok ze zdobywcą Złotych Lwów w Gdyni –
Różyczką Jana Kidawy-Błońskiego oraz nagrodzoną za
reżyserię Joanną Feliksa Falka i Małą maturą 1947
Janusza Majewskiego. Różyczka dziwnym trafem
pojawi się w Londynie już 30 kwietnia 2011 w ramach
East London Festival. Jedyny i premierowy pokaz
odbędzie się w kinie Genesis Cinema na Whitechapel.
Czyli można.
Przez ostatnie lata z pokazywanych podczas
KINOTEKI filmów wyłaniał się obraz kraju
unurzanego w trudnej historii, społeczeństwa
nierozliczonego z PRL-em i narzuconą niewolą. Kraju
smutnego dla człowieka Zachodu, nawet nieco
egzotycznego. Polska publiczność zanosiła się rechotem
w momentach, gdy londyńczycy milczeli mocno
skonsternowani. Sporo było elementów kulturowych i
językowych kompletnie niemożliwych do
przetłumaczenia na angielski. W obecnej edycji
postawiono na filmy mówiące bardziej o współczesnej
Polsce i ludziach żyjących tu i teraz (być może dlatego
nie mogliśmy obejrzeć tytułów, które wymieniłem
wcześniej, bo wpisane są w poetykę ujarzmiania naszej
historii). Jest to obraz w miarę jednorodny i mocno
przygnębiający. Nasi utalentowani twórcy zajmują się
głównie patologiami społecznymi – terrorystami,
mordercami, gangsterami, prostytutkami, wyrodnymi
matkami, uchodźcami, odludkami, wariatami,
dziwakami... Nawet księgowy z Erratum musi najpierw
przejechać bezdomnego samochodem, żeby jego los
nabrał fabularnego kolorytu. Przy tym wszystkim
retrospektywa Janusza Kondratiuka wyglądała jak
przegląd filmów z Marsa.
Bywało, że sala pękała w szwach (Essential Killing,
Wenecja), choć bywały seanse bardziej kameralne.
Naturalną koleją rzeczy filmy kończone spotkaniem z
twórcą cieszyły się większą frekwencją.
Polskie kino miewało różne okresy. Rzadziej było
uwielbiane na świecie, częściej zbywano je
obojętnością. Nagroda specjalna w Wenecji dla
Skolimowskiego za Essential Killing przypomniała
wszystkim, że Kieślowski, Wajda, Zanussi,
Kawalerowicz, Holland, Has współtworzą historię kina
światowego. Uznawany za najlepszy film polski okresu
przedwojennego Dybuk (1937) Michała Waszyńskiego
był grany we francuskich kinach przez kilka tygodni
przy niemal pustych salach. Nie został doceniony ani
zrozumiany. Film Waszyńskiego oraz inną adaptację
słynnego żydowskiego dramatu Szymona Anskiego,
czyli Ślubowanie Henryka Szaro z tego samego roku
przypomniała publiczności West London Synagogue.
Na koniec w londyńskim Barbicane
zaprezentowano przez lata uznawany za zaginiony, a
potem cudownie odnaleziony obraz Szaro pt. Mocny
człowiek (Strong Man) z 1915 roku. Osiągnięcia
polskiej kinematografii z wczesnych lat XX wieku
praktycznie nie istnieją. Zaginęły podczas kolejnych
wojen. Znakomitą oprawę muzyczną do tego niemego
filmu zapewnili muzycy z zespołu Pink Freud.
•••
Każdy festiwal filmowy posiada własną, specyficzną atmosferę.
Lutowe Berlinale znane jest z żywiołowych reakcji publiczności.
Gwizdy, niepoprawne politycznie pytania padające z widowni
były i są na porządku dziennym. Era Nowe Horyzonty (obecnie
wrocławski festiwal Romana Gutka) uwielbiana jest przez
kinomaniaków za niestandardowe wybory filmowe i nieformalną
atmosferę. Ciekawa byłam jak w kontekście moich doświadczeń
festiwalowych spisze się londyńska KINOTEKA. Spisała się,
choć myślę, że mogłaby się bardziej postarać. Czemu? Na
niektóre wydarzenia bilety wykupione były już na miesiąc przed
(cudem udało mi się zobaczyć Mocnego człowieka na gali w
Barbicanie, a wielu nie miało tego szczęścia), w Roxy Bar
podczas pokazów filmów krótkometrażowych ciężko było
znaleźć miejsce siedzące. Poza tym liczyłam na więcej nowości
filmowych. Rekomendacja na przyszły rok. Więcej odwagi i
wiary w polskie kino i jego wielbicieli na Wyspach!
Nie mogę odżałować, że nie zobaczyłam wystawy plakatów
Franciszka Starowiejskiego, dokumentów prezentowanych w
ramach szkoły Wajdy, żadnych filmów przygotowanych w
ramach retrospektywy Kondratiuków. Ale to, co widziałam,
pozostawiło miłe wspomnienia.
Zachwyciła mnie Katy Carr, jej piosenka i film dokumentalny
inspirowany postacią uciekiniera z obozu w Auschwitz,
Kazimierza Piechowskiego. Zespół Pink Freud nie zawiódł
również i na zakończenie KINOTEKI – dał w Barbicanie
znakomity koncert. Sala pękała w szwach, muzyka dodawała
filmowi niesamowitego uroku. Seans niemy z muzyką na żywo to
moim zdaniem warty powtórzenia element festiwalu. Może w
przyszłości takie pokazy można by zorganizować w plenerze, jak
to zrobiono w tamtym roku z Metropolis (film prezentowano na
ogromnym telebimie przy Bramie Brandenburskiej). Pokazy w
barach to świetny pomysł (tylko niech te bary będą trochę
większe). Nieformalna festiwalowa atmosfera sprzyjająca
dyskusjom została zapewniona. Nawet gwizdy się pojawiły. Do
dziś z uśmiechem przypominam sobie Arię dla szatniarza,
króciutki musical o sercowych problemach tytułowego szatniarza
czy świetną Animowaną historię Polski Tomka Bagińskiego.
KINOTEKA już za nami, jednak wielbicielom kinematografii
polskiej jak i kompletnym amatorom polecam publikację Polish
Cinema Now!, wydaną przez Instytut Adama Mickiewicza. I co
ważne, dla czytelników nie tylko polskojęzycznych. Publikacja
przygotowana jest w języku angielskim.
Aleksandra Junga
Męskie nie znaczy szowinistyczne
Wybrałeś Katowice, a nie Łódź.
Dlaczego?
Z MarcineM Wroną,
reżyserem, którego film
„chrzest” prezentowany
był podczas tegorocznej
KinoTeKi, rozmawia
Jacek ozaist
Studiowaliśmy ten sam kierunek.
Pamiętam cię z Gołębiej, gdy stawiałeś
pierwsze kroki z kamerą. Najpierw
ukończyłeś filmoznawstwo na UJ,
dopiero potem katowicką filmówkę.
Warto było tracić czas na teorię? Tyle
przez ten czas można było zrobić
filmów.
– Wiesz, filmoznawstwo w Krakowie dużo
mi dało i kiedy poszedłem na reżyserię,
byłem obkuty na cztery nogi. Te studia
polegają na tym, że oglądasz masę filmów,
a potem o nich dyskutujesz. Czysta
przyjemność. Grażyna Stachówna czy
Tadeusz Lubelski potrafią mówić o filmie
tak pięknie, że podrywają człowieka z
krzesła. Dla nich warto reżyserować.
Ilekroć mam okazję, zapraszam ich na
premierę swoich filmów. Sam zresztą
zrobiłem doktorat i zostałem nauczycielem
akademickim. Uczę studentów praktycznej
strony zawodu, pracy z kamerą, aktorem,
organizacji planu.
– Złożyłem papiery tu i tu. Różnica
polegała na tym, że w Łodzi odpadłem w
pierwszym etapie i w ogóle mnie nie
rozumiano, w Katowicach zdałem za to od
razu i poczułem, że to jest miejsce dla
mnie. Łódź była wtedy jak zastygła
konserwa – starzy mistrzowie, którzy od 20
lat nie robili filmów, decydowali o klimacie
tamtejszej uczelni. W Katowicach czuć
było powiew świeżości i mnie to bardzo
odpowiadało. Nie żałuję ani jednej chwili
spędzonej na tej uczelni, czy to jako student
czy jako nauczyciel.
Jak wpadłeś na to, że zrobić dwa, trzy
filmy oparte na tym samym
mechanizmie zastąpienia bohatera w
roli społecznej przez inną osobę?
– Od dawna miałem zarysowany plan
zrobienia trzech filmów o podobnym
schemacie, ale dziejących się w innym
środowisku. Moja krew dotyczyła
bokserów, Chrzest gangsterów, trzeci film
będę chciał osadzić w realiach świata
kobiet. Lubię robić męskie kino, jestem
posądzany o szowinizm, więc niejako w
odpowiedzi zrobię film o kobietach. Nie
mogę za wiele powiedzieć, wspomnę tylko,
że zainspirowała mnie prawdziwa opowieść
o bydgoskiej seryjnej morderczyni. Moją
krew zrobiłem najpierw, bo była mi
szczególnie bliska. Sam miałem podobne
pomysły na życie. Boksowałem, grałem w
koszykówkę – nawet w kadrze narodowej.
Bokserzy mają zwykle ciekawe życiorysy, z
których łatwo uszyć niebanalną historię
filmową.
Bardzo sobie u ciebie cenię to, że wolisz
wygrać pewne emocje poprzez pracę z
aktorem, a nie efekty komputerowe.
Skąd się to u ciebie wzięło?
Pewnie z Teatru Telewizji. Dużo w nim
reżyserowałem, więc nie boję się pracy z
aktorem. Robimy sporo prób i aktorzy
czują, jak wiele do filmu wznoszą. Daję im
na planie swobodę i pracujemy nad daną
kwestią tak długo, aż wszyscy będą w pełni
zadowoleni. Stąd pewnie taka moc
niektórych scen. Jestem na planie otwarty,
nigdy nie twierdzę, że wiem wszystko. Nie
mam rozrysowanych poszczególnych ujęć,
jak Hitchcock. Słucham rad i sugestii. Jeśli
robię film o marynarzu, próbuję wysłuchać
jakiegoś. Miałem wątpliwości co do
scenariusza Chrztu. Aby je rozwiać,
poszliśmy do więzienia i przez kilka dni
rozmawialiśmy ze sprawcami najcięższych
przestępstw. Oni sprawili, że zmieniłem
początek i zakończenie. Przy filmie Moja
krew spędziłem sporo czasu na rozmowach
z Markiem Piotrowskim, dziewięciokrotnym
mistrzem świata w kick boxingu. Samo życie
tego faceta to piękny materiał na scenariusz.
Marek znakomicie zagrał u mnie trenera po
przejściach, który doskonale rozumie
umierającego boksera. Lekarza zagrał
zresztą borykający się ze śmiercią Krzysztof
Kolberger. Maksimum wiarygodności.
Robisz filmy o męskiej, bardzo
wymagającej przyjaźni. Masz lub
miałeś takiego przyjaciela?
– Hm, aż takiego to nie. Lubię męskie
historie. Po prostu łatwiej jest mi się wczuć
w twardego, męskiego bohatera, który ma
jakąś ideę lub sprawę do załatwienia.
Podczas gali finałowej Festiwalu
Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni
zrugałeś Telewizję Polską za brak
finansowania polskiego kina...
–... potem miałem problemy z tego
powodu. W TVP panował wtedy kryzys i
nadal trwa. Z gromadzeniem funduszy na
Moją krew nie było łatwo. Chrzest”
zrobiłem dużo mniejszym kosztem, bo to
film bardziej kameralny, oszczędny
formalnie. Trzecia część zaplanowanej
trylogii jest w fazie kończenia scenariusza.
Niedługo zdjęcia.
Dzięki, i powodzenia!
20|
18 kwietnia 2011 | nowy czas
spacer po londynie
Covent Garden
Niezależnie od pory dnia w Covent Garden roi się od
ludzi. Przybywają tu londyńczycy i turyści, a zakątek
jest sercem miasta. Tak jest jednak od niedawna.
Adam Dąbrowski
uratowane przez recesję. Ambitne plany
zabetonowania historii trzeba było porzucić.
Zabrakło pieniędzy.
Jeszcze w XIX wieku okolica nie cieszyła się
najlepszą reputacją. To dlatego dwie wykwintne
panie z pierwszych scen Pigmaliona Bernarda
Shawa tak źle czuły się, czekając na taksówkę.
Damom nie wypadało pokazywać się w Covent
Garden.
XX-wieCzny ReneSanS
iTalia w śROdku lOndynu
Rynek istniał tu od 1670 roku, ale historia tego
miejsca sięga V wieku. Wygląda na to, że
znajdowała się tutaj osada saksońska. W czasach
średniowiecznych ziemie te należały do Kościoła, a
po reformacji przeszły rzecz jasna na własność
państwa. Wkrótce stały się własnością hrabiów
Bedford. Dzisiejszy kształt plac zawdzięcza w dużej
mierze czwartemu z nich. Inigo Jones
zafascynowany był klasyczną architekturą, dlatego
zażyczył sobie, by w centrum Londynu powstało
rzymskie miasto w miniaturze. Koniec z plątaniną
krzywych, wąskich uliczek! Covent Garden miało
być symetryczne, uporządkowane i majestatyczne.
Klasycystyczne inspiracje zdradza też kościół św.
Pawła z uroczym, dobrze schowanym przed oczami
turystów dziedzińcem.
TeaTR i inne plaGi
Majestatu odebrała miejscu decyzja o ulokowaniu
to targu owocowo-warzywnego. W dodatku – o
zgrozo! – król Karol II wydał zgodę na otwieranie
tu teatrów. To zapoczątkowało efekt domina. Jakie
przybytki natychmiast pojawiają się wokół takich
gniazd plugawej rozrywki jak teatry? Rzecz jasna,
kasyna i domy publiczne. Nic dziwnego, że
miejscowe wyższe sfery szybko zaczęły opuszczać te
okolice. Co za dużo, to niezdrowo. Miejscem
docelowym ich emigracji była najczęściej dzielnica
Mayfair, po której wierni czytelnicy „Nowego
Czasu” już z nami spacerowali. Najdłużej
wytrzymał chyba malarz William Hogarth, który
miał tu swoje studio do 1733 roku. Jednak w końcu i
jemu kiepskie sąsiedztwo zaczęło ciążyć.
Ci, którzy się stąd wynieśli, wiele stracili. Na
przykład jedne z pierwszych na Wyspach
przedstawień kukiełkowych nazywanych Punch and
Judy. W 1642 roku zachwycał się nimi Samuel
Pepys. Tutaj też swój debiut miały dziwaczne
owoce, dotąd spotykane tylko w Nowym Świecie.
Soczyste, pachnące, pokryte chropowatą, grubą
skórą nie od razu zyskały sobie przychylność
konserwatywnych Brytyjczyków. Ale dziś Wyspiarze
spożywają ananasy bez skrupułów. Nawet, jeśli
przybyły do nich poprzez dzielnicę o szemranej
reputacji.
BeTOnOwy OGRód?
Tak naprawdę to wielkie szczęście, że możemy dziś
spacerować po historycznym Covent Garden.
Okolica ledwo bowiem uciekła spod łopaty. I nie
chodzi tu o epidemie czy niemieckie naloty w czasie
wojny. Na zakątek czyhali podstępni architekci i
politycy. Gdy w drugiej połowie XX wieku okazało
się, że okoliczne uliczki są absolutnie zakorkowane,
władze postanowiły zamknąć targ i przenieść go na
Nine Elms, po drugiej stronie rzeki w pobliżu
Vaxhall Bridge, nazywając go New Covent Garden.
Na plac miały wjechać spychacze i całkowicie go…
wyrównać. Plan był prosty: postawmy tu parę
wieżowców! Covent Garden zostało jednak
Dziś Covent Garden znów tętni życiem,
przypominając nieco klimatem europejskie
starówki. Rozłożyli się tu cyrkowcy, artyści i
muzycy. Dla każdego coś miłego: od
chodzenia po linie, przez połykanie ognia po
różnej maści komików. Różnorodność panuje
też w położonej nieopodal hali targowej
Jubilee Hall. Znajdziemy tu prawdziwe mydło
i powidło: antyki (bardzo często po prostu
widelec „po dziadku”), obrazy (królują:
zachodzące słońce, jeleń na rykowisku i Żyd
liczący pieniądze) oraz biżuteria (w wersji
ekonomicznej). Można też kupić sobie
londyńską pamiątkę – obecnie rekordy
popularności biją gustowne talerze z księciem
Williamem i Kate Middleton.
Usytuowany na środku placu Apple
Market to już zupełnie inna historia.
Rozlokowały się tu urocze małe sklepiki. Kusi
zapach mydlarni, po krętych schodkach wejść
możemy do herbaciarni. W świetnie
zachowanej hali rynku ulokowała się też
francuska perfumeria. Zapraszają okoliczne
knajpki, szczególnie te znajdujące się na
tarasie hali targowej, skąd – szczególnie w
ciepłą, letnią noc – rozchodzi się
fantastyczny widok.
Fani muzyki z pewnością chociaż zerkną
na znajdujący się pod numerem szóstym Rock
Garden. To kultowe, przypominające nieco
charakterem Hard Rock Cafe miejsce było
mekką dla początkujących rockmanów.
Debiutowali tu The Stranglers (jak głosi
legenda, zniesmaczona publiczność obrzuciła
grupę spaghetti), śpiewał Bono (zanim jeszcze
stał się słynny i postanowił samodzielnie
naprawić świat), a Sułtanów Swingu
wyczarowywał Mark Knopfler z Dire Straits.
MuzeuM TRanSpORTu
Jest też coś dla dzieciaków lub dorosłych dzieci
– flagowy sklep Disneya. Maluchom (i nie
tylko) spodoba się też Londyńskie Muzeum
Transportu, wybudowane na miejscu XIXwiecznego targu kwiatowego. Wstęp jest
wprawdzie płatny, ale bilet umożliwia
odwiedzanie placówki przez cały rok. A co w
zbiorach? Stare pojazdy, które niegdyś woziły
ludzi po Londynie, oryginalne mapy metra (z
Sobotnie przedpołudnie na Covent Garden
czasów, gdy o Jubilee Line i DLR nikomu się
jeszcze nie śniło), fotografie związane z
komunikacją miejską i archiwum plakatów
(Nie musisz pytać policjanta! Teraz w metrze
znajdziesz mapy! – ogłasza dumnie jeden z
nich). Wiele z nich, utrzymanych w stylu art
deco, jest dziś uważane za prawdziwe dzieła
sztuki.
najwybitniejszych śpiewaków z całego
świata, w tym również z Polski (Piotr
Beczała, Mariusz Kwiecień, Aleksandra
Kurzak czy Małgorzata Walewska).
ROyal OpeRa HOuSe
Swoim pięknem i wyniosłością przykuwa
uwagę budynek Royal Opera House,
najważniejszy obok English National Opera
przybytek tej sztuki na Wyspach, który jest
nie tylko siedzibą opery, ale również baletu
(The Royal Ballet). Zbudowany w latach
siedemdziesiątych XVIII wieku, był
trzecim budynkiem teatralnym w Covent
Garden (pozostałe dwa spłonęły). W1997
roku rozpoczęto prace remontowe na
gigantyczną skalę (całkowity koszt 178 tys.
funtów!) i renowację zabytkowej oranżerii
(prace zakończono trzy lata później) i dziś
obok La Scali, Opery Wiedeńskiej czy
Metropolitan Opera to jeden z
najznamienitszych i najpiękniejszych
budynków operowych świata. W latach
pięćdziesiątych XX wieku debiutował tu
pierwszy Polak – Marian Nowakowski.
Teraz Royal Opera House gości
Royal Opera House
|21
nowy czas | 18 kwietnia 2011
podróże po wyspie
Na urodziny do Williama
Był nim Henry Wriothesley. Jednak od 1592
roku uważa się Shakespeare'a za uznanego
autora przynajmniej siedmiu sztuk. William
zbija majątek na udziałach w grupie teatralnej i wystawianiu kolejnych sztuk. Dzięki
temu do Stratford wraca jako człowiek majętny. Kupuje nowy dom, zwany New Place,
wybudowany sto lat wcześniej. William
uchodzi od tej pory za jednego z najbogatszych obywateli miasta. Dzieli swe życie
między interesy w Londynie i inwestycje
oraz rodzinę w Stratford upon Avon. Dom
po jego śmierci dziedziczy najstarsza córka
Susanna. New Place został zniszczony przez
kolejnego właściciela budynku, który nie
mógł znieść tłumów wielbicieli Shakespeare'a. Targany złością czy nienawiścią kazał
więc budynek zburzyć.
Małgorzata Białecka
T
aksówkarz, który mnie
wiezie do B&B mówi, że
to dobry czas na zwiedzanie miasta: pada, pusto,
mało turystów, ściemnia
się już około siedemnastej…
– Zawsze możesz wrócić w kwietniu, na urodziny Shakespeare’a, wtedy mamy tu inwazję
Amerykanów, trochę słońca i tłumy na ulicach
– dodaje z właściwym sobie angielskim humorem.
Koniec rodu
Stratford upon Avon zachowało układ ulic i
wiele XVI-wiecznych budynków w takim samym układzie, jak miało to miejsce w dniu
przyjścia na świat słynnego dramatopisarza.
Dojeżdżam tam z Londynu autobusem National Express, cel mojej podróży wyznacza
promocyjna cena biletów – 1 funt! (jeśli kupimy je z wyprzedzeniem).
Jest to nieduże miasteczko położone nad
rzeką Avon w hrabstwie Warwickshire. Można
je określić jako niezwykle urokliwe, jeśli wcześniej przejedziemy przez przemysłowe
Coventry i Birmingham. Zwiedzanie miejsc
związanych z życiem dramatopisarza trzeba
zacząć od rana. Kasjer w Centrum Szekspirowskim ostrzega mnie, że mogę nie zdążyć
zobaczyć wszystkiego, jeśli chcę w tym samym
dniu przespacerować się do posiadłości, w których urodziły się i matka i żona Williama.
Radzi wziąć taksówkę. W samym miasteczku
jest szesnaście szekspirowskich zabytków, jeśli
podążać za mapą, w tym trzy domy i miejsce
wiecznego spoczynku Williama w Holy Trinity Church. A wszystko zaczęło się od
Shakespeare's Birthpalce, czyli od domu rodzinnego przy Henley Street.
Syn ręKawiczniKa
William urodził się 23 kwietnia 1564 roku jako
trzecie dziecko Mary i Johana. Data jest przybliżona i ustalona na podstawie daty chrztu
odnotowanej w kronikach kościelnych. W
tamtych czasach dzieci chrzczono trzy dni po
narodzeniu. Jego dwie starsze siostry zmarły z
powodu szalejącej zarazy. Williama otoczyło
jednak wkrótce młodsze rodzeństwo. Właśnie
z lęku przed utratą kolejnego dziecka Mary
wysłała małego Williama na czas zarazy do
swojej rodziny na wieś do domu obecnie nazywanego Mary Arden’s Farm. Był on uważany
za dziedzictwo matki Williama. W roku 2000
historycy doszli jednak do wniosku, że w rzeczywistości był to dom obok, zwany teraz
Glebe Farm. Oba domy są obecnie otwarte
dla zwiedzających i pełne replik z epoki oraz
wolontariuszy odgrywających role dawnych
rzemieślników czy chłopów.
William spędził swoje chłopięce i młodzieńcze
lata mieszkając w domu obok warsztatu ojca. Pan
John Shakespeare zajmował się wyrabianiem skór
i szyciem rękawiczek, które sprzedawał na dwóch
lokalnych targowiskach przy High Cross. Na tyłach posiadłości znajdował się ogród, szopa i
warsztat, z przodu był sklep.
W świat sprzed czterech stuleci wprowadza
zwiedzających prezentacja multimedialna i informacje wyświetlane z projektora. W
ciemnych salach Centrum Szekspirowkiego, od
którego zaczynam zwiedzanie, słychać odgłosy
życia z dawnych lat. Przejeżdża powóz, pieje kogut, ludzie schodzą się na targ. Brakuje tylko
zapachu uryny i ekstrementów albo jajek, których używano do garbowania skór zwierzęcych
na rękawiczki i inne eleganckie wyroby skórzane, żebyśmy uwierzyli, że on tam wciąż
mieszka. Wraz z wejściem do ogrodu kończy się
obcowanie z nowoczesną techniką. Małe klomby, karłowate drzewka, kilka ścieżek.
Wejście do domu, gdzie urodził się William jest
bardzo niskie, zaraz za progiem stoi wolontariusz w
stroju z epoki i rozpoczyna swoją opowieść o Williamie, jego rodzinie i znajdujących się tam
przedmiotach. Dowiadujemy się więc jak w XVI-tym wieku szyto rękawiczki i jakie były zwyczaje
nocne… Sypialnia jest jednym z najciekawszych
miejsc w domu. Wypełniona zapomnianymi przedmiotami ożywa dzięki opowieściom starszego pana
oczytanego w źródłach historycznych. Łóżko wydaje się śmiesznie małe, bo ludzie byli wtedy
znacznie niżsi. Obok łóżka stał obowiązkowo nocnik, by nie trzeba było biegać za potrzebą na dwór,
a spod łóżka wysuwało się jakby dodatkowe posłanie. Służyło ono jedynie temu, by kołdra nie spadła
na podłogę, jeśli sen był nerwowy lub by sięgnąć po
dodatkowy koc. Od tej strony łóżka, gdzie spała kobieta stała kołyska z maleństwem. W ramie łóżka
znajdowały się małe otworki, w które wpychano
kołki, by posłanie całą noc znajdowało się na swoim
miejscu. Baldachim chronił od insektów. Niewiele
tego zwiedzania, ale trudno wyjść z domu geniusza, który cieszy się rosnącą sławą przez całe
czterysta lat.
Dom przy Henley Street William odziedziczył po ojcu. Prawdopodobnie mieszkał tam
zaraz po ślubie ze swoją żoną Anną. Później
przekazał dom swojej najstarszej córce Susannie. Stał się on pubem oraz zajazdem. Jednak
sława Shakespeare'a tak szybko rozeszła się po
świecie, że już w XIX wieku kolejni właściciele
zmęczeni byli odwiedzającymi. Utworzono więc
Shakespeare Birth Committee, w skład którego
wchodził np. Charles Dickens, i wykupiono posiadłość z rąk prywatnych, by przekazać ją
narodowi..
JaKo mąż i nie mąż
Jak i kiedy William odkrył w sobie zamiłowanie
do teatru pozostaje zagadką. Wiadomo jednak,
że jako nastolatek mógł spotkać się z najznakomitszymi przedstawicielami teatru swojej
epoki dzięki trupom objazdowym. Sztuka jednak nie zaprzątała go zbyt wiele. Już jako
18-nastolatek ożenił się z osiem lat starszą Anną Hathaway. William nie był pełnoletni, ślub
wymagał więc uzyskania zezwolenia. Nie
można było jednak czekać, ponieważ Anna
była w ciąży. Do ówczesnych zwyczajów należał fakt zaręczania się po żniwach. Zaręczyny
były równoznaczne z zaślubinami, których
dokonywano znacznie później. Młodzi ludzie
wzięli tę interpretację dosłownie i skonsumowali związek zaraz po zaręczynach.
Nie wiadomo do końca z czego utrzymywał się Shakespeare w pierwszych latach
małżeństwa. Jego żona wniosła znaczny posag
jako córka bogatego chłopa. Jej rodzinną posiadłość poza miastem oglądać można do
dziś. Dom jest ogromny, otaczało go pokaźne
gospodarstwo i pola ojca Anny. Shakespeare
nie miał jednak zamiłowania do wsi i po kilku
latach małżeństwa ruszył do Londynu w poszukiwaniu sławy i pieniędzy. W Stratford
zostawił żonę z dziećmi. Wkrótce okazało się,
że decyzja była słuszna, bo William wrócił, by
kupić rodzinie nowy dom.
z nienawiści do ShaKeSpeare’a
Snując się ulicami, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czas się tu zatrzymał. Choć Henley
Street jest teraz deptakiem pełnym nowoczesnych butików, stoi wciąż przy niej wiele
zabytkowych domów. Ich pobielane ściany
przeszyte brązowym drewnem belek sprawiają, że ulegam magii tego miejsca. Mam chyba
dość głupią minę na widok kolejnej ciekawostki, bo przechodnie uśmiechają się do mnie i
kiwają porozumiewawczo głowami. High
Street prowadzi mnie do kolejnego punktu na
mapie, ulica ta nie starciła niemal nic z uroku
XVII-wiecznej arterii. Wpadam do kolejnego
domu z nadzieją, że ktoś znowu w barwny
sposób opowie mi o kolejnym etapie w życiu
Williama. Wolontariusz już czeka i aż się
rwie, by zdradzić nam kilka ciekawostek z życia pisarza.
Po przybyciu do Londynu Shakespeare zyskał mecenasa, który wspierał go finansowo.
Elizabeth, wnuczka Williama, wyszła za mąż
za Thomasa Nasha, który był właścicielem
domu sąsiadującego z New Place. Przeżyła z
Nashem 20 lat. Po jego śmierci wyszła ponownie za mąż za uważanego za miłość jej
życia Johna Barnarda. Odziedziczyła też po
dziadkach New Place. Jednak wraz z mężem
zamieszkała w Nonhamptomshire. Umarła
bezdzietnie kończąc bezpośrednią linię potomków Shakespeare'a.
Ściemnia się szybko, jak ostrzegał mnie
taksówkarz, biegnę więc do Hall’s Croft, kolejnego domu związanego z rodziną
dramatopisarza. John Hall był zięciem Williama i mężem jego córki Susanny. John był
też autorem XVII-wiecznego podręcznika
dla lekarzy. W domu do dziś czuć rękę higienisty. Obszerny ogród na tyłach domu
dostarczał medykowi ziół do sporządzanych
naturalnych leków. Najstarsze drewniane
partie domostwa powstały w 1613 roku. W
domu możemy zobaczyć odnaleziony przez
robotników złoty sygnet z inicjałami WS. Taki sygnet został wykorzystany na pieczęci
umieszczonej na testamencie sporządzonym
przez Williama. Jest więc tym, o którym
William pisał jako o zagubionym. Uwagę
przykuwa też pięknie wykonana XVII-wieczna drewniana komódka na przybory i leki.
Shakespeare bez wątpienia cenił swojego zięcia, zaledwie jedenaście lat młodszego od
siebie. Wśród bohaterów jego dramatów pojawiają się medycy, a zwrot akcji dokonuje
się dzięki lekom lub truciznom.
od chrztu po grób
Życie Shakespeare'a zatoczyło koło, gdy złożono jego kości w grobowcu w kościele Holy
Trinity Church. We wspólnym grobowcu w
nawie spoczęli prawie wszyscy członkowie
rodziny Shakespeare'a. Przyczyny śmierci
dramatopisarza nie są znane. John Hall odnotował w swoich dziennikach, że w roku
śmierci teścia szalała zaraza, najprawdopodobniej tyfus.
Do Stratford upon Avon rocznie ściąga
kilka milionów zwiedzających. Miasto wypełni się niezliczonymi tłumami w weekend
kolejnych urodzin Williama. Spodziewać się
wtedy można parad, wystepów teatrów ulicznych i orkiestr. Prezentacji lokalnych szkół
oraz setek aktorów w kostiumach z epoki
Williama – wtedy czas zatrzyma się na dobre.
Więcej o obchodach na http://gouk.about.com
20|
18 kwietnia 2011 | nowy czas
co się dzieje
jacek ozaist
WYSPA [42]
cy
e
ej
u
a
Siedzę naprzeciw niewysokiego człowieka w rogowych okularach i zastanawiam się, co ja tu w ogóle robię. Znalazłem lokal, nawiązałem kontakt, złożyłem
ofertę. I co? I nic! Od kilku tygodni jesteśmy wodzeni za
nos, jak gdyby ten ktoś prowadził tajemny eksperyment
zgłębiający ludzką wytrzymałość. Lokal nazywa się The
Clock i mieści w Hanwell, nieopodal Ealing Hospital.
Ma kilka pokoi na górze oraz dużą salę z barem na parterze. Mało tego, w piwnicy jest kuchnia oraz spore powierzchnie magazynowe. Trzy kondygnacje możliwości!
Właściciel budynku zwleka i zwodzi. Nie bardzo
wiemy, o co mu tak naprawdę chodzi. Chyba o pieniądze. Przed podjęciem ostatecznej decyzji, zostaliśmy
wezwani do biura pośredniczącego agenta. Poproszono
nas o napisanie skróconego biznesplanu i przedstawienia go podczas szybkiej konsultacji.
Siedzę i patrzę. Mam ochotę założyć ręce na piersi i
pouśmiechać się głupkowato. Właściciel przyprowadził
jakiegoś starszego pana i teraz obaj udają bardzo ważnych przedstawicieli arcyważnego rodu landlordów.
Opowiedziałem im już bardzo szczegółowo, co i jak
chcę w ich lokalu urządzić oraz ile się spodziewam z tego wyciągnąć.
Widzę, jak Aneta przewraca oczami. Ona też nie rozumie. Nawet agent nie rozumie postępowania tych ludzi. Powiedział mi cichcem, że pierwszy raz spotyka się
z sytuacją, by właściciel nieruchomości wzywał potencjalnego najemcę na spotkanie z biznesplanem. Pewnie
będzie trzeba to zrzucić na „naszą urodę”, „nasze
szczęście” albo „my już tak mamy”. Chce mi się wyć.
– Myślę, że wystarczy nam informacji – człowiek w
okularach wyciąga wypielęgnowaną dłoń, uśmiechając
się lekko.
Nie wiem, co mam myśleć o tym uśmiechu. Zaciskam zęby i odwzajemniam go.
– Damy znać.
Wychodzimy na zalaną słońcem ulicę.
– A może trzeba było siedzieć cicho u Marka? – myślę na głos.
– E, tam. On nas też ma dość. Nie przynosisz mu
już tyle kasy, co wcześniej.
– Na własne życzenie. Mógł się nie wtrącać i pozwolić mi robić swoje.
W milczeniu wleczemy się przez City.
Prawie zapomniałem, jaki Londyn potrafi być piękny, jak zaskakuje wbudowanym między stal i szkło starym kościółkiem, urokliwym skwerkiem, placykiem
zakończonym stawem z rybami, zaułkiem z fikuśnymi
schodkami, małym parkiem czy klombem. W codziennym emigracyjnym kieracie tak rzadko wychylamy głowy poza sypialniane osiedla, na których mieszkamy.
Zwykle zwiedzałem Londyn, gdy ktoś do mnie przyjeżdżał w gości. Wypadało wtedy pojechać z nim na zwiedzanie. Trafalgar, Buckingham Palace, południowy
brzeg Tamizy od Westminsteru po Tower Bridge. Pocztówkowo. Później mnie to znudziło i zacząłem uciekać
od metropolii, by wejść na chwilę do lasu, poleżeć na
łące, połazić po plaży i obejrzeć klify.
Teraz, idąc placem obok katedry św. Pawła, znów na
chwilę czuję magię Londynu.
– Boję się – mówi cicho Aneta, wybijając mnie z
przyjemnego odrętwienia.
Ciągnę ją na najbliższą ławkę. Słońce świeci mi w
oczy.
– Boję się, że nam tego nie dadzą. W tych ludziach
jest coś złowieszczego. Sama nie wiem. To tylko przeczucie.
– Poszukamy czegoś innego – mruczę bez przekonania.
– Ile można szukać..?
Nie odpowiadam. Myślę sobie w duchu, że naturalnym elementem rozwoju człowieka ambitnego jest parcie do przodu. Każdego dnia posuwa się o cal, o krok, o
włos, myśląc, że jest bliżej celu. Ale co zrobić, gdy okaże
się, że zabrnął w ślepą uliczkę? Ma się wycofać, prze-
prosić wszystkich po drodze i poszukać innej drogi? Do
diabła, nie! Nie ma żadnej ślepej uliczki! Jeszcze nie!
– Dobra. Pozwólmy sobie na jeden strzał – mówię
z przekonaniem. – Spróbujmy jeszcze raz, a jak się nie
uda, to poszukamy sobie innego zajęcia. Przecież możemy robić cokolwiek. Ale może ci od Clocka w to
wejdą.
– Męczy mnie ta ciągła tułaczka. Tyle lat tu jesteśmy, a od stabilizacji dzieli nas naprawdę wiele. Ciebie
cieszy nieustanna walka. Wciąż od nowa, od nowa.
Czasami myślę, że dłużej nie dam rady.
Kiwam ponuro głową. Coś rzeczywiście w tym jest.
Cieszy mnie marsz, nie cel sam w sobie. Włażę z mozołem na jakąś górę i nawet przez moment nie umiem
usiedzieć na jej szczycie. Już widzę następną, spoza
której wyziera kolejna. W godzinie choroby lub śmierci
będę naprawdę zaskoczony.
Gdy dojeżdżamy do knajpy, okazuje się, że ruch
mamy dziś całkiem spory. To już ostatni tydzień, ale z
jakości nie rezygnujemy. Jak na złość, jeden z klientów
chce wykupić obiady w abonamencie na cały miesiąc.
Kiwam palcem z dezaprobatą w stronę Najwyższego.
Kopa w dupę rozumiem, ale ciosy poniżej pasa na
koniec? Ej, no!
Ruch jak w ulu. Muszę zakasać rękawy i do roboty.
Zaczyna brakować surówek. Lubimy to. Cholera, jak
my to lubimy! Po to człowiek otwiera knajpę, żeby
mieć koło czego biegać. A emigrant to klient niewdzięczny i niestabilny. Dziś zje i pochwali, jutro pogoni głód Pudliszkami albo kebabem. Dzień do dnia
niepodobny. Raz sala zionie pustkami, innym razem
brakuje stolików. Ale to już nie nasz problem. Teraz
wykażą się inni.
Na koniec dnia dostaję od Marka SMS:
„Jack, chętnie odkupię wasze sprzęty kuchenne.
Daj znać, czego nie potrzebujesz”.
Moje ręce sięgnęły kolan.
Kiedyś Mark powiedział mi, że przede wszystkim
jest biznesmenem. Dodałem sobie, że tam gdzie dużo
biznesmena, człowieka jest za mało.
Nie dostaniesz ani opakowania po soli – złośliwie
się w myślach. – Odpal sobie e-Bay. Powodzenia.
Gdzie ja nie byłem, gdy wyposażaliśmy kuchnię w
Duke’u! Po sztućce i zastawę ze stali nierdzewnej pojechałem aż do Bridlington w Yorkshire, po stoły i regały
kuchenne do Bristolu, a po podgrzewacz do talerzy do
maleńkiej wioski w Shropshire. Teraz Mark chciał to
odkupić za jałmużnę, sądząc, że wycofujemy się z interesu na dobre. I pomyśleć, że tak niedawno rozważał
oddanie pubu w moje ręce.
cdn
poprzednie odcinki
@
www.nowyczas.co.uk/wyspa
JACEK OZAIST
Z URODZENIA BIELSZCZANIN, Z
SERCA KRAKOWIANIN, Z DESPERACJI
LONDYŃCZYK.
ABSOLWENT FILMOZNAWSTWA UJ
PISZE GŁÓWNIE PROZĄ, POEZJĄ
PARA SIĘ NIEREGULARNIE
kino
Rio
Udomowiona papuga imieniem Blu
wyrusza pewnego dnia w podróż ze
swojej prowincjonalnej mieściny w
Minesocie. Dociera do Brazylii –
miasta nieustannego świętowania,
śmiechu, radośći i… miłości. No
właśnie. Blu spotyka tu miłość
swojego życia. Ale szybko pojawiają
się komplikacje… Animacja
autorstwa Carlosa Saldanhy, twórcy
„Epoki lodowcowej”.
R Kelly
R Kelly, znany z takich przebojów jak
„I Belive I Can Fly”, „Ignition” czy „If
I Could Turn Back the Hands of
Time”, przyjeżdża do Londynu, by
promować swój najnowszy,
jedenasty już album zatytułowany
„Love Letter”.
Piątek, 22 kwietnia, godz. 19.00
Hammersmith Apollo, Queen
Caroline Street, W6 9QH
galerie/wystawy
Bertolucci: retrospektywa
Watercoulour
Kino Bertolucciego jest, intelektualne,
poetyckie, i bardzo odważne. Nosi na
sobie piętno dzieł Pasoliniego, z
którym reżyser w młodości
współpracował. Znajdziemy tu też
jednak echa włoskiego neorealizmu.
Z drugiej strony epickie dzieła
późniejszego okresu zdradzają
fascynację ambitnym kinem
amerykańskim. Podczas londyńskiej
retrospektywy zobaczymy między
innymi „Konformistę”, opowieść o
uwikłaniu w faszyzm i mroczny thriller
z podtekstem polityczno społecznym
zatytułowany „The Grim Reaper”. W
gęstym dramacie „La Luna”
Bertolucci daje wyraz swojej
fascynacji psychoanalizą opowiadając
o skomplikowanej relacji między
matką i synem. Legendarny film
„1900” to epicka, trwająca cztery
godziny epopeja z Robertem de Niro i
Gerardem Depardieu w rolach
głównych.
Szczegółowy program przeglądu znaleźć można na stronie BFI:
http://www.bfi.org.uk/
Do 30 kwietnia
Od mglistych, „prześwietlonych”
pejzaży Turnera, przez malarstwo
architektoniczne Thomasa Gritina aż
po dzieła artystów współczesnych,
takich jak Tracy Emin czy Anish
Kapoor. Tate Britain poleca
wystawę, która skupia się na
„bardzo brytyjskiej” technice
malowania: akwarelach.
You Will Meet a Tall Dark
Stranger
Tate Britain, Millbank, SW1
Deutsche Börse Photography
Prize 2011
Doskonała galeria Photogapher’s
Gallery jest właśnie
przebudowywana, ale w tym roku i
tak przyzna swoją doroczną
nagrodę. Prace finalistów obejrzeć
można na University of
Westminster.
35-100 Marylebone Rd
NW1 5LS
New Order
Ideologia i utopia oczami sześciorga
artystów, w tym naszego rodaka –
Mirosława Bałki.
White Cube Mason's Yard,
25-26 Mason's Yard, SW1Y 6BU
Watteau: Drawings
W swoim najnowszym filmie Allen
zabiera nas do Londynu, gdzie poznajemy dwie pary zmagające się ze
stresem i niepewnością współczesności. Uciekają w romans i
przygodny seks. Jedna z pań buntuje
się przeciwko racjonalizmowi, angażując w dziwaczny związek z
tajemniczym przepowiadaczem
przyszłości. Obsada, jak zwykle, imponująca: Anthony Hopkins, Antonio
Banderas, Naomi Watts i Josh Brolin.
muzyka
Mesjasz na Wielki Piątek
Tuż przed Wielkanocą Royal Choral
Society wykonuje dzieło Haendla już
od 133 lat.
Piątek, 22 kwietnia, godz. 14.30
Royal Albert Hall
Kensington Gore, SW7 2 AP
Don Guralesko
Don Guralesko, czyli Piotr Gumny,
znany jest z takich formacji
hiphopowych jak K.A.S.T.A czy PDG
Kartel. Współpracował z Peją, Tede,
OSTR czy Fokusem. W Londynie
będzie pronował swój album solowy
pt. „Totem leśnych ludzi”
24 kwietnia, godz. 21.00
Rythm Factory
16-18 Whitechapel Road E11 EW
Francuski artysta nurtu rokoko
znany jest przede wszystkim ze
spokojnych, sentymentalnych
sielanek i dworskich scenek,
popularnych w tym okresie we
Francji. Na co dzień możemy je
oglądać w Wallace Collection i
National Gallery. Tymczasem Royal
Academy of Arts proponuje nam
wystawę rysunków francuskiego
artysty. Malarz zawsze zaczynał
tworzenie swoich obrazów od
szkiców, do których przywiązywał
wielką wagę. Dlatego osiemdziesiąt
wystawionych w Royal Academy
prac imponuje dbałością o
szczegóły i precyzją.
Royal Academy of Arts,
Piccadilly, London W1J 0B
London Street Photography
Od najstarszych, pożółkłych, dokumentujących świat, którego już nie
ma, po zrobione całkiem niedawno –
Museum of London chwali się swoją
kolekcją fotografii. Jest ich ponad
dwieście, ale wszystkie mają wspólny temat: Londyn.
Museum of London
London Wall, EC2Y 8DS
Joan Miró:
The Ladder of Escape
W Tate Modern nowo otwarta
|21
nowy czas | 18 kwietnia 2011
co się dzieje
wysatwa wybitnego Hiszpana Joan
Miró. 150 obrazów, rysunków i
rzeźb, a ponadto pięć ogromnych
rozmiarów tryptyków, które nigdy
razem nie były wystawiane.
Tate Modern
Park Street, Bankside, E1 9TG
Images of the Crucifixion
by Wojciech Antoni
Sobczynski & Paul Freud
jedną z jego późniejszych sztuk,
„Cause Celebre”. Oparta na faktach
opowieść o osiemnastoletniej Almie
Rattenbury, która w połowie lat
trzydziestych minionego wieku
brutalnie zabija swego męża, za co
– wraz ze swym kochankiem –
trafia wkrótce przed sąd.
Old Vic
The Cut, SE1 8NB
The Umbrellas of Cherbourg
Siedemnastoletnia Genevie
prowadzi mały, rodzinny sklepik z
parasolkami. Podkochuje się w
starszym od niej o trzy lata
mechaniku imieniem Guy. Spędzają
razem ze sobą noc. Ale na drodze
ich wspólnej przyszłości staje wojna
w Algierii. Guy opuszcza Francję na
dwa lata. Listy przychodzą coraz
rzadziej, a tymczasem Genevie
odkrywa, że jest w ciąży.
Gielgud Theatre
Shaftesbury Avenue, W1D 6AR
Macbeth
Kto powiedział, że by obejrzeć
przedstawienie teatralne trzeba
koniecznie pchać się do centralnego
Londynu? Stolica Wielkiej Brytanii
może się przecież pochwalić
niezliczoną wręcz liczbą małych,
niezależnych teatrów. Przykładem
jest Greenwich Playhouse, który
oferuje nam adaptację słynnej sztuki
Szekspira.
Greenwich Playhouse
Greenwich Station Forecourt,
SE10 8JA
wykłady/odczyty
Historia sztuki w pigułce
W czasie Wielkiego Tygodnia i
Royal Wedding Week w Julian
Hartnoll Gallery prezentowane będą
prace tematycznie związane z
okresem Wielkanocy dwóch
artystów: Paula Freuda, syna
Luciana Freuda oraz Wojciecha
Antoniego Sobczyńskiego (na
zdjęciu jego rzeźba „Golgota”)
Od 18 do 20 kwietnia oraz
26 i 27 kwietnia od godz. 12.00
do 18.00.
37 Duke Street, St James’s SW1Y
6DF
teatry
Od średniowiecznego ołtarza, przez
harmonijny pejzaż Tycjana po mroczne portrety Rembrandta i świat
roztopiony światłem u Moneta. W
National Gallery jest niemal wszystko. Podczas godzinnych sesji
przewodnicy związani z galerią poprowadzą nas przez historię sztuki.
Codziennie, godz. 11.30 i 14.30
National Gallery,
Trafalgar Square, WC2N 5DN
KRÓL DAWID, HAMLET I ZŁODZIEJ Z SOHO
Rocket to The Moon
Sztuka Clifforda Odetsa z 1938 roku
rozgrywa się w poczekalni gabinetu
dentystycznego. Na horyzoncie jest
już wojna, kryzys wciąż jeszcze
pozostaje żywym wspomnieniem.
Widzowie obserwują relacje między
kilkoma osobami, rzuconymi bardziej
lub mniej przypadkowo do
niewielkiego pokoiku w środku
Ameryki.
National Theatre
South Bank, SE1 9PX
Cause Celebre
Old Vic oddaje hołd jednemu z
największych brytyjskich
dramaturgów, Terence’owi
Rattiganowi. W tym roku Rattigan
obchodzi swoje setne urodziny. Z tej
okazji na Southwark zobaczymy
The Globe budzi się
z zimowego snu. Co zobaczymy w tym sezonie?
Prawdziwy The Globe, teatr założony przez niejakiego
Williama Szekspira, powstał w
1599 roku. Nie przetrwał długo, bo czternaście lat później
pochłonął go pożar. Drugie życie trwało niemal trzydzieści
lat. Zakończyli je purytanie, zamykając wszystkie teatry w
stolicy Anglii.
Od trzynastu lat na londyńskim Southbank znów stoi
charakterystyczna, okrągła bryła teatru. Pierwsze przedstawienia w zrekonstruowanym
The Globe odbyły się w 1997
roku. Ponieważ w dużej mierze
teatr jest nieosłonięty, jesienią
zapada w drzemkę. Budzi się w
kwietniu.
Odwiedzić będziemy go mogli już w Niedzielę Palmową.
Zobaczymy pierwszą odsłonę
„The Bible” – przedstawienia
napisanego z okazji 400-lecia
„Biblii” Króla Jakuba – słynnego
protestanckiego tłumaczenia
Pisma Świętego. Od Księgi Rodzaju po Apokalipsę – aktorzy
The Globe zabiorą nas w podróż po jednym z najważniejszych tekstów w historii kultury. Pierwszy spektakl –
„Genesis and Exodus” – rozpocznie się o godz. 10.00.
Przez następny tydzień – nie
wyłączając Wielkiego Piątku
czy Wielkiej Niedzieli – biblijna
opowieść będzie toczyć się dalej: od pojedynku Dawida i
Goliata, przez upadające mury
Jerycha, przepowiednie Malachiasza, ukrzyżowanie aż po
ostateczną walkę Dobra ze
Złem.
Pod koniec miesiąca zobaczymy też opowieść o
nieszczęsnym księciu Danii. Był
szaleńcem, albo może ostatnim
człowiekiem zasad w rozpadającym się świecie? Jakiej
odpowiedzi udzieli reżyser Dominic Dromgoole? Będziemy
mogli szukać odpowiedzi już od
23 kwietnia. Cztery dni później
premiera „Wszystko dobrze, co
się dobrze kończy” – jednej z
najoryginalniejszej komedii Barda. W maju do repertuaru
dołączą „Jak wam się podoba” i
„Wiele hałasu o nic”.
W tym sezonie w The Globe
zobaczymy też sztukę wielkiego
rywala Szekspira – Christophera Marlowe’a. To opowieść o
ludzkim pragnieniu potęgi i wiedzy, o wiecznym niespełnieniu.
„Doktor Faustus” zadebiutuje
18 czerwca. Znajdzie się też
miejsce dla historii – uznany reżyser Howard Brenton wystawi
„Anne Boleyn”. Pod koniec lata
na scenę The Globe zawita natomiast nowoczesność. Trafimy
w sam środek Soho z jego sex
shopami, barami i tańcbudami.
Przedstawienie „The God of
Soho” zadebiutuje 27 sierpnia.
Szczegółowy program znaleźć
można na stronie teatru
www.shakespearesglobe.com
Adam Dąbrowski
24 |
18 kwietnia 2011 | nowy czas
czas na relaks
czy możliwe jest
Gotowanie za
cztery funty?
czego nie widaĆ ludzkiM okieM
» Tak przynajmniej było w 1932 roku, a
mania
Gotowania
chodziło o roczne koszty związane ze
zużyciem energii potrzebnej do
gotowania na kuchni typu Aga.
Mikołaj Hęciak
Zadzwoniła do mnie pewna pani z zapytaniem, czy
byłbym w stanie przygotować trochę jedzenia na jej
przyjęcie. Od razu zapytała też, czy znam piec typu
Aga. Nie znałem. Moja odpowiedź musiała być na tyle
żałosna, że pani więcej nie zadzwoniła. Ale dzięki tej
rozmowie zacząłem szukać, co jest specjalnego w tych
piecach, że nie każdy może na nich gotować. W ciągu
kilku tygodni dostałem się na kurs gotowania na tych
piecach, organizowany w jednym z punktów sprzedaży.
Możemy smażyć (z mniejszą ilością tłuszczu), piec,
gotować, grilować, dusić i co jeszcze można sobie
zażyczyć. I ważne – jedzenie lepiej smakuje i traci mniej
wartości odżywczych. Brzmi niewiarygodnie? Trzeba
samemu popróbować i zacząć gotować, bo trudno w to
uwierzyć na słowo. Można dodać, że firma proponuje
szeroką gamę źródeł energii: gaz naturalny, propan,
energię elektryczną, olej, ropę, drewno, czy biopaliwa.
Wróćmy jednak do gotowania, nawet jeśli nie mamy
pieca Aga, bo są to przepisy, które nie stawiają osobie
przyrządzającej je zbyt dużych wymagań.
KanapKi z twarożKiem
i szczypiorKiem
Wiosna w pełnym rozkwicie, więc podaję przepis
wiosenny – bez korzystania z jakiegokolwiek pieca.
Ser ze śmietaną, szczypiorkiem i rzodkiewką.
Potrzebujemy: 300 g twarogu, około 125 ml śmietany
(single cream), 2-3 łyżki siekanego szczypiorku (spring
onions lub lepiej chives), sól i pieprz do smaku, pęczek
rzodkiewek, ewentualnie sałata do przybrania.
Ser ucieramy ze śmietaną, masa powinna być dość
gęsta. Dodajemy posiekany szczypiorek i rzodkiewki.
Doprawiamy solą i pieprzem. Smacznego!!!
Muszę przyznać, że do tej pory żyłem w ignorancji.
Historia pieca jest bardzo ciekawa, a zaczęła się w 1922
roku. Dr Gustaf Dalén w wyniku wypadku w pracy
doznał poważnego uszczerbku na wzroku. Notabene za
swoje osiągnięcia w dziedzinie fizyki otrzymał Nagrodę
Nobla. Próbując odnaleźć się w nowej sytuacji,
zaprojektował nowy typ pieca. Przyświecały mu dwa
założenia. Piec musi być bezpieczny nawet dla osoby
niewidomej czy nawet dla dzieci oraz ma zapewnić
komfort i wygodę w gotowaniu, tak, by skrócić czas
spędzany w kuchni. Tutaj przejawiała się troska o żonę,
na którą spadły wszelkie obowiązki domowe, gdy mąż
stracił wzrok. I tak powstał prototyp pieca Aga.
Do dzisiaj jest produkowany w prawie niezmienionej
formie. I rzeczywiście jest bezpieczny, pomimo że
temperatura jednej z płyt osiąga 300oC. Jest na tyle
efektywny, że pozwala na bardzo szybkie gotowanie, jak
również utrzymanie niższej temperatury potrzebnej do slow
cooking. Trudno to nawet sobie wyobrazić, że im więcej się
gotuje, tym oszczędniej to wychodzi. Jak to jest możliwe?
Piec Aga jest włączony non-stop, piekarnik i blat jest
nieustannie gotowy do użycia. Dzięki akumulacji ciepła,
im więcej się ten piec używa, tym więcej oszczędza się
energii. Tak jak dawniej, tak i dziś, oprócz podstawowej
funkcji gotowania, piec ogrzewa kuchnię, nagrzewa
wodę i ułatwia suszyć pranie. Wyróżnia się trzy
podstawowe modele, których podział zależy od liczby
palników. Mogą być dwa, trzy lub cztery.
W 1929 roku piece Aga zawitały do Anglii i od tamtej
pory stały się jednym z symboli dziedzictwa
narodowego.
Na pierwszy rzut oka stoimy przed niepozornie, choć
stylowo wyglądającym piecu z kilkoma płytami o różnej
temperaturze każda i kilkoma piekarnikami poniżej. I
pomyśleć tylko, że możemy na tym piecu przyrządzić
grzanki, czyli popularne w Anglii tosty wraz z całym
śniadaniem: jajkami sadzonymi, kiełbaskami i tak dalej.
KrewetKowo-pomarończowy
stir-fry
Dla 4 osób potrzebujemy: 5 cm korzenia imbiru, 2 ząbki
czosnku, 1 łyżka oleju sezamowego, pół suszki chilly, sól
i świeżo mielony czarny pieprz, 500 g surowych,
obranych dużych krewetek, 1 czerwona papryka, 2
łodyżki szczypioru (spring onions), 2 pomarańcze, 1
łyżka oleju słonecznikowego. Imbir ścieramy, czosnek
rozgniatamy, chilly rozcieramy. Wszystko razem z solą i
pieprzem mieszamy z olejem sezamowym i używamy
jako marynatę do krewetek. Te odstawiamy do lodówki
przynajmniej na pół godziny. (Możemy je zamarynować
dzień wcześniej). Nagrzewamy wok. Na oleju
słonecznikowym podsmażamy paprykę pociętą w paski.
Dodajemy szczypior. Gdy zmięknie, dodajemy krewetki.
Mieszamy często. Na koniec dodajemy cząstki
pomarańczy, zdejmujemy z ognia i podajemy.
Maciej Będkowski
Głęboki
oddech
Dzisiaj kilka praktycznych rad, jak
w prosty i szybki sposób polepszyć swój stan zdrowia. Sam
stosuję wiele technik, które mają
za zadanie utrzymywać ciało i ducha w bardzo dobrym stanie.
Aby to osiągnąć, należy zwrócić
się ku sobie i z dystansu przyjrzeć własnej osobie.
Odżywianie, ćwiczenia fizyczne, oddychanie, regularny
odpoczynek, pozytywne myślenie
to podstawowe aspekty, na które
należy zwrócić uwagę.
Prowadząc zabiegi z pacjentami, przyglądając się ludziom w
metrze, znajomym, przyjaciołom,
zauważam, że większość z nich
oddycha płytko i krótko. Wciągają
powietrze wprost do klatki piersiowej z częstotliwością kilku
sekund. Sądzę, że wynika to z
nieświadomości tego, jak ważny
jest głęboki, spokojny oddech.
Oddychanie to najważniejsza
czynność, jaką człowiek musi wykonywać, czy mu się chce czy nie.
To esencja naszej egzystencji.
Wdychane przez nas powietrze jest mieszanką azotu, tlenu,
argonu, dwutlenku węgla, helu i
kilku innych gazów. Biochemia
dokładnie wyjaśnia, w jaki sposób
proces utleniania oddziałuje na
oddychanie każdej żywej komórki
ciała. Oprócz dowiedzionych naukowo składników chemicznych
powietrze zawiera również pewną magiczną moc, która według
hinduizmu nazywana jest praną.
Im bardziej świadomie oddychamy, tym silniej i intensywniej
możemy poczuć działanie tej
energii. Świadome oddychanie
praną jest podstawą we wszystkich systemach jogicznych, ma
zapewniać zdrowie i być źródłem
wewnętrznych sił życiowych.
Mamy dwie fazy oddechu –
wdech i wydech. Każdą z nich
możemy odbierać inaczej, chodzi
o to, aby oddech był świadomy.
Proszę sobie przypomnieć lekcje
biologii, na których omawiany był
ten temat. Chodzi o proces, w
którym podczas wdechu powietrze wnika do płuc, tlen przenika
przez ich delikatne membrany do
krwi, a za jej pośrednictwem do
komórek, tkanek. Wydech to proces uwalniania. Gazy powstałe
podczas przemiany materii wraz
z dwutlenkiem węgla opuszczają
układ krwionośny i zostają wydalone.
Ćwiczenie:
1. Usiądź wygodnie, niech twoje
stopy spoczywają płasko na ziemi.
Zaobserwuj jak oddychasz, pozwól,
by twój oddech stał się miarowy,
głęboki i spokojny.
2. Przyjrzyj się brzuchowi i klatce
piersiowej. Podczas pełnego oddychania brzuch również wymaga
ruchu. Swobodnie połóż swoje ręce
na brzuchu i wyobraź sobie, że to
jest balon, który za każdym wdechem napełniasz a następnie
opróżniasz.
3. Bądź rozluźniony, zacznij powoli
wciągać powietrze przez nos. Trzymając dłonie na brzuchu, spokojnie
napełniaj swój balon. Niech powietrze wchodzi do brzucha.
4. Zacznij wypuszczać powietrze z
balonu, poczuj jak powietrze zgromadzone w brzuchu opróżnia się.
Niech brzuch swobodnie opada
wraz z wypuszczaniem powietrza.
5. Wykonaj to ćwiczenie kilka razy.
Zwróć uwagę na różnicę miedzy
wdechem a wydechem. Poczuj jak
się czujesz oddychając w ten
sposób.
6. Wykonaj kolejne trzy wdechy i
wydechy, tym razem wstrzymując
powietrze w płucach na trzy
sekundy.
7. Bądź rozluźniony, oddychaj spokojnie i głęboko, zanim przejdziesz
do kolejnego, policz do trzech.
Podczas ćwiczenia kręgosłup powinien być prosty. Sylwetka ciała
bardzo jasno odzwierciedla wnętrze
człowieka i jego stan świadomości.
Oddech bardzo znacząco wpływa
również na kondycję psychiczną.
Pełne oddychanie polepsza trawienie i ułatwia sen, ma zbawienny
wpływ na stany przygnębienia. Poprzez świadome, prawidłowe
głębokie oddychanie szybko polepszysz swój nastrój i samopoczucie.
Ci z Państwa, zaznajomieni z medytacją i głębokim oddychaniem,
zapewne przyznają rację, iż dzięki
tak prostemu ćwiczeniu, jakie opisałem, można wiele skorzystać. Jeśli w
proces oddychania włączymy wyobraźnię oraz wiedzę o czakrach,
ich kolorach i funkcjach, mamy niesamowite możliwości pracy z
samym sobą. Świadomie oddychając, możemy pozbyć się stresów,
traum, oczyścić się z przykrych
wspomnień oraz zalegających blokad energetycznych. Możemy
również napełniać się energią, żyć
dłużej i zdrowiej, a tego przecież
każdy z nas chce. Czas poświęcony
pracy nad własnym oddychaniem
odwdzięczy się tysiąckrotnie.
Jeśli mają Państwo pytania związane z medycyną alternatywną,
bioenergoterapią lub zechcą, abym
wyjaśnił pewne zagadnienia, z przyjemnością w miarę moich
możliwości odpowiem na pytania na
łamach Nowego Czasu lub odpisując bezpośrednio. Wszelkie
zapytania proszę kierować na mój
adres emailowy.
Zainteresowanych spotkaniem
zapraszam na stronę internetową
www.bedkowskitherapy.com, proszę
o kontakt mailowy:
bedkowski.mv@gmail.com lub telefoniczny: 078721 07282
|25
nowy czas | 18 kwietnia 2011
czas na relaks
Gra w zadowolenie
ObrAZek dZIeWIąTy
W nastroju rozkwitającej wiosny postanowiłam
wypełnić swój dawno odwlekany obowiązek towarzysko-społeczny i przyjęłam zaproszenie na
kolację. On, klasycznie elegancki, z manierami
całkiem innej epoki, wypytał mnie wcześniej, gdzie
czuję się dobrze i jaką kuchnię lubię o tej porze roku. Dosyć oryginalne podejście do wieczoru,
pomyślałam nie myśląc.
Na naszą kulinarną posiadówkę wybrał małą
włoską restaurację. Było rodzinnie i domowo, ze
starymi zdjęciami na ścianach, drewnianymi meblami i obrusami zdobionymi kremową koronką.
Wszedł. Wyglądał jakby wcale nie nosił na sobie
tych osiemdziesięciu lat. Pachniał Paco Rabanne,
surowa męskość jak paczka czerwonych marlboro
przytłoczona do siodła kowboja. Włosy siwe, jak
dym pykany z fajki. Dumny potomek Adama bez
tandetnych wdzięków. Miał coś w sobie z kryształu górskiego, emitował wysokogatunkową
nierozszyfrowywalną energią. Jego blask przyciągał. Był zaprzyjaźniony z siłami przyrody i stąd ta
żywiołowa witalność. Ani wyblakły, ani zużyty, ani
melancholijny samotnik. Tajemniczy na miarę
greckich tragedii i szekspirowskich szaleństw. Wojownik światła z widomym cieniem gniewu.
Harmonijny, trochę próżny i trochę uwodzicielski.
– Jesteś taka, jak myślałem – patrzy na
mnie okiem, w którym miesza się morska burza z
piorunami, i wiosenny deszcz w tęczy. – Jak egzotyczny ptak. A kiedy odrywasz się od ziemi, to w
czym się zatracasz?
– Pytasz jako meteorolog?
– Chciałbym bardzo odczytać pogodę twoich
myśli i mapę twojego serca.
Ma intrygujący talent budzenia wesołości –
myślę. Cieszę się, że tego wieczoru sięgnęłam po
błysk, moja sukienka mieni się i połyskuje czernią
księżycowych cekinów, jakbym wyszła z cygańskiego taboru. Ukryję się pod nimi.
Na stole pojawił się mój najulubieńszy ze wszystkich Pol Roger, jedyny z szampanów wyłącznie z
winogron Pinot Noir. On podnosi kieliszek w stronę niebios, intensywnie we mnie patrząc.
– Kocham cię, cudotwórco. Ta młodociana egzaltacja nie jest przypadkowa – i śmieje się
tym pięknym śmiechem. – Z tobą chciałbym wypić swój kielich do dna .
– Czy jesteś bardziej podobny do swoich książek,
czy do swoich obrazów? – pytam.
– Jak mnie zasmucisz, to będę o tobie pisał.
Jak przyniesiesz mi spokój, to będę cię malował.
I już widzę, jak tka płótno nićmi mojego serca.
Boję się jego oczu. On mnie widzi całą, jestem dla
Niego przezroczysta. Chciałabym się oblać różowym lukrem i zmienić w wielkanocny mazurek.
– Każdy ma zdolność przenoszenia czarów –
śmieje się On, czytając z łatwością moje myśli.
– Ja właśnie też pakuję w ozdobne pudełko
marzenie i wysyłam w niebiańską przestrzeń, tam,
gdzie ani przyszłość ani upływ czasu nie mają
znaczenia.
Rozmowa z Nim jest jak oddychanie. Szukam
nowych skojarzeń, by Go móc opisać.
– Czy wiesz, że na nasze spotkanie pracował
cały wszechświat od chwili zarania?. Konieczna
była epoka lodowcowa, wędrówki ludów, a nawet
wojny secesyjne. W wielkiej loterii życia zachodzą
rożne konstelacje zdarzeń.
– Wiem, zdumiewająca gra przypadku i konieczności – kokieteryjnie kończę jego myśl.
– Spotkałaś mnie w najlepszym okresie mojego
życia. Po sześćdziesiątce mężczyzna myśli alegorycznie i widzi, że świat nie jest ani dobry, ani zły.
Jest nieokreślony, jak woda nabierająca kształtu
naczynia, w które jest wlana.
– A czym wobec tego wypełnione jest alabastrowe naczynie zwane kobietą? – pytam
prowokacyjnie. – Octem, trucizną czy słodyczą?
Mój mądry futurolog nie daje się jednak wyciągnąć na manowce zwodniczej retoryki.
– Raczej pijmy ten boski napój za wszystko co
piękne i szlachetne. Za radość myślenia i istnienia!
Znalazłam się w samym sercu romantycznego
zaczynu. Wpadłam we własne sieci rozbujanej
kwiecistej wyobraźni i zaczynam mieć senne przywidzenia. Czuję, że psotliwy albo przepracowany
Eros wypuścił zatrutą strzałę bez pojęcia i przez
Odpowiednim makijażem możesz
skorygować
– oczy wąsko osadzone:
ANIA GASTOL
MAkIJAżOWy
POrAdNIk
NA WIOSNę
Wiosna to czas na zmiany...
Natura budzi się do życia,
świat nabiera kolorów, dzień
staje się dłuższy... i my
czujemy, że to czas, by coś w
sobie zmienić! Zacznijmy
więc od najłatwiejszej
metamorfozy... makijażu!
Oto kilka przydatnych porad,
jak zmienić swój wygląd na
wiosnę!
Rysuj kreski delikatnie wychodzące poza zewnętrzne kąciki oczu – w ten
sposób optycznie je rozciągniesz. Jeśli
nie przepadasz za mocną kreską, możesz ją rozetrzeć cieniami do powiek,
używając pędzelka. Rzęsy mocno wytuszuj i wyczesz na zewnątrz.
– opadające powieki:
W trakcie nakładania tuszu podkręcaj
rzęsy w zewnętrznych kącikach
oczu, można też w tym miejscu dokleić
sztuczne kępki. Nad nimi rozetrzyj cień
– tylko na nieruchomej części powieki
oraz narysuj delikatne kreseczki kredką,
wychodząc poza zewnętrzny kącik oka,
lekko zakręcając w górę.
– oczy małe: należy używać jasnych, rozświetlających cieni, również w
wewnętrznych kącikach oczu, nie obrysowywać ich dookoła eyelinerem.
Wewnętrzną linię dolnej powieki podkreślić białą kredką, tuszować rzęsy,
wyciągając je na zewnątrz.
– oczy duże: należy obrysować kredką
lub eyelinerem, tworząc ramkę, która je
optycznie zmniejszy. Jeśli masz szeroko
osadzone oczy, powieki obrysuj kredką, ale pamiętaj, żeby kreski nie
przypadek mnie trafił.
Właśnie popełniłam Ósmy
Grzech Główny i zakochałam się w mężczyźnie o
czterdzieści lat starszym od
siebie. Szukam frazy muzycznej do refleksji, która
zawsze daje możliwość zmiany kierunku i zawrócenia z
drogi, ale nie mogę zebrać
myśli. Coś mnie olśniło i na
przekór logice uciekam w to
oszołomienie. W nadziei na
cud wciągam woń wanilii, mój
niezawodny aromat pocieszenia.
Widzisz ,moja droga – mówi ze spokojem On
– wolność wyboru to tylko migotliwa fraza. Nawet tak intensywni indywidualiści jak my,mogą
nagle zapragnąć bliskości drugiego człowieka. Nie
musieliśmy się wspinać do tej miłości powoli, po
stopniach, ale szybką windą objawienia dostaliśmy się na sam szczyt!
Nie wiem już sama, czy próbuję owoców z
drzewa zakazanego czy z drzewa poznania.
Wszystko inne w życiu krzyczy, a miłość szepcze.
On mówi, że jest czasem i przestrzenią, którą tylko nasze serca mogą wypełnić. Jest słońcem i
dobrem. Myślę, że nawet szczęście potrzebuje
odrobinę powodzenia i wołam o pomoc Houdiniego, mistrza znikania i uwalniania się z
wszelkich ludzkich kajdan.
Przekroczyliśmy bezpowrotnie granice zdziwienia i spokojnie cieszymy się sobą. Czy można
unieść się radością na siedząco? Chyba tak, bo
przy następnym mocnym ataku wesołości pojawiła się Mary Poppins, wypełniła nas
rozwalniającym gazem i unosimy się pod sam sufit. Sobie tylko wiadomym sposobem sprowadziła
również zastawiony stół i usiedliśmy w powietrzu.
Szczebiotam jak szesnastolatka do telefonu, podczas gdy On deklamuje „Odę do młodości.
– Powiedziałbym ci, które z cech młodości nie
podróżują dobrze w wiek późny, ale trudno się
mówi przez łzy w oczach. Nagle wyciąga z kieszeni aksamitne pudełko, unosi wieczko, zbliża
do mnie i poważnym głosem prosi mnie o rękę.
– Chciałbym, żebyś była moim dniem i nocą,
zimą i latem, nasyceniem i pragnieniem. Będziemy stali blisko siebie jak dwa filary
wspierające świątynię naszego życia.
Mówię „tak” i składam poważną przysięgę
małżeńską, że będę lepiła codziennie pierogi,
mimo że mam uczulenie na mąkę. On obiecuje, że przekroczy pustynię Gobi dla mnie i
ukradnie znicz z Łuku Triumfalnego. Będziemy żyli jak najmniej ufając przyszłości, będę
cię malował codziennie innymi kolorami i będziemy pisać wariacje literackie na temat
moralności erotycznej.
– Najważniejsze to mieć plan!
– Jeszcze mały aneks do tego cyrografu –
dodaje On z udana powagą. – Czekałem na
ciebie całe osiemdziesiąt lat, więc wybaczysz
mi, że chciałbym mieć pewność, że to ty jesteś
mi pisana. Muszę zrobić ci test według ojca
O’Reilly. Taki szybki rejestr cnót niewieścich w
skali dziesięciopunktowej i jeśli oblejesz z kretesem, to będę niestety musiał się wycofać; zapał
religijny, wyrzeczenie się mody, pogoda ducha,
biegłość w robótkach ręcznych, unikanie nieczystej literatury...
Nie dokończył, bo zasypałam go pocałunkami. Jedynym sposobem, żeby opaść z powrotem
na dół, to pomyśleć o czymś poważnym i smutnym. Spojrzeliśmy na siebie wesoło. Naładowani
śpiewem i gazem i wbrew prawom grawitacji jednym mocnym skokiem wyrwaliśmy się wyżej i
wyżej, by wylądować w niebie. Staliśmy się znowu częścią boskiego, uporządkowanego świata.
Będziemy negocjować możliwość innych reguł
gry w życie i w istnienie człowieka, przez mądrość, głupotę i ironię. On wziął mnie za rękę i
poszliśmy „drogą zaklętą, sennym zielem porośniętą, pełną ciszy i milczenia i dziwnego
przeznaczenia”.
Grażyna Maxwell
spieszające gojenie, nawilżające, redukujące wydzielanie sebum czy też antybakteryjne.
Polecam Maybelline Pure Foundation
Mineral lub The Body Shop – Nature’s
Minerals.
wychodziły poza oko w kierunku skroni.
Możesz również rozetrzeć blady róż
między wewnętrznym kącikiem oka a
łukiem brwiowym, daje to iluzję wgłębienia w tym miejscu.
Jak nakładać kreski na powieki?
Kreska na górnej powiece pasuje prawie wszystkim. Kolor skóry powieki
wyrównaj bazą lub nałóż warstwę cienia
do powiek, i namaluj kreseczkę, używając kredki lub eyelinera (do moich
ulubionych należy eyeliner w kamieniu
firmy Kryolan, nakładany na mokro cienkim pędzelkiem). Pamiętaj, aby spod
rzęs nie prześwitywały jasne plamki
skóry, inaczej popsuje to cały efekt. Zaletą eyelinera jest fakt, że nawet
delikatne, cienkie linie wyglądają efektownie i przyciągają uwagę.
Kreskę możesz poprowadzić na calej
długości powieki lub na długości 3/4 –
to efektownie otwiera oko i podnosi zewnętrzny kącik (w tym miejscu warto
też trochę pogrubić kreskę).
Jak tusz do rzęs:
Rynek kosmetyczny oferuje całą gamę
przeróżnych tuszów, ze szczoteczkami
o różnych kształtach... wybór jest duży.
Do moich ulubionych należy Estee Lauder Sumptuous oraz Rimmel Lash
Puder brązujący
Accelerator. Zmieniaj tusz co kilka miesięcy – na szczoteczce zbierają się
bakterie, tusz staje się mniej elastyczny.
Podkład mineralny:
Wygląda jak puder. Składa się głównie ze
sproszkowanych minerałów. Ale uwaga! Niektórzy producenci nazywają swe
produkty mineralnymi, choć tylko częściowo odpowiadają temu opisowi, gdyż
zawierają sztuczne konserwanty, które to
mogą blokować pory i podrażniać wrażliwą skórę. Te w stuprocentach naturalne
zawierają minerały, tj. potas, cynk, wapń,
krzem itd. Mają one właściwości przy-
W pierwszych dniach wiosny najlepiej
sprawdza się opalenizna w subtelnym,
naturalnym odcieniu. Wybierz puder brązujący w najjaśniejszym odcieniu,
nakładaj niewielką ilość dużym, miękkim
pędzlem na policzki, czoło i nos, czyli na
te partie twarzy, które w naturalny sposób najszybciej łapią słońce. Nie chodzi
o to by zmienić koloryt cery, wystarczy
dodać jej ciepłego blasku.
SZTUKA MAKIJAŻU nie jest sztuką
trudną, należy jednak poznać jej techniki i
sekrety, pomagające nam zatuszować
niedoskonałości i podkreślić nasze walory. Jeśli jesteś zainteresowana
szczegółowym poznaniem tajników makijażu, zapraszam na prywatną
konsultację dobierania makijażu lub naukę makijażu indywidualnego lub w
grupie w wersji dziennej oraz wieczorowej: makijazowesztuczki.blogspot.com
07999 423 556
26|
18 kwietnia 2011 | nowy czas
czas na relaks
Pieniądze szczęścia nie dają…
… dopiero zakupy – stwierdziła Marilyn Monroe. Trudno się z
nią nie zgodzić, jednak, aby doszło do udanych zakupów, potrzebujemy tego, co Brytyjczycy nazywają dosh, wonger, boodle, dough, spondulicks, moolah (albo po prostu moola), bread i jeszcze
na wiele innych sposobów, a co oznacza po prostu siano, kasę,
mamonę, szmal, czyli – pieniądze.
Wyspiarze doszli do perfekcji w nadawaniu potocznych nazw
poszczególnym nominałom, przy czym prym wiedzie w tym
cockney rhyming slang, czyli rymowany slang charakterystyczny
dla mieszkańców wschodniej części Londynu.
Podstawową jednostką monetarną na Wyspach jest funt szterling (pound sterling), na który składa się 100 pensów (pence). Tak
jest od roku 1971, kiedy to miała miejsce reforma monetarna,
przedtem jeden funt miał wartość dwudziestu szylingów, a każdy
szyling – dwunastu pensów. Funt jest najczęściej oznaczany symbolem £, co pochodzi od łacińskiego słowa libra, czyli waga. Zamiast słowa funt, często używa się określeń nicker, nugget albo
quid. To ostatnie słowo liczy sobie już kilkaset lat i prawdopodobnie wzięło się z łacińskiego powiedzenia quid pro quo (coś za
coś, wymiana czegoś na coś innego). Należy pamiętać, że liczba
mnoga słowa quid jest taka sama, jak pojedyncza, np. 5 quid, a
nie 5 quids. Innymi nazwami dla jednego funta we wspomnianym już cockneyu jest Bin Lid (rym do quid) oraz Huckleberry
Hound (rym do pound).
Dwa funty nazywane są: deuce, super nugget albo – i tu znowu rymowane skojarzenie rodem z cockneya – bottle: bottle of
spruce = deuce, choć inne źródła podają, że chodzi o rym bottle
of glue = two. Najpopularniejsze nazwy pięciu funtów, to fiver i
lady Godiva, w skrócie po prostu lady. „Dziesiątka” to tenner.
Wykorzystując podobieństwo w wymowie tenner i tenor, niektórzy na £10 mówią Pavarotti.
100 funtów nazywane jest ton, stąd £50 to half a ton. Grand
oznacza 1000 funtów, a do tego w cockneyu usłyszeć można bag
of sand, ewentualnie w skrócie samo sand. W pisowni natomiast
często spotkać można literę k (rzadziej K), co wzięło swój początek ze słowa kilo, czyli tysiąc, a zostało rozpowszechnione przez
maniaków komputerowych, stosujących na co dzień wyrażenia
takie jak kilobytes. Stąd gdy widzimy kwotę £5k, to oznacza ona
pięć tysięcy funtów.
Slang jest odmianą języka, która bardzo szybko się zmienia, zatem ciągle powstają nowe określenia, a stare tracą na popularności.
Tak było miedzy innymi z określeniem sumy dwóch tysięcy funtów,
która pod koniec ubiegłego wieku często była określana słowem archer. Wzięło się to od nazwiska brytyjskiego polityka, Jeffreya Archera, który rzekomo miał przekazać pewnej prostytutce łapówkę
w tej wysokości i który za to znalazł się na sali sądowej.
Słowniczek:
dosh, wonga, dough, spondulicks, moolah, bread – pieniądze
nicker, quid, Bin Lid, Huckleberry Hound – 1 funt
deuce, bottle – 2 funty
fiver, lady (Godiva) – 5 funtów
tenner, tenor, Pavarotti – 10 funtów
half a ton – 50 funtów
ton – 100 funtów
grand, (bag of) sand – 1000 funtów
Tekst powstał przy współpracy lektora ze szkoły języków obcych
online Edoo.pl. Ta rubryka jest częścią kampanii edukacyjnej Enjoy
English, Enjoy Living, która odbywa się pod hasłem „Język to podstawa. Zacznij od podstaw”.
Więcej na temat kampanii znajdziesz w serwisie www.edoo.pl/enjoy
SINGLE EUROPEAN CATHOLIC GENTLEMAN
WOULD LIKE TO HEAR FROM LADY FOR
FRIENDSHIP AND EXCHANGING LANGUAGE
LESSONS.
07811327399
krzyżówka z czasem nr 24
Poziomo:
1) pisarz polski, autor „Ludzi bezdomnych”, 7) szeroki brzeg
kapelusza, 8) polska grupa rockowa, której założycielem, autorem
muzyki i tekstów większości piosenek jest Andrzej Adamiak,
9) potęgą jest i basta, 10) plantacja winorośli, 13) parlament kraju
związkowego wchodzącego w skład Austrii lub Niemiec,
17) chowa głowę w piasek, 18) zorganizowana specjalnie
sprzedaż pewnego rodzaju artykułów, urządzana okresowo z
okazji np. jakiegoś święta lub otwarcia czy zamknięcia sezonu
handlowego, 19) gruba tkanina wełniana, 20) stolica Syrii.
Pionowo:
1) duży ptak o długiej szyi i prostym dziobie, 2) pewność siebie,
rezolutność, 3) kubański pisarz i działacz rewolucyjny,
4) maszyna do krajania chleba, 5) defilada, 6) odgałęzienie, ramię,
11) osoba niechętnie widziana w jakimś środowisku, 12) drobna
różnica, 14) opera Belliniego, 15) robotnik zajmujący się
piłowaniem kłód za pomocą ręcznej piły, 16) Anna, polska
aktorka filmowa, odtwarzała rolę Heli Trojańskiej w serialu „Hela
w opałach”.
Rozwiązanie krzyżówki z czasem nr23: Jerzy Maksymiuk
sudoku
łatwe
4 7 8 5 1
1
8
2
8
9
5
3
8
7
9 4
8
9
6
6
7 8
8
3
2
3 8 7 4
6
średnie
3
7
9
8
1
5
trudne
8 5 3 9
9
6
4
8
1 7
8
5
9
7
2
8
6
5
7
3
2
5
6 9
2
3
9
6
7 3 2 4
3 7
9 5 4
8
8
3
1
2 5
1
7
9
4
2
1
2
3 6
5
7
1
8
6
2 9
7 3 5
|27
nowy czas | 18 kwietnia 2011
sport
Tadeusz Stenzel:
Łączymy pokolenia polskiej
emigracji
też współzawodnictwa w innych dyscyplinach.
W porównaniu z poprzednimi latami zmniejszyła nam się drastycznie liczba działaczy, co
naturalnie zmniejsza nasze możliwości organizacyjne. To nasza największa bolączka. Chcemy to jednak również zmienić.
Jakie warunki trzeba spełnić, aby zostać
waszym członkiem.
Tadeusz Stenzel
Z sekretarzem Związku Polskich Klubów
Sportowych w Wielkiej Brytanii rozmawia
Daniel Kowalski.
– W szeregi Związku Polskich Klubów Sportowych w Wielkiej Brytanii może wstąpić każdy klub lub organizacja krzewiąca ideę
kultury fizycznej pod każdą postacią. Najważniejsze, aby statut danej organizacji nie był
sprzeczny z naszym.
ZPKS powstał w 1953 roku aby poprzez
sport promować polski język i kulturę. W
przeszłości była to bardzo prężnie działająca organizacja, w kalendarzu której było
wiele imprez w kilku dyscyplinach. Obecnie działalność ogranicza się przede
wszystkim do organizacji piłkarskiego
turnieju o Puchar Przechodni SPK im. Generała Władysława Andersa.
Puchar Generała Andersa
Ile w tej chwili klubów jest zrzeszonych w
ZPKS?
– Na dzień dzisiejszy w naszych szeregach
zrzeszonych jest ponad dwadzieścia pięć klubów piłkarskich. Oprócz tego jest jeszcze około dziesięciu drużyn siatkówki, jednak w tym
momencie ZPKS nie organizuje jakichkolwiek
rozgrywek. Nasze plany zakładają jednak
zwiększenie tych liczb i powrót do polonijnych
mistrzostw Wielkiej Brytanii w siatkówce.
Sztandarowa impreza waszej organizacji
to coroczny turniej o Puchar Generała Andersa.
– Jeszcze sześć lat temu w Londynie odbywały
się turnieje tenisa stołowego, organizowaliśmy
Dlaczego warto być członkiem ZPKS. Co
daje członkostwo?
– Nasza organizacja za pomocą sportu łączy
oraz integruje dwa pokolenia polskiej emigracji. Członkostwo w ZPKS daje też możliwość
uczestnictwa w najbardziej prestiżowej piłkarskiej imprezie polonijnej w Anglii, jaką jest
bez wątpienia Puchar Andersa, który rozgrywany jest bez przerwy od 1949 roku.
Za dwa lata ZPKS obchodzić będzie jubileusz 60-lecia działalności.
– Chcemy oczywiście zorganizować coś szcze-
gólnego. Na razie wszystko jest na etapie planowania. Może uda się do tego czasu zreorganizować troszeczkę Puchar Andersa, aby
mogło wystąpić więcej drużyn niż teraz, bo
każdego roku chętnych jest więcej niż miejsc.
Być może turniej potrwa dłużej niż tylko jeden
dzień. Myślimy również poważnie o druku jubileuszowego wydawnictwa, bo ostatnia taka
pozycja powstała ponad trzydzieści lat temu.
Czy Związek Polskich Klubów Sportowych będzie miał swoich reprezentantów
podczas tegorocznych Światowych Igrzyskach Polonijnych we Wrocławiu?
– Kiedyś było pod tym względem dużo lepiej.
W 2001 roku do Sopotu wysłaliśmy ponad
pięćdziesięciu sportowców, podobnie było
cztery lata później w Warszawie. Do Poznania
(2003), Słupska (2007) i Torunia (2009) już
niestety nie pojechaliśmy jako grupa zorganizowana, jedynie indywidualne osoby brały
udział. Generalnie chętnych jest sporo,
wszystko jednak rozbija się o finanse. Eskapada do Wrocławia to przelot, zakwaterowanie i
wyżywienie. W chwili obecnej nas, jako organizację, po prostu nie stać na pokrycie takich
kosztów.
Gdzie znajdziemy informacje na temat waszej działalności?
– Mamy swoją stronę internetową
(www.zpks.co.uk), jednak jest w tym momencie bardzo skromna i wymaga sporego wkładu
czasu, by ją uzupełnić i doprowadzić do ładu.
Klub Olimpijczyka w Londynie
bem na życie. Z takimi, którzy osiągnęli sukcesy i mogą inspirować innych. Jesteśmy też zainteresowani
współpracą przy organizacji różnego
rodzaju imprez dla naszych rodaków.
Mam tu na myśli zawody sportowe,
głównie dla dzieci i młodzieży.
Swoją działalność zainaugurował Klub Olimpijczyka.
Organizacja kierowana przez Jakuba Górskiego będzie promować sport oraz ideę ruchu olimpijskiego
szczególnie wśród dzieci i młodzieży.
Pierwsze spotkanie odbyło się na obiektach Craven Cottage, gdzie na co dzień o ligowe punkty w Premier League walczy Fulham Londyn. Na konferencji pojawiło
się wiele ciekawych osobistości, a wśród nich nestor polskiego dziennikarstwa sportowego Tadeusz Olszański
oraz Karolina Kaczorowska – wdowa po ostatnim prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie, śp.
Ryszardzie Kaczorowskim. Redaktor Olszański przy tej
okazji promował swoją najnowszą książkę „Stanisławów
jednak żyje”.
O pierwszych efektach działalności klubu usłyszymy już
niebawem. Prezes Górski zapowiada, iż na kolejnych spotkaniach pojawią się znane postacie ze świata sportu. Będą to nie
tylko sportowcy, ale również trenerzy i dziennikarze.
Więcej informacji o Klubie Olimpijskim w Londynie
można znaleźć na oficjalnej stronie internetowej:
www.klubolimpijski.pl
Daniel Kowalski
Z Jakubem Górskim, prezesem
Klubu Olimpijskiego w Londynie,
rozmawia Daniel Kowalski.
Jak doszło do powstania KO?
– Pomysł założenia Klubu podsunął
mi Mirek Gołek. To człowiek, który
zajmował się podobną działalnością w
latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych właśnie w Londynie.
W jaki sposób zamierzacie realizować swoje plany?
Pani Karolina Kaczorowska z redaktorem
Tadeuszem Olszańskim
– Chcemy organizować spotkania z
ludźmi, dla których sport jest sposo-
Kiedy usłyszymy o waszych pierwszych sukcesach?
– Liczymy na to, że uda nam się wysłać polskich sportowców z Wielkiej
Brytanii na Światowe Igrzyska Olimpijskie, które w tym roku odbędą się
we Wrocławiu.
Kto tworzy Klub Olimpijczyka w
Londynie?
– Oprócz mnie na stałe w projekt są
zaangażowane jeszcze dwie osoby. Jeśli
jest jednak ktoś, kto potrzebuje pomocy w realizacji pomysłów, to serdecznie
zapraszamy. Działalność w KO opiera
się na wolontariacie.
28|
18 kwietnia 2011 | nowy czas
port
Redaguje
Daniel Kowalski
d.kowalski@nowyczas.co.uk
d.kowalski@nowyczas.co.uk
info@sportpress.pl
POLSKA LIGA PIĄTEK PIŁKARSKICH
LONDYN
BIRMINGHAM
1
I LIGA
1
Inko Team FC
20
55 187:44
Scyzoryki
20
44
95:44
36
67:49
2
Piątka Bronka
4
White Wings Seniors
3
5
KS04 Ark
6
You Can Dance
8
Motor
7
9
10
11
12
13
14
PCW Olimpia
Janosiki
Jaga
Inter Team
Słomka Builders
Giants
Buduj.co.uk
20
20
20
20
20
20
20
20
20
20
20
20
52 100:38
38
36
33
27
82:48
94:90
72:67
80:85
25 86:76
18 58:116
15 49:84
14 49:10
13 57:102
0
41:170
Wyniki XX kolejki:
You Can Dance – Piątka Bronka 0:5,
White Wings Seniors – Giants 10:2,
Inko Team FC – Janosiki 10:5,
Jaga – Scyzoryki 1:5,
KS04 Ark – Motor 5:7,
Buduj.co.uk – Janosiki 1:14,
Inter Team – Słomka Builders Team 5:0
Zestaw par XXI kolejki:
You Can Dance – KS 04 Ark
Buduj.co.uk – Piątka Bronka
Inter Team – Janosiki
Jaga – PCW Olimpia
Giants – Motor Font
Scyzoryki – White Wings Seniors
Inko Team FC – Słomka Builders
2
FC Revolution MOPS
Szerszenie
3
FC Mazowsze
5
No Name
4
PL Squad
6
FC Polonia
7
The Patriots PL
9
10
Róg Waszyngtona
RKS Zbieranka
8
Olimpia
13
13
13
13
13
13
13
13
13
13
37
29
26
22
18
18
17
12
8
3
78:18
90:30
49:28
57:50
52:38
39:38
52:46
42:77
37:76
28:123
Wyniki XIII kolejki:
RKS Zbieranka – No Name 1:13
Olimpia – FC Revolution MOPS 4:8
PL Squad – Róg Waszyngtona 6:4
Szerszenie – The Patriots PL 3:5
FC Mazowsze – FC Polonia 3:1
Zestaw par XIV kolejki:
FC Mazowsze – Olimpia
RKS Zbieranka – FC Polonia
PL Squad – The Patriots PL
Róg Waszyngtona – No Name
Szerszenie – FC Revolution MOPS
LUTON
II LIGA
1
Kelmscott Rangers
20
58 144:46
3
North London Eagles
20
44
89:49
5
The Plough
37
78:53
31
83:57
2
4
6
FC Cosmos
Czarny Kot FC
Panorama
7
Prestigekm.co.uk
9
10
11
12
13
KS Pyrlandia
MK Seatbelt
Made in Poland
Somgorsi
Warriors of God
8
14
Biała Wdowa
Parszywa 13
20
20
20
20
20
20
20
20
20
20
20
20
48 107:56
39 109:58
33
31
19
15
15
14
13
81:61
74:76
62:106
49:75
57:103
53:109
50:105
10 34:116
Wyniki XX kolejki:
Parszywa 13 – KS Pyrlandia
Panorama – The Plough
Warriors of God – Made in Poland
Prestigekm.co.uk – Biała Wdowa
North London Eagles – Czarny Kot FC
FC Cosmos – Kelmscott Rangers
Somgorsi – MK Seatbelt
Tenisowe Grand Prix
Miłośnicy tenisa ziemnego z Northampton zapraszają
wszystkich chętnych zawodników i kibiców na otwarty
turniej z cyklu Polonijne Grand Prix Northampton 2011.
Pierwsza impreza odbędzie się już 15 maja 2011 o
godzinie 10:00 na kortach Northampton County Lawn
Tennis Club (54 Church Way, West Favell, Northampton,
NN3 3BX). Dla najlepszych organizatorzy przygotowali
atrakcyjne nagrody.
Opłata wpisowa wynosi 10 funtów, a zgłoszenia do
turnieju przyjmują Artur (tel: 0759 545 5672, email:
artur.kaca@gmail.com) oraz Michał (mike.pl@wp.pl). Lista
startowa zostanie zamknięta w dniu zawodów o godzinie
9:30. Podczas turnieju organizatorzy planują wspólne
rodzinne grilowanie. (dako)
Już za trzy miesiące we Wrocławiu odbędą się XV Światowe Letnie Igrzyska
Polonijne. O medale w dwudziestu pięciu dyscyplinach, Polacy z całego świata rywalizować będą przez osiem dni (od
14
28
45:33
3
KS Victoria
14
21
33:31
4
5
6
Canarinhos
LSD Team
Jedenastka
WRP
14
24
14
18
14
16
14
13
40:36
37:37
28:37
33:42
Wyniki XIV kolejki:
Jedenastka – Promil Luton 0:4
Canarinhos – KS Victoria 2:5
LSD Team – WRP 5:2
Zestaw par XV kolejki:
WRP – Victoria
Jedenastka – LSD
Promil Luton – Canarinhos
100 dni do Igrzysk
Polonijny klub piłkarski Blue Magic Dublin został wicemistrzem Irlandii w futsalu. Drużyna, którą praktycznie w
stu procentach tworzą Polacy, przegrała jedynie ze Sportingiem Fingal. Zespół powstał w 2009 roku, a w irlandzkiej Lidze Futsalu był beniaminkiem. Mistrzostwa Irlandii
są rozgrywane systemem pucharowym. W turnieju wzięło udział 32 ekipy. (dako)
Promil Luton
2
Zestaw par XXI kolejki:
MK Seatbelt – Made in Poland,
KS Pyrlandia – The Plough,
Parszywa 13 – North London
Eagles, Panorama – FC Cosmos,
Biała Wdowa – Czarny Kot,
Warriors of God – Kelmscott Rangers,
Somgorsi – Prestigekm.co.uk
Polacy wicemistrzami
Irlandii!
1
30 lipca do 6 sierpnia). Organizatorzy czekają na zgłoszenia od polonijnych sportowców, również
tych z Wielkiej Brytanii.
Jak informuje Jakub Górski
z Klubu Olimpijskiego w
Londynie rozegrany zostanie również turniej familijny, w którym udział wezmą
rodziny składające się z co
najmniej trzech osób. Celem
tej rywalizacji jest wyłonienie
najbardziej usportowionej rodziny dolnośląskich Igrzysk.
Zgłoszenia będą przyjmowane do końca czerwca. Wszystkie potrzebne informacje zainteresowani
mogą znaleźć na stronie www.igrzyskapolonijne.dolnyslask.pl oraz na
oficjalnej stronie Klubu Olimpijczyka
www.klubolimpijczyka.pl.
Daniel Kowalski
COVENTRY
1
2
3
4
5
6
White Eagles
1
3
6:2
Black Horse
1
3
4:2
White Eagles 2
International
FC Stoprocent
Gazmyas
1
1
1
1
3
0
0
0
Wyniki I kolejki:
White Eagles 2 – Gazmyas 4:0
Black Horse – International 4:2
White Eagles – FC Stoprocent 6:2
Zestaw par II kolejki:
International – White Eagles 2
FC Stoprocent – Black Horse
Gazmyas – White Eagles
4:0
2:4
2:6
0:4